Podstawowy problem młodych facetów nie polega na tym, że są mało zaradni, nie potrafią się przyzwoicie ubrać albo odstają w czymkolwiek od reszty Europy. Problem jest banalny – w większości przypadków zapomnieli o dawaniu realnych wrażeń.

Za każdym razem, kiedy słyszę marketingowy tekst mówiący o tym, że „właśnie poznawanie się i utrzymywanie kontaktów stało się prostsze”, mam w sobie przekonanie, że wcale tak nie jest i że to nic nie upraszcza. Nie dlatego, że nie lubię, jak wszystko jest prostsze, ale dlatego, że widzę facetów, na których korzyść to wcale nie działa, bo daje im wymówkę, że mogą sobie poradzić bez podstawowych umiejętności komunikacyjnych, empatii albo właściwych przekonań na temat kobiet.

W praktyce wygląda więc to tak, że młodzi faceci mają motywację, żeby śledzić snapy dziewczyny, która im się podoba, ale już nie do tego, żeby sprawić, że zapomni o robieniu zdjęć. Potrafią spędzić godziny na Tinderze, ale idąc do klubu bawią się z kumplami. Piszą SMSy, zamiast zadzwonić. Lajkują zdjęcia, zamiast mówić komplementy. Analizują cudze statusy, fotki i teledyski w celu odkrycia uczuć, które się za nami kryją, zamiast spędzić z nią czas. Nie mówiąc już o tym, że potrafią założyć konta na pięciu portalach randkowych i sprawdzać je przez cały dzień.

To daje złudzenie działania i poznawania innych, tylko że to wciąż jest złudzenie. Prawda jest taka, że jeśli czegoś nie zrobiłeś na żywo, to nic nie zrobiłeś poza usunięciem z równania siebie i zastąpienia ciągiem liter. Możesz liczyć na to, że przeskoczysz z lajków pod jej zdjęciami, na zdejmowanie bielizny pod gołym niebem, ale to zwykle się nie dzieje, a jeśli nawet jakimś cudem tak się stanie, to zamienia to poznawanie się w odpowiednik zamawiania pizzy do domu. Może tak jest łatwiej, ale to nigdy nie jest to samo, co wspólne przygotowywanie pizzy, krojenie składników i zostawianie kształtu dłoni z mąki na jej pośladku. Okazuje się, że wtedy jednak pizza smakuje lepiej, nawet jeśli się przypali.

I to nie jest tak, że technologia coś zepsuła. Software na twoim laptopie, smartfonie i tablecie jest w porządku. To w softwarze zainstalowanym w twojej głowie jest problem. W rezygnowaniu z tego, co nieco bardziej wymagające. W łudzeniu się, że dźwięki powiadomień Messengera to jest to samo, co rozmowa.

Tylko, że ona i tak nie czeka na dźwięk powiadomienia na fejsbuku tak samo mocno, jak czeka na spotkanie. Odczytując wiadomość nie wyobraża sobie, jak na nią zareagujesz, kiedy zobaczysz ją w nowych szpilkach. Czytając o tym, co chcesz z nią zrobić, nie poczuje twojej dłoni na swoim karku, nie rozchyli ust i nie przylgnie do ciebie brzuchem. Nie wsiądzie do taksówki dotykając cię udem, ani nie będzie wchodzić po schodach wiedząc, że patrzysz na jej pośladki. Nie wciągnie powietrza, kiedy przyciśniesz ją do ściany. Nie zobaczy twoich pleców, kiedy będziesz wychodził i nawet nie będzie miała szansy sprawdzić, czy odwrócisz się przez ramię, żeby zobaczyć ją jeszcze raz.

Wiecie co jest smutne? Że większość osób nawet tego nie zauważa. Nie ma z czym porównać. Wybiera wyłącznie z kolorów szarości. Fajniejszy wydaje się ten, który jest mniej szary, a nie ten, który jest jak jebana tęcza.

Kilka miesięcy temu napisałem, że zrezygnowaliśmy z popełniania błędów, rozczarowań i złych emocji – wciąż się z tym zgadzam. Kupujemy markowe ubrania, a najlepsze chwile przeżywamy bez nich. Szukamy możliwości jak się nie zmęczyć i nie napracować, a później i tak okazuje się, że mało co przebija satysfakcję z dobrze wykonanej, ciężkiej pracy. Nie zawsze, ale często jest tak, że dzisiaj pokonujemy jakąś drogę łatwiej, szybciej i wygodniej, ale jednocześnie pierzemy ją z przypadkowych znajomości, spontanicznych odchyleń od kursu, zapachów i widoków, które nadają jej charakter.

Przenieśliśmy nasze wspomnienia w chmurę i zapomnieliśmy o tworzeniu nowych. Pamiętamy jak pachniało powietrze na podwórku u naszych dziadków, ale nie pamiętamy jak pachniało ono wczoraj. Jak konie z klapkami na oczach zaliczamy checkpointy i kolejne miejsca. Wiemy, że wczoraj byliśmy gdzieś indziej. Wiemy, że jutro będziemy jeszcze dalej, ale czy ma to znaczenie, jeśli nie zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby tylko patrzeć, oddychać i czuć?

I żeby o tym sobie przypomnieć warto raz na jakiś czas zamienić prosecco z truskawkami na picie wina nad Wisłą. Nawet jeśli przy okazji brzmi to jak romantyczne gówno.

Psst! Psst! Dołącz też do obserwujących bloga na facebooku lub instagramie.