Miałem kiedyś znajomego, który w skali od 1 do 10 był ambitny na mniej więcej 100. Mógł pracować na jakichś podrzędnych stanowiskach, a i tak uczył się wyciskać z nich świetne pieniądze. Niewiele też rzeczy pozostawiał przypadkowi.
Był trochę jak ja, ale radził sobie lepiej, bo wiecie – ja zawsze byłem za bardzo nonszalancki. Łapałem za wiele srok za ogon. Zależało mi na wynikach, ale nie na tyle, żeby je wyśrubowywać. Za dużo od siebie oczekiwałem.
Mimo to, byliśmy na tyle do siebie podobni, że wychodziliśmy na miasto i ubrani w białe koszule piliśmy drinki i gadaliśmy o wszystkich wielkich rzeczach, które zrobimy. Czyli robiliśmy dokładnie to, co robią ludzie zanim zacznie im strzykać w plecach i uznają granie w planszówki za świetny pomysł na wieczór.
W tych rozmowach przewijało się jedno pytanie: co robisz, żeby nie mieć tego, czego chcesz.
Deklaracje i fakty
Co chcesz osiągnąć w tym roku? Co jest dla ciebie najważniejsze? Jakie masz marzenia, życzenia albo plany?
Założę się, że są to same wzniosłe rzeczy. Widać w nich promienie słońca, szerokie uśmiechy, smukłe nogi i wino stojące na kraciastych obrusach.
W sferze zawodowej chcesz się rozwijać, uczyć nowych rzeczy i z roku na rok zarabiać lepiej. Większość rodziców deklaruje, że chce wychować dzieci na mądre, silne i samodzielne osoby. Jak myślisz o swoim zdrowiu, to przepełnia cię poczucie nieśmiertelności. Twój związek ma być twardy jak diament, a jednocześnie przyjazny jak wata cukrowa.
Nie ma w tym nic dziwnego. Przecież nie marzy ci się posiadanie dziecka, które żeby policzyć do dwudziestu będzie musiało zdjąć buty, strachliwego i pozbawionego inicjatywy. Nie chcesz witać każdego miesiąca z myślą, że znów jest gorzej. Nikt nie wzdycha ze smutkiem: „Ach, jak miło byłoby być otyłym i mieć chociaż drugorzędną chorobę krążenia”. Jak miałbyś mieć związek, w którym się męczysz i jedyne, co czujesz to mieszankę niezrozumienia, samotności i okazjonalnego poniżania, to pierwsze co byś zrobił, to byłoby zadanie pytania: „A po co mi taki związek?”.
Problem w tym, że jak spojrzysz na to, co ludzie robią, to okaże się, że z dzieckiem nie spędzają nawet 15 minut dziennie. Druga osoba to dla nich mentalny sparing partner, na którym mogą wyładować swoje frustracje. Rozwój niby jest ważny, ale może poczekać. Innym mówisz, że budujesz firmę, ale w rzeczywistości przeglądasz fejsa i czytasz Business Insider.
Jesteś na autostradzie, śmigasz szybkim pasem, ale nie zawsze jedziesz we właściwym kierunku.
Na którą kolumnę pracujesz?
Wiesz dlaczego ludzie mówią, czego chcą, ale robią coś całkiem innego?
Prawdopodobnie powiesz, że dlatego, że są leniwi. Albo głupi. Albo głupi i leniwi jednocześnie.
Ja tak nie uważam. Bez względu na to kim jesteś, masz dzień wypełniony po brzegi i nie chodzi o to, że starasz się za mało. Chodzi o to, że robisz więcej rzeczy, które oddalają cię od twoich celów, niż tych, które cię do nich zbliżają.
To trochę jak z motywacją. Nie ma czegoś takiego jak „brak motywacji”. Po prostu wygrywa w tobie motywacja, żeby coś robić lub motywacja do tego, żeby robić cokolwiek innego.
Paradoks jest taki, że tej drugiej nie zauważasz.
Żeby to zrobić wyobraź sobie, że masz przed sobą tabelkę. Jej jedna kolumna zawiera rzeczy, które robisz, żeby mieć to, co chcesz. Druga zawiera rzeczy, które robisz żeby tego nie mieć. Wszystko to, czym się sabotujesz. Twoje zaniedbania. Twój brak wysiłku. Twoje pocieszenia z cyklu: „Będzie dobrze”, chociaż nie wiesz, czemu miałoby być. Zdania, w których mówisz o sobie źle. Odkładanie zadań na później.
To, która z tych kolumn jest dłuższa decyduje o tym, w jakim kierunku zmierzasz, bo twoja prawdziwa strategia życiowa, to nie deklaracje tylko to, na co poświęcasz swój czas, uwagę, energię, pieniądze.
Pytania kontrolne
Zanim wrzuciłem ten tekst, długo się zastanawiałem czy to robić. Nie mam złudzeń i wiem, że jeśli u ciebie wszystko działa jak należy, to przeczytasz go i od razu o nim zapomnisz. Spodziewam się też, że ktoś napisze mi, że po co chcieć więcej, a ktoś inny zawtóruje, że nie wszystko zależy od nas, a ja uwikłam się w dyskusję o tym, że to prawda, ale i tak na wiele rzeczy mamy wpływ.
Tylko że z drugiej strony mam świadomość, że jeśli kiedyś będziesz się czuć, jak pies biegnący po śliskich panelach (wiesz – szybko przebierasz łapkami, ale stoisz w miejscu), to wiem, że powinieneś sobie zadać poniższe pytania:
Co robisz, żeby NIE MIEĆ więcej pieniędzy?
Co robisz, żeby NIE MIEĆ świetnego związku?
Co robisz, żeby NIE ruszyć się z tego dołka, w którym teraz tkwisz?
Co robisz, żeby NIE MIEĆ czegokolwiek innego, czego chcesz?
Ze znajomym z początku tego wpisu już nie chodzę do pubów, żeby pić drinki, ale te pytania wciąż zadaję sobie przynajmniej raz w roku.
Dzięki nim wiem, czy jestem na właściwym pasie swojej życiowej autostrady. Polecam, bo może i najważniejsza jest droga, ale fajnie też dojechać tam, gdzie się chce.