Kilka dni temu jedna z czytelniczek zapytała mnie, jak to się dzieje, że niektóre osoby cały czas poznają innych ludzi i wchodzą z nimi w związki, a inne są latami same i to nawet wtedy, kiedy są bardziej atrakcyjne.
Wyobraź sobie Anię. Ania jest mądrą dziewczyną, ma długie nogi, kręcone włosy i lekko za duży tyłek, ale nie taki jak Beyonce. Często słyszy, że jest ładna i słusznie, bo może się podobać. Sama jednak uważa, że nie ma szczęścia w miłości. Mówiąc to zachowuje się tak, jakby to była ruletka w kasynie, a nie obszar życia, na który ma się jednak większy wpływ.
Od poniedziałku do piątku chodzi do pracy w dużym portalu internetowym na literę „i”. Weekendy spędza w domu, ale czasem wychodzi z przyjaciółkami na miasto, gdzie wspólnie obgadują facetów i wymieniają się uwagami, który ma najlepszy tyłek. Rzadko ma okazję powiedzieć im to osobiście, bo nie po to stała dwie godziny przed lustrem, żeby ułatwiać komuś poznanie jej.
Rzadko też mówi im to na nielicznych randkach na jakie chodzi, bo zbyt mocno jej zależy, żeby jakimś głupim zdaniem miała przekreślić swoje szanse. Zamiast tego usiłuje się wpasować w obraz stereotypowej Matki Polki. Zakłada więc koronkową bieliznę, ale mimo to twierdzi, że seks to zło, ale za to lubi sprzątać i gotować. Zwykle wydaje się przez to zamknięta i nudna.
Jest przekonana, że kiedy spotka odpowiedniego faceta, to on ją doceni, a ona w odpowiedzi pokaże co jest w niej najlepsze. Jest pewna, że każdy facet będzie z nią szczęśliwy, bo będzie go kochała bardziej, niż inne kobiety, chociaż jak do tej pory osoby, z którymi była odeszły od niej i nie chciały wrócić.
Inaczej mówiąc – Ania niezbyt często kogoś poznaje, liczy na szczęśliwe zrządzenie losu, nie wie, co może komuś zaoferować i jest bardzo zachowawcza.
Ania jeszcze tego nie wie, ale ma naprawdę niewielkie szanse na szczęśliwy związek, a kiedy się tego dowie, poczuje się, jak piątkowy absolwent socjologii – zrozumie wtedy, że poświęciła cenne lata swojego życia na zdobycie wiedzy, która nie bardzo przyda się jej w realnym życiu.
Kobiety, które mają największe powodzenie nie są jednolitą grupą. Są niskie, średnie, wysokie, ciemnowłose, farbowane i blond, pracują w korpo albo małych rodzinnych firmach i mogą się interesować wszystkim od mody, przez technologię produkcji do historii Francji w XIX wieku, ale jednocześnie mają pięć wspólnych cech.
1. Nie sprawiają, że ich poznanie jest trudniejsze, niż musi być.
Kiedy patrzę na Anię, mam wrażenie, że za bardzo wzięła sobie do serca mówienie, że kobieta powinna być wyzwaniem. Wydaje jej się, że jeśli pokaże zainteresowanie to popełni wielki błąd. Nigdy się nie uśmiecha. Nigdy nie odzywa się do mężczyzn, których nie zna, nawet po to, żeby przytrzymali jej płaszcz. Kiedy któryś z nich do niej podejdzie, to później sobie z niego żartuje, że był taki spięty, że się bała o jego serce. Zwykle siada z koleżankami w trudno dostępnym miejscu i dziwi się, że nikt do niej nie podchodzi. Wracając taksówką do domu psioczy na to, że mężczyźni przez chodzenie w rurkach musieli swoje jaja zostawić w domu.
Na czym polega problem? Na tym, że kobiety rzadko mają świadomość, że bycie wyzwaniem nie zależy od tego, czy powiedzą komuś komplement, ani jak szybko pójdą z kimś do łóżka. Bycie wyzwaniem polega na byciu osobą, na której uwagę trzeba zasłużyć i która jest gotowa odejść, kiedy nie podoba się jej to, co dostaje. Inaczej mówiąc – wyzwaniem powinno być utrzymanie cię przy sobie, a nie rozpoczęcie rozmowy. W przeciwnym razie zachowujesz się tak jakbyś chciała żeby obcy facet przeskoczył dla ciebie przez płonącą obręcz, chociaż on nawet nie wie, czy warto to robić.
W XXI wieku wciąż nie musisz wykonywać pierwszego kroku, ale nie możesz utrudniać wykonania go facetowi.
2. Pokazują mężczyznom, że idą w dobrym kierunku.
Kobiety lubią się domyślać. Spędzają więcej czasu na myśleniu o tym, o czym facet myślał, niż on w ogóle myślał. Nie mają nic przeciwko flirtowaniu i gierkom, a mężczyźni owszem, bo wtedy nie wiedzą o co chodzi. Mają się starać czy nie? Zależy ci czy nie?
Kobiety tak często mówią: „Domyśl się”, bo padają ofiarą „klątwy wiedzy”. Polega ona na przekonaniu, że jeśli ty coś wiesz lub umiesz, to wszyscy inni też to wiedzą lub potrafią. Zwykle jednak nie jest.
Wbrew pozorom mężczyźni chcą być dżentelmenami, ale chcą wiedzieć czy to, co robią działa lub co mogą poprawić. Jeśli więc im tego nie powiesz, to będą się zastanawiać przez jakiś czas, ale w końcu sobie odpuszczą czując się tak, jakby grali w grę, której zasad nie znają.
3. Nie potrzebują kolejnego faceta.
Wśród najbardziej chybionych koncepcji dotyczących związków jest ta, że najbardziej pociąga nas w innych ciało. To wydaje się oczywiste, jeśli patrzysz na życie z pozycji sterczących sutków i rozkładanych namiotów w bokserkach (co nie jest taką złą perspektywą), ale przestaje być tak oczywiste, kiedy chociaż raz spotkasz atrakcyjną osobę, która zachowuje się przy tobie jak rozgrzana plastelina. Gdyby miała być jednym zdaniem to nazywałaby się: „Jak sobie życzysz”.
Kobiety dorastają w świecie, w którym usiłuje się je przekonać, że wszystko czego potrzebują to płaski brzuch, niezły makijaż i mężczyzna u boku, dzięki czemu babcia nie wzdycha: „Chyba nie doczekam twojego ślubu”.
Tylko że kiedy spotyka się taką kobietę to w ułamku sekundy wyczuwa się fałsz w zdaniu: „Realizuję się w pracy i nie potrzebuję białej sukni do szczęścia”. Jak na dłoni widać, czy ktoś jest zainteresowany tobą, czy odhaczeniem pozycji na liście rzeczy do zrobienia, a nikt nie chce nią być. Zamiast tego każdy chce być kimś, kto wywraca cudze życie do góry nogami i sprawia, że ważne rzeczy przestają takie być. To dlatego nic nie pociąga ludzi bardziej, niż spotkanie osoby, która ich nie potrzebuje, bo to dla niej zrobią wszystko, żeby zaczęła ich potrzebować. Atrakcyjność ma więcej wspólnego z mózgiem, niż ciałem.
Nie wiem, czy to moralnie dobre czy nie, ale gonimy tych, którzy od nas uciekają. Nie idziemy chętnie do miejsc, gdzie nas potrzebują. Idziemy tam, gdzie chcemy być potrzebni. Idziemy tam, gdzie chcemy być kochani, a nie tam gdzie jesteśmy.
4. Robią to na co mają ochotę.
Duża część ludzi zachowuje się jak sprzedawcy. Traktują cię z szacunkiem, uśmiechają się, potakują i rzucają wyświechtanymi sloganami, a następnie wystawiają ci słony rachunek.
To są ci faceci, którzy postawią ci drinka, ale uważają, że te 16 zł uprawnia ich przynajmniej do otrzymania twojego numeru telefonu.
To te kobiety, które będą wstawać pół godziny przed tobą, żeby zrobić ci śniadanie, a w czasie kłótni powiedzą ile dokładnie było takich poranków.
To nigdy nie jest postawa, która działa, bo w ten sposób „kupujesz” kogoś zachowaniami, które nie są zgodne z tobą, co przypomina pójście na rozmowę kwalifikacyjną ze sfałszowanym CV. Nawet jeśli dostaniesz tą pracę to nie będziesz się w niej dobrze czuła.
Moim zdaniem wynika to z tego, że kobiety nie grają po to, żeby wygrać, ale po to, żeby nie przegrać. Nie zrobić złego wrażenia. Nie wyjść na łatwą. Nie zaryzykować.
Chcą tylko, żeby ktoś nie pomyślał o nich źle i mają nadzieję, że kiedyś pokażą się z innej strony. Problem w tym, że to „kiedyś” nigdy nie nadejdzie. Poznając nową osobę i rozmawiając z nią pięć minut określamy czy chcemy się z nią spotkać wyłącznie na podstawie tych pięciu minut, bo to jedyne jej doświadczenie jakie mamy. Jeśli widzisz kogoś, kto jest chamem, to zakładasz, że jest taki zawsze, a nie tylko tego dnia. Jeśli ktoś widzi cię jak zachowujesz się, jak kopia kopii kopii to zakłada, że jesteś kopią i nie daje ci drugiej szansy.
Nikt nie zna historii, w której między ludźmi zaiskrzyło podczas rozmowy o tym gdzie pracują, jakie skończyli studia i czy mają rodzeństwo. Iskrzy, kiedy mówią o tym, o czym marzą, czego się boją, dlaczego wciąż noszą te stare dżinsy i jaką piosenkę chcieliby usłyszeć przed śmiercią. To dlatego jesteśmy ludźmi – ze względu na to, co czujemy, a nie ze względu na suche fakty.
Życie jest za krótkie nie tylko na picie złego wina, ale też na prowadzenie błahych rozmów i wstydzenie się tego, kim się w rzeczywistości jest.
5. Trzepoczą skrzydłami.
Wiem, że są ludzie, którzy idą na studia i siadają w bibliotece obok swojego przyszłego męża albo poznaje się przyszłą narzeczoną szukając współlokatorki do mieszkania.
Tylko, że równie często zdarza się, że poznajesz swojego sąsiada na wakacjach w Hiszpanii i nigdy byś go nie poznała gdybyś wolała siedzieć na kanapie.
Znasz to powiedzenie, że trzepot skrzydeł motyla w Timbuktu potrafi wywołać huragan w Nowym Jorku? Oznacza to, że nie da się przewidzieć wszystkich konsekwencji swoich działań. Jedyne co można zrobić to zwiększyć swoją ekspozycję na szczęście. Częściej rozmawiać z innymi osobami. Częściej mówić „Tak”. Próbować nowych rzeczy i jeździć w nowe miejsca.
Dopóki nie żyjesz w kulturze, w której małżeństwa są planowane przez rodziny, to związki są zawsze efektem ubocznym trzepotania skrzydłami.