Białe kłamstwa to niewinne oszustwa. Kłamstewka w drobnych sprawach. Tak drobnych, że niemal nie robią różnicy. „Niemal” to jednak słowo klucz.
Powszechnie białe kłamstwa tłumaczy się tym, że kłamiemy, bo jesteśmy dla kogoś tacy dobrzy, fajni i dzięki temu nie ranimy innych. Rozumiem sens używania białych kłamstw w stosunku do obcych czy przypadkowych osób. Mówienie postronnym osobom na ulicach i w sklepach, że źle wyglądają w tych spodniach, nikomu nie pomoże.
Zupełnie inaczej jest w przypadku partnerów czy przyjaciół. Życzymy im jak najlepiej i jesteśmy gotowi ich wspierać, ale zdecydowanie zbyt często zatajamy przed nimi ważne informacje. Na przykład nie powiesz swojemu kumplowi, że zachowuje się przy swojej dziewczynie jak kastrat śpiewający cieniutkim głosem, bo będzie mu wtedy przykro. A przecież jak nic nie powiesz, to nic się nie stanie.
Niestety stanie się. Twój kumpel zamiast poczuć się źle przy tobie, będzie czuł się źle przy niej. Osoby dookoła niego będą na niego patrzeć jak na nieudacznika, a on będzie żył w przekonaniu, że jego zachowania są skuteczne i będzie powielał je z kolejnymi kobietami robiąc sobie kuku.
Jestem w stanie się założyć, że większość problemów jakie mają ludzie bierze się z tego, że otaczają ich ludzie, którzy nie potrafią zdobyć się na minimalną szczerość. Nie macie wrażenia, że osoby, które radzą sobie lepiej niż inni, zadziwiająco często mają (mają, a nie mówią, że mają) w dupie opinię innych? Powiem wam dlaczego, bo wszyscy inni naiwnie wierzą w te pozornie niewinne białe kłamstwa. Nie w te wielkie, ale w te malutkie, słyszane od swoich najbliższych. W każdej klasie był grubasek, który wierzył w to, że ma grube kości. Twoja dziewczyna podczas seksu oralnego przygryza końcówkę penisa, bo ani ty ani nikt inny nie powiedział jej, że nie ma nic seksownego w oznaczaniu go jedynkami. Syn sąsiadów jest największą ofermą na osiedlu, bo uwierzył mamie i babci, że taki „śliczny z niego kawaler” i że „wszystko się ułoży”, chociaż nic nigdy samo się nie układa, a sukces życiowy zapewnia „dobroć i pokora”.
Bardzo lubię biznesowe porównania, dlatego dam ci jedno. Wyobraź sobie, że jeden z pracowników robi którąś z rzeczy w jakich okłamałbyś np. swoją dziewczynę:
– podaje w restauracji niedogotowane potrawy
– nieładnie pachnie
– ubiera się jak na dyskotekę w latach 80-tych
– rozmawia z klientami w taki sposób, że budzi w nich osobowość seryjnego mordercy.
Wtedy też udawałbyś, że wszystko jest w porządku, czy jednak byś zainterweniował? Pewnie tak, bo widziałbyś jak tracisz przez to pieniądze.
W życiu prywatnym też na tym tracisz, ale nie zwracasz na to uwagi. A szkoda, bo przez to:
1) Tracisz silną osobę, którą miałbyś po swojej stronie, a zamiast tego hodujesz mentalną kalekę. Pozwalając innym na obniżanie wobec siebie poprzeczki sprawiasz, że nie spotykasz się z osobą tak atrakcyjną, mądrą i ciekawą jak mógłbyś to robić, gdybyś rzadziej chował głowę w piasek. (Z góry zaznaczam, że nie chodzi mi o bezsensowne dowalanie komuś).
2) Igrasz z jej zaufaniem, bo kiedy tylko wyjdzie na jaw, że okłamałeś ją w małej sprawie to pomyśli, że to samo zrobiłbyś w dużej. Komu mamy wierzyć jak nie swoim bliskim? Naprawdę chcesz im udowodnić, że słuchanie ich nie ma sensu? Chcesz żyć w świecie, w którym nie można wierzyć nikomu nawet w takich drobiazgach?
3) Gwarantujesz sobie otrzymywanie od kogoś zachowań, których nie lubisz.
4) Według badań czyjś stan emocjonalny wpływa nie tylko na niego, ale też na jego bliskich, współpracowników, a nawet sąsiadów. Kłamiąc wymieniasz krótkotrwałe uczucie świętego spokoju na długotrwałe obniżenie jakości swojego życia. Nie dbając o to, żeby ważne dla ciebie osoby żyły lepiej, jesteś odpowiedzialny za ich frustracje wynikające z dysonansu pomiędzy tym, że bliscy mówią jej jaka jest fajna, a nikt inny tego nie zauważa. Te frustracje wracają do ciebie chociażby w postaci konieczności wysłuchiwania po raz kolejny jak bardzo zły dzień miał twój kumpel. Naprawdę lubisz być emocjonalnym tamponem?
Dlatego mam propozycję, jeśli życzysz komuś dobrze to przestań okłamywać go w małych rzeczach, bo błąd nie znika kiedy nabierze się wody w usta, a fałszywy komplement nie sprawi, że ktoś na kim ci zależy przestanie robić rzeczy, które mu nie służą. Nie martw się, że będzie komuś przykro, bo bardziej przykro będzie mu kiedy zachowa się publicznie jak pajac, bo go przed tym nie powstrzymałeś.
Jeśli chcesz być dla kogoś tak dobrym, że Matka Teresa mogłaby myć ci stopy to zamiast kłamstewek w małych sprawach, zacznij dawać wsparcie w dużych i przestań pukać się w głowę jeśli słyszysz, że twoja dziewczyna stworzy międzynarodową markę, a twój kumpel zamieszka na Marsie. Nie wiesz co zadziała, a co nie. Nie masz też jak tego sprawdzić, a będzie ci głupio jeśli wyjdziesz na małostkowego skurwiela bombardującego czyjeś marzenia.
Zachęcaj do mierzenia wyżej i bycia lepszym, bo długoterminowo na tym wszyscy wychodzą lepiej, a pozbądź się nawyku udawania, że wszystko jest ok tylko dlatego, że dookoła nie padają trupy. W przeciwnym razie już zawsze będziesz wyglądał jak w tym klasycznym memie:
…tylko dlatego, że komuś zabrakło jaj na powiedzenie jej prawdy.