Jakie są najbardziej toksyczne substancje? Azbest, formaldehyd i jad niektórych węży. Aha, i jeszcze jedna – nieproszone rady.

Dwa tygodnie temu brałem udział w nagraniu do radia ZET o krytykowaniu. Jak krytykować? Co to jest konstruktywna krytyka? Czy krytyka jest potrzebna? Nie udało się jednak wyeksploatować najważniejszego pytania: „Jak radzić sobie z niezasłużoną i nieproszoną krytyką?”.

Sartre napisał: „Piekło to inni”, i chociaż mógł mieć na myśli Białych Wędrowców z „Gry o tron”, to podejrzewam, że jednak chodziło mu o te drobne uszczypliwości, które wchodzą pod skórę jak szpilki. O pełne troski pytania o to, czy kogoś się ma, kiedy będzie się mieć i kiedy zobaczy się wnuki. O drobne uwagi, że Maciek może tak samo kręci się w wyścigu szczurów, ale zdecydowanie szybciej przebiera łapkami. O nieproszone rady, jak powinieneś żyć i pracować.

Nieproszone rady – moje doświadczenia

Od lat układam swoje życie bez gotowego szablonu, mierząc wyżej, niż inni i nie godząc się na obniżanie oczekiwań. Najpierw przypominało to offroad, podczas którego wjechało się w brunatną breję, wciskało się gaz do dechy i rozpryskiwało błoto stojąc w miejscu. Brunatną breją było tłumaczenie, że praca w domu to też praca, że etat w tych czasach nie ma nic wspólnego ze stabilizacją, że pracując mniej, będę zarabiać znacznie więcej, niż tylko średnią krajową, a pisanie być może będzie przeżytkiem, ale jeszcze nim nie jest. Nie robiłem tego w ciemno i nieodpowiedzialnie, ale na podstawie spójnej strategii, rad osób, które już przetarły szlaki oraz mając rozsądne plany awaryjne. Czas pokazał, że miałem we wszystkim rację, dzięki czemu głosy dookoła zmieniły się z „Po co ci to wszystko?” na „Zawsze wiedzieliśmy, że coś z tego wyjdzie”.

Nauczyło mnie to dwóch zabawnych rzeczy:

1) Im mniej ludzie dookoła wiedzą o tobie, twoich celach i doświadczeniach, tym z większą mają pewność, co do skuteczności swoich rad (i głupoty twojego postępowania).
2) Kiedy idziesz swoją drogą i przynosi ona obiektywne, dobre efekty, to „życzliwi krytykanci” nie przychodzą i nie mówią: „Myliliśmy się”. Przede wszystkim dlatego, że to typ osób, którym nie chodzi o twoje dobro, ale o to, żeby sobie ulżyć. Dopierdalają innym, bo im ktoś tak dopierdolił i robiąc to samo mają poczucie sprawiedliwości społecznej, bo dzięki temu każdy czuje się tak samo źle.

Właściwie mógłbym ten tekst zakończyć na powiedzeniu: „Zostaw nieproszone rady daleko za sobą i rób swoje”. Niestety nie spotkałem ani jednej osoby, która po takim zdaniu faktycznie przestała się przejmować. To mniej więcej tak, jak powiedzieć komuś z depresją, żeby obejrzał kilka kabaretów i był szczęśliwy. Jesteśmy ludźmi, a ludzie mają emocje, przejmują się, a kiedy ktoś wchodzi w ich życie z nieproszonymi i niesprawiedliwymi radami, to czują się jakby dostali w twarz własnym tortem urodzinowym.

Dlatego zamiast nie przejmowania się, lepiej zadać sobie trzy pytania:

Jakie mają prawo, żeby ci doradzać?

Wiecie, to nie jest tak, że uważam, że dawanie rad albo krytyka są niepotrzebne. Sam stale szukam osób, które powiedzą mi: „Jak to zrobić lepiej?” i uważnie się wsłuchuję w uwagi typu: „Chyba zboczyłeś ze swojej drogi”. Jednak warunkiem wstępnym skuteczności takich rad, są odpowiedzi na dwa pytania:
– czy te osoby są tam, gdzie ty chcesz dotrzeć?
– czy te osoby wiedzą, co jest twoim celem i gdzie zmierzać?

Bo jeśli tego nie wiedzą to zachowują się jakby mówili: „Lepiej zawróć, bo tą drogą nigdy nie dojedziesz na Festiwal Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu!”, bo niczego lepszego sobie nie wyobrażają i nie biorą pod uwagę, że tobie może zależeć na tym, żeby ze swojego życia zrobić niekończący się clubbing na Ibizie.

Żeby ktoś był w stanie powiedzieć ci coś wartościowego, to musi wiedzieć gdzie jedziesz i mieć dobre mapy, które może ci przekazać. Tylko te osoby wiedzą, co ciebie czeka, gdzie na drodze są dziury, których zjazdów unikać i jak planować postoje.

W końcu osoby zarabiające minimalną krajową nie są odpowiednimi źródłami wiedzy o prowadzeniu własnej firmy. Gdyby ich rady były coś warte, to sami byliby odnoszącymi sukcesy przedsiębiorcami, prawda?

Jakie mają prawo, żeby cię krytykować?

Ciotka mojej koleżanki dokonała kilku aborcji, ale wciąż mówiła, że to niemoralnie i nie po katolicku brać tylko ślub cywilny. Znajoma mojej mamy za każdym razem narzeka na niewdzięczność swoich dzieci, ale prowadzi aktywną agitację pod tytułem: „Na co czekacie? Dzieci to największe szczęście!”. (Osobiście uważam, że to może być największe szczęście, ale tylko jeśli ktoś tego chce, a nie dlatego, że ktoś mu to tłukł do głowy.)

Jesteśmy tylko ludźmi. Nie rodzimy się wypełnieni całą potrzebną wiedzą. Bez względu na punkt z jakiego startujemy musimy tę wiedzę nabywać sami. Dokonujemy najlepszych możliwych decyzji, które okazują się błędne i patrzymy na nie, jak na wpisy z licealnych pamiętniczków – z mieszaniną rozbawienia i zażenowania. Chciałbym, żeby było inaczej, ale żeby wiedzieć, czego się chce, trzeba też dowiedzieć się, czego się nie chce i nie obędzie się bez siniaków.

Kiedy to się zrozumie, przestaje się mówić: „Robisz to źle!”, a zaczyna mówić się: „Gdybym robił to drugi raz, wybrałbym inaczej”. To właśnie na tym polega różnica między krytyką, a dzieleniem się doświadczeniem.

Jakie mają prawo, żeby mieć oczekiwania?

Pamiętacie wybuch Jerzego Janowicza na konferencji prasowej w 2014 roku? Jeśli nie, to powiedział coś bardzo ważnego – oczekiwania to mogą mieć jego rodzice albo trener, a nie dziennikarze i anonimowi statyści obserwujący jego życie.

Prawda jest taka, że inni ludzie mogą od ciebie oczekiwać znacznie mniej niż im się wydaje i to działa w dwie strony – ty też nie możesz za wiele oczekiwać. Nie możesz oczekiwać, że każdy będzie wobec ciebie fair, że po jednej randce, będzie kolejna randka albo że facet „zrobi wszystko, żeby cię zdobyć”, bo on ci tego nie obiecał. Co najwyżej zrobili to scenarzyści komedii romantycznych, więc swoje wymagania kieruj do nich.

Oczekiwania mogą mieć osoby, na które twoje decyzje mają bezpośredni wpływ albo kiedy do czegoś się zobowiązałeś. Jednak takie sytuacje są stosunkowo nieliczne. Jeśli więc ktoś ci mówi, że wyobrażał sobie inaczej twoją przyszłość to nie jest to twój problem. Twoim problemem jest to, żeby o siebie zadbać, żeby nie zrobić sobie wielkiej emocjonalnej, fizycznej lub finansowej krzywdy oraz upewnić się, że po każdym upadku, podniesiesz się i nie zakończysz na nim swojej historii.

Otaczaj się jak najmądrzejszymi osobami. Czerp z ich przykładu. Doceniaj pomoc i cudze doświadczenia. Poznawaj siebie i swoje emocje.

Ale też nie poddawaj się dyktaturze ludzi, którzy dają nieproszone rady, ale które nie stosują ich w swoim życiu. Daruj sobie ludzi, którzy swoje wnioski formułują je na podstawie swoich lęków, wyrwanych z kontekstu przykładów i zbiorowych, ale niezweryfikowanych opinii.

Co jak co, ale nie znam przypadku, kiedy spełnianie cudzych oczekiwań przyniosło komuś szczęście. Znam za to takie, które dzięki temu z fajnych i perspektywicznych osób zamieniły się w zgorzkniałe istoty oglądające na monitorze 15”, jak ktoś mniej zdolny realizuje ich dawne plany.

Kropka.

.

Psst! Psst! Dołącz też do obserwujących bloga na facebooku lub instagramie.