Woodym Allenem zachłysnąłem się wtedy, co każda nastolatka, a więc wraz z ukazaniem się w kinach „Vicky Cristina Barcelona”. Dzięki temu obejrzałem jego późniejsze filmy, a w tym „Poznasz przystojnego bruneta”.

Pojawia się w nim jedna z najpiękniejszych scen, jakie kiedykolwiek widziałem. Występuje w niej:

– pisarz, autor jednego przeboju czekający na natchnienie;
– jego żona, której on już nie kocha, a i ona woli flirtować ze swoim szefem;
– sąsiadka z naprzeciwka. Oczywiście w czerwonej sukience, bo kto kiedyś nie kochał się w dziewczynie w czerwonej sukience? Ona co wieczór staje w oknie i obserwowana przez niego rozbiera się przed snem, ścigana przez krążącą w jego głowie myśl: „Jak by było z nią?”.

W końcu sytuacja całkowicie się zmienia. Jego żona idzie na całość z szefem, a on ze swoją sąsiadką. Jest idealnie, dzięki czemu teraz to on stoi w mieszkaniu kochanki w czerwonej sukience, patrzy przez okno i widzi swoją żonę, która jak zawsze po pracy zsuwa z siebie ubranie i zostaje w samej czarnej bieliźnie. Ma to w sobie magię. Magię, której nie zauważał, będąc w sypialni razem z nią.

*

Jednym z moich życiowych fartów jest możliwość obejrzenia cudzych związków od środka. Widzę pary nie tylko podczas piątkowego wieczoru przy piwie i kręglach, ale też ją i jego osobno, kiedy mogą być całkowicie szczerzy. Regularnie przypomina mi się wtedy scena z Poznasz przystojnego bruneta:

On mówi: „Niby jest z nią w porządku, ale nie ma tych emocji, a ja lubię poznawać inne. Nawet nie po to, żeby ją zdradzać, ale wiesz, żeby coś poczuć. Ja mam fantazje, a ona jest taka spokojna. Może stać mnie na lepszą?”.

Ona mówi: „Ja się nim opiekuję, ale nie chcę być jak siostra. Kurde! Mam swoje potrzeby. Ty wiesz, że czasem włączam porno, jak jestem sama, i sobie wyobrażam? Podwójną penetrację, gangbang, raz nawet podniecił mnie pornos z dostawcą pizzy.”

On mówi: „Ostatnio poznałem dziewczynę… na ulicy… zabrałem ją na kawę, a później się całowaliśmy i ty wiesz, że po raz pierwszy czułem, że żyłem?”.

Ona mówi: „W mojej pracy pojawił się taki Piotrek i przypomniałam sobie motylki w brzuchu”.

On mówi: „Potrzebuję zobaczyć laskę w pończochach, przycisnąć ją do ściany, zedrzeć z niej majtki i patrzeć, jak jęczy. Żeby czuć się samcem!”.

Ona mówi: „Ja nie chcę być z kimś, komu tylko składam gacie, piorę skarpety i smażę kotlety. Z nim można się pośmiać i połaskotać jak z dzieciakiem, tyle że po co mam to robić, skoro takie rzeczy robi się też ze swoim starszym bratem? A wiesz, ten Piotrek z pracy na pewno taki nie jest…”.

On mówi: „Czas ucieka, a ja nie chcę żyć w taki sposób już przez następne 20 lat”.

Ona mówi: „Każde urodziny witam z płaczem”.

Oboje chcą tego samego, ale problemy zaczynają się, kiedy zakładają, że tak nie jest. Mówi się, że ludzie dorastają do związku, a małżeństwo to nowa droga życia. Jednak to tak nie działa. Ludzie nie dojrzewają. Ludzie brzydną, tyją, starzeją się i wolniej biegają, ale wciąż są tymi samymi osobami. Marzenia o podróży do Kenii, seksie w oceanie i dzikich imprezach nie giną. Są tylko przysypane kurzem codzienności. Bez względu na wiek każdy woli orgazmy od kwiatków. Tam, gdzie nie ma się orgazmów, zaczyna się ich szukać i nie zmienią tego kilka gramów złota na serdecznym palcu, dzieci ani mówienie: „Jestem dojrzałą kobietą”. Każdy chce się pieprzyć i każdy chce emocji, a osoby, o których myślimy, że tego nie potrzebują, chcą ich dziesięć razy bardziej.

Na drzwiach zamiast K+M+B powinno pisać się: K+S+P – Kasa, Seks, Przygody. Krzycz, że to nieprawda, ale jak posypie ci się życie, to zawsze będziesz naprawiał którąś z tych trzech rzeczy. Reszta to dodatki. Gadżeciarstwo dla hipsterów.

*

Wiesz, jaki jest największy grzech popełniany w związkach? To, że kiedy zaczyna się z kimś być, gdzieś po drodze gubi się pytanie: „Jaka ta osoba jest?”, a zastępuje je stwierdzenie: „Ja wiem, jaka ona jest”. Tylko że nigdy tego nie wiemy. Kończy się na tym, że żyjemy obok siebie, traktując się jak kruche laleczki, które wystarczy lekko potrącić, by rozpadły się na kawałki. Chodzimy wokół siebie na paluszkach, nie urażając się wzajemnie, nie ryzykując, nie wnosząc nic nowego. Natomiast nie widzimy tego, że najbardziej na świecie chcemy przestać być tak traktowani. Patrzymy na siebie nawzajem i nie widzimy całego swojego potencjału. Widzimy tylko kogoś, kto jest od nas uzależniony, ale nie zauważamy, że w tym układzie jesteśmy naprawdę marnymi dilerami. Ty chcesz być na haju, ona chce być sponiewierana, a jedyne, co sobie podsuwacie, to oregano, ale zawinięte jakby było pierwszej klasy marihuaną.

To dlatego obecnie tak bardzo premiowane są krótkie relacje. Wyrzucanie tych lekko zużytych do kosza i sięganie po nowe, bo „tym razem będzie inaczej”. To łatwe. Wspiera nas brawura po kilku drinkach, szpilki z Kazara, unoszący się w powietrzu zapach wolności i łatwy wybór jak w Tinderze: buszowanie w katalogu osobowości i przerzucanie jednych osób na prawo, a drugich na lewo.

Tylko że wciąż sztuką jest rozpoznanie, kiedy nieudane relacje spowodowane są nieodpowiednimi osobami, które się spotyka, a kiedy tym, co robimy ze związkiem. Dopóki się tego nie wie, można zmienić dziewczynę i faceta, ale to wciąż niczego nie zmieni. Sprawia to tylko, że stajemy na miejscu bohatera filmu Woody’ego Allena i patrzymy w kolejne okna, w których stoi obietnica otrzymania tego, czego nam brakuje. Tylko że nigdy tej obietnicy nie chwytamy.

Ona zawsze jest w następnym oknie.

Psst! Psst! Dołącz też do obserwujących bloga na facebooku lub instagramie.