Dojrzałość (czyli okres kiedy skończyłeś już studia, a jeszcze nie masz Alzheimera), to świetny czas. Ma się wtedy wystarczająco dużo:
a) energii – żeby jak pancerny pociąg dążyć do celu
b) pieniędzy – żeby zakup cedrowych prawideł do butów i szwajcarskiego zegarka przestał wydawać się fanaberią.
W ramach bonusu wciąż jest się wystarczająco młodym, żeby umawiając się z dwudziestolatką nie wyglądać jak lokalny odpowiednik Hugh Hefnera.
Jednocześnie jest to okres, w którym zaczyna się zauważać, jak wiele osób zaczyna zostawać z tyłu peletonu. I jest to przykry widok, kiedy w tym tłumie widzi się swoich znajomych: kumpla, który miał być miliarderem, a codziennie rano zakłada znoszoną marynarkę i idzie do pracy w urzędzie miasta; gościa, który uczył cię, jak radzić sobie z kobietami, a teraz jest klasycznym miśkiem-pantoflarzem i dziewczyny, o których fantazjowałeś przed snem, a które zamiast dojrzewać jak Sophie Marceau, zestarzały się szybko i brzydko – tak jak swoje koleżanki, matki i ciotki.
Jeszcze kilka lat temu każda z tych osób miała głowę pełną kolorowych planów i świeżych wspomnień. Teraz mają tam tylko wspomnienia.
Pisząc to mogę brzmieć jak buc, który sugeruje, że każdy może mieć życie jak wycięte z telewizyjnej reklamy. Szczerze mówiąc, nie wiem czy to możliwe. Podejrzewam, że nie.
Wiem za to, że ofiarami przeciętności pada zdecydowanie więcej osób, niż powinno.
Ludzie nie wiedzą co zrobić z wolnością
Podobno jest pięć rzeczy, którymi można przestraszyć milenialsa.
1) 1% na baterii w telefonie
2) Braki wi-fi
3) Praca od 8.00 do 16.00
4) Poważny związek
5) Posiadanie dzieci.
Znam ludzi, którzy myślą, że jak wezmą ślub, zaczną pracować na etacie i nauczą się jak działają pampersy, to skończą jak trybiki systemu. Prawda jest znacznie okrutniejsza. Prawda jest taka, że mogą nie mieć żadnej z tych rzeczy, a i tak stać się przygnębionymi trybikami systemu. Zależy to od odpowiedzi na jedno, podstawowe pytanie: “Czy mając pełną lodówkę, wciąż będziesz umiał pozostać głodny?”
Kiedy się rodzisz, twoje życie jest przesiąknięte słowem “musisz”. Uczysz się chodzić, mówić, jeść, bo musisz to robić, żeby przeżyć. Kiedy idziesz do szkoły uczysz się pisać i czytać, liczyć oraz kiedy wybuchła wojna polsko-krzyżacka, bo nie masz wyjścia. Kiedy dorastasz musisz wybrać karierę zawodową, zdać maturę i wybrać studia. W międzyczasie musisz też dbać o swoją towarzyskość, wygląd, bycie interesującą osobą i o zdobywanie dziewczyn z opalonymi nogami i wysoko upiętymi kucykami. Na koniec musisz kupić mieszkanie, zestaw mebli z Ikei i mieć dziecko.
Wtedy musisz już tylko płacić rachunki, a możesz robić wszystko.
Jednak ludzi możliwości nie motywują. Motywuje ich tylko bat za plecami. Przyparci do ściany wespną się na wyżyny swojej kreatywności i wytrwałości. Mając komfort będą tylko chodzić bez celu w kółko. Pełna lodówka ich rozleniwia. Dlatego około trzydziestki widzi się coraz więcej ofiar przejedzenia, które nie mają pojęcia, co zrobić ze swoimi możliwościami. Siadają wtedy w fotelu i uśmiechają się z satysfakcją. Mówią sobie, że napiszą ten ważny scenariusz jutro. Zaczynają odkładać marzenia na później. Stwierdzają, że jest w porządku tak, jak jest. Wypełniają swoje dni trocinami i cieszą się, że przynajmniej nie jest puste. Minuta po minucie stają się osobami, którymi nigdy nie mieli się stać.
Przeciętność jest kusząca
Ludzie chcieliby żeby posiadanie satysfakcjonującego życia było proste, ale tak nigdy nie będzie. Proste to jest siedzenie na tyłku. Na wszystko inne trzeba zapracować i nie jest to lekka praca.
Tymczasem równanie do średniej jest proste. Przeciętność będzie wabić cię słodyczą lenistwa. Szeptać do ucha, że nic się nie stanie jeśli sobie odpuścisz. Łechtać twoje ego mówiąc, że tak dużo osiągnąłeś. Kłamiąc, że jeśli teraz jest w porządku, to już tak zostanie. Przecież nic się nie stanie jeśli odłożysz to na jutro. Bez premii też przeżyjesz. Jak będziesz mieć brzuszek to twoja dziewczyna też będzie cię kochać. Pozornie nic się nie zmienia, a w końcu przychodzi dzień, w który czujesz się jakby ktoś jebnął ci drzwiami w twarz.
Widzisz wtedy siebie takiego, jakim się stałeś. Wypranego z osiągnięć, które były twoim udziałem tak dawno, że przestały się liczyć. Pozbawionego wymówek i usprawiedliwień. Stałeś się alternatywną wersją siebie z innego wymiaru. Swoim bratem bliźniakiem, którego błąd nie polega na tym, że podejmował złe decyzje, ale że nie podejmował żadnych.
Przeciętność dopadnie każdego, kto z nią nie walczy
Przeciętność działa jak niewidoczna czarna dziura. Wciąga cię jak wir. Nieważne jak daleko od niej jesteś to prąd wciąż spycha cię w jej kierunku. Żeby w niej utonąć nie trzeba się starać – wystarczy przestać wiosłować. To dlatego w tytule napisałem, że przeciętność dopadnie każdego. Ten tytuł wymaga jednak sprostowania – przeciętność dopadnie każdego, kto z nią nie walczy.
Jeśli chcesz mieć szczęśliwy, czuły związek, to wciąż musisz dbać o swoją atrakcyjność, rozmawiać o tym, co ważne i pamiętać, że życie razem to nie tylko układanie list zakupów i zmywanie naczyń, ale też wyjazdy w Bieszczady i przytulanie się przy kominku. Jeśli myślisz, że to banał to popatrz na ludzi, którzy o tym zapominają.
Jeśli za dziesięć, piętnaście czy dwadzieścia lat wciąż chcesz mieć świetną sytuację finansową, to będziesz musiał pozostać studentem z pustą lodówką, który bez przerwy się uczy, szuka efektywniejszych sposobów działania i podejmuje nowe wyzwania.
Jeśli chcesz mieć interesujące życie, to wciąż musisz układać listy rzeczy, które jeszcze chcesz zrobić i pracować nad nimi bez względu na to czy, będziesz mieć motywację czy nie.
Płynięcie pod prąd może cię wyczerpać, ale to stagnacja zabija – łamie kręgosłup, odbiera chęć do życia i wymazuje z niego wszystko, co dobre. Nie dlatego, że jest takim okropnym skurwysynem, ale dlatego, że nic nie mamy na własność – każde osiągnięcie, każda cecha charakteru i każda osoba są wynajęte. A kiedy przestajesz za nie płacić, to je tracisz.
Moja nowa książka JEST JUŻ DO KUPIENIA!

PORADNIK O TYM JAK PLANOWAĆ, REALIZOWAĆ CELE I ŻYĆ MĄDRZEJ DŁUGOTERMINOWO
"Projekt Przyszłość" to ponad 400 stron praktycznej wiedzy o wprowadzaniu zmian, wykorzystywaniu szans, wybieraniu priorytetów i przekuwaniu ich w harmonogramy pracy, które pomogą ci zbudować lepsze jutro.
Genialne i prawdziwe. I niewiarygodnie smutne….
Prawdziwe tak, smutne już znacznie mniej. Ta pełna lodówka działa jak filtr. Oddziela ludzi, którzy działają tylko z batem na plecach i wręcz dążą do przeciętności, od tych którzy chcą coś osiągnąć, dla siebie i dla swojej satysfakcji.
Bo prawdziwą postawę człowieka można poznać, kiedy już dobije się już do tej przeciętności. Niektórzy tam zostają a inni prą dalej, bo chcą i mogą
To nie jest smutne. Proza życia. Volant pisze jak zawsze w dosadnym stylu i właśnie dlatego, jego blog jest w czwórce moich ulubionych. Działa jak pigułka świadomościowa, jak uderzenie pięścią prosto w twarz, po którym albo podnosisz się i walczysz, albo leżysz i pozwalasz żeby życie Cię skopało. Mimo tego nie sądzę, że życie jest walką i myślę, że autor również.
Życie jest walką, jeśli chce się coś więcej niż tytułowa przeciętność. Walką ze swoimi słabościami, z przeciwnościami losu, z konkurencją.
Smutne jest dlatego, że każdy ma tylko jedno życie i godzenie sie na przeciętność to zabite marzenia oraz stracona szansa na coś wielkiego i wyjątkowego. To kilkuletni przyszli piloci, konsmonauci, strażacy, lekarze, malarze, podróżnicy, którzy zostali kasjerami w biedronce, spzedawcami ubezpieczeń albo excelowymi korporatami.
Polecam historię o kamieniach, żwirze, piasku i wodzie….
Ludzie kupili iluzję bezpieczeństwa otulonego przeciętnością. Pomijając fakt, że społeczeństwo karci każdego, kto choćby na centymetr opuszcza szary szereg – rzeczywiście miło jest być kimś przeciętnym. Bo norma zakłada, że to nie Ty jesteś odpowiedzialny za swój los (przyjemnie jest narzekać na “system”, grać w World of Warcraft, jarać blunty i śmiać się z ludzi, którzy starają się wybić). Tego rodzaju teksty rozbudzają samoświadomość, ale jeśli ktoś siedzi po uszy w gównie, to nie usłyszy tego głosu rozsądku, ponieważ nie będzie chciał go usłyszeć. Tak jest znacznie wygodniej.
Nie tylko, nie będzie chciał go usłyszeć, ale zakrzyczy go, a tego, kto to mówi zwymyśla od najgorszych. Ludzie bardzo nie lubią być świadomym tego, że przepuścili swój czas na marne.
Czy mając pełną lodówkę, wciąż będziesz umiał pozostać głodnym? Hmm od razu nasuwa mi się, życiowe motto Steve’a Jobsa, czyli: stay hungry, stay foolish. Ten koleś wiedział jak żyć
To jest najlepszy tekst ever. Rzeczywiście wiele osób miało tyle marzen, pasji, świat stał przed nimi otworem a jakoś po skończeniu studiów wszystko im tak powszednieje, ubierają wygodne kapcie, zasiadają w fotelu w biurze i patrzą jak życie płynie Ale bez większych uniesień i tak jest dobrze.Lenistwo jest fajne też mnie to kiedyś dopadło na moment ale na szczęście się otrzasnelam, ze przecież to nie prawdziwa ja i nie chcę tak skonczyc. “Spokój” dobija na dłuższą mete
Wydaje mi się, że takie “osiadanie na laurach” wiąże się też z przekonaniami jakie wpoiły nam starsze pokolenia- że trzeba znać swoje miejsce w szeregu, że wybijają się tylko nieliczni- ci którzy mają kasę i znajomości, a najlepiej firmę w spadku, że jak jest dobrze to nie ma co kombinować, a ryzyko równa się nieodpowiedzialności zwłaszcza posiadając rodzinę… takie właśnie frazesy zabijają marzenia i chęci do działania, a słucha je codziennie wielu młodych ludzi próbujących COŚ zrobić…. morał z tego taki, że trzeba słuchać tylko siebie ( no pod warunkiem, że jesteśmy głodni :) )
Właśnie tego dzisiaj potrzebowałam, żeby przekonać się, że złożenie wypowiedzenia to najlepsza rzecz, jaką mogę dla siebie zrobić, żeby za jakiś czas nie spocząć na tej spokojnej kanapie gapiąc się bezmyślnie w telewizor i zapominając o tym, czego chciałam od życia! Dzięki Volant, zrobiłeś mi dziś ogromną przysługę!!!! Ten tekst to kopniak w tyłek! Stay foolish!!!
Dokładnie w tym temacie, chciałbym Wam polecić dwie książki Napoleona Hilla: “Myśl i bogać się” oraz “Przechytrzyć diabła”. Pierwsza jest praktycznym przepisem na to, jak robić to o czym Volant pisze. Druga wyjaśnia, dlaczego ten wir wciąga.
Brawo wreszcie inaczej i ciekawie. Gratulacje trafiłeś w cel a dokładnie w sam środek tarczy :)
no tak, stabilizacja motylka, to szpilka…
Volant, a jak to się ma do stawania na palcach z poprzedniego wpisu o związkach? Przecież ci przeciętni to głownie właśnie tacy nie stający na palcach, a często i siadający wygodnie na pupie.
W poprzednim tekście przez “stawanie na palcach” rozumiałem nie tyle “starać się”, co “starać się patologicznie – przesadnie i wbrew swoim interesom”.
Dobrze to podsumował Dawidowski w tamtej dyskusji: “To o czym pisałeś w całym poście, to dawanie z siebie ponad normę. To dawanie z siebie 120%. Czyli ‘ja na co dzień’ + coś extra.”
Wszędzie potrzeba wyważenia. Jeśli ktoś zapierdalałby jak chomik w kółku i bałby się pojechać na miesiąc wakacji, żeby nie wpaść w wir przeciętności to też bym to skrytykował. Jeśli ktoś nie biegałby w ogóle w kółku to skrytykowałbym to jeszcze bardziej. Prawda, jak zazwyczaj, może nie leży pośrodku, ale na pewno nie ma jej w skrajnościach.