Wpis powstał we współpracy z Planete+

Pamiętam jak prawie trzy lata temu czytałem artykuł przedstawiający wyniki badań Lori Gottlieb nad współczesnymi małżeństwami. Wynikał z nich zaskakujący wniosek. Pomimo równouprawnienia, osiągnięć zawodowych i nowoczesności, w związkach, w których mężczyźni wykonują zajęcia uważane za kobiece (takie jak pranie czy odkurzanie) pary uprawiają 30% mniej seksu, niż te, w których mężczyźni zajmują się naprawianiem samochodu, wynoszeniem śmieci i wymienianiem uszczelek. Co więcej, kobiety, w których związkach dominował tradycyjny podział ról odczuwały większą satysfakcję z seksu.

Wokół tego artykułu powstało wiele kontrowersji, ale moim zdaniem on pokazuje tylko to, czego wszyscy jesteśmy świadomi – zmiany mentalne są wolniejsze, niż zmiany społeczne. My sami stoimy w rozkroku między współczesnym stylem życia, a zasadami, które sprawdzały się trzy pokolenia wcześniej, nie bardzo wiedząc jak to pogodzić. To dlatego kobiety bez względu na to ile zarabiają i jakie mają poglądy, wciąż chcą, żeby ich partner był bardziej zaradny niż ona. Żeby potrafił podejmować decyzje zamiast pogrążać się w niekończących się paraliżach decyzyjnych. Żeby umiał radzić sobie sam i nie musiał bezradnie rozkładać rączek.

Problem w tym, że te czasy już dawno minęły i trzeba pogodzić się z tym, że prawdopodobnie już nigdy nie wrócą. Typowe męskie zajęcia sprzed 60 lat albo nie istnieją, albo przestały być „tylko dla mężczyzn”, albo zostały zepchnięte na tereny gdzie kończy się atrakcyjność, a zaczyna mieszanie piasku z cementem i wodą.

I chyba właśnie dlatego, że takich zajęć już niemal nie ma, tak duże wrażenie zrobiła na mnie jedna z najlepszych serii dokumentalnych jakie widziałem – Ludzie morza wyprodukowana i emitowana przez polski kanał dokumentalny Planete+.

Przedstawia ona życie rybaków z Ustki pracujących na trzech kutrach o różnej wielkości, którzy zamiast pokemonów łapią łososie, dorsze, szproty i śledzie. Zamiast klimatyzowanego biura omijają pola kry przy -12 stopni Celsjusza. Zamiast zdawać się na rady wujka Google w najprostszych sprawach wiedzą, że wypływając na połów są zdani wyłącznie na siebie. Zamiast pracy przy nowym Macbooku pracują fizycznie z widokiem na brudno niebieskie morze.

To prowokuje do zadawania sobie pytań o to, co ci rybacy z tego mają tak psychologicznie. Jak czują się zostawiając za sobą wszystkie codzienne problemy i będąc tylko sam na sam z morzem? Czy poczucie, że muszą radzić sobie sami bardziej ich przytłacza czy daje satysfakcję? Czy gdyby mogli wybrać drugi raz to wybraliby kolejny raz tak samo?

Chociaż bym się z nimi nie zamienił, to każdy odcinek pełny doskonałych ujęć portu, kutrów, sieci i wyławianych ryb budzi we mnie nutkę nostalgii. Nie tylko dlatego, że takiego życia nie znam i znać nie będę, ale też dlatego, że mam wrażenie, że niedługo już nikt takiego życia nie doświadczy. Tradycyjne rybołówstwo, które jak wiele innych typowo męskich zawodów, bardzo powoli umiera i odchodzi w niebyt, a „Ludzie morza” to być ostatnia szansa, żeby takie życie poznać.

Całą serię gorąco polecam, zwłaszcza jeśli nie znasz innego portu, niż port USB.

Premierowe odcinki „Ludzi morza” są emitowane w każdą niedzielę o 22.00.

port