Statystyczna osoba ma dwie cechy – uważa, że regularne wykonywanie badań jest ważne i jednocześnie ich nie wykonuje. Dotyczy to niemal wszystkich ludzi i niemal wszystkich badań. Mammografia, cytologia, regularne kontrolne wizyty u stomatologa – do wyboru do koloru. Argumenty zawsze są te same: „Czuję się dobrze”, „Nie mam czasu na stanie w kolejkach” i „Pójdę jutro”, chociaż „jutro” to najczęściej synonim słowa „nigdy”.

Solidnym argumentem przeciwko profilaktycznym badaniom jest też polski system opieki zdrowotnej, który do prostych nie należy i ciężko przewidzieć gdzie i jakie badania można wykonać, w jakiej cenie i na jakich zasadach.

Szczególnie dotyczy to badań z kategorii „wstydliwe”, czyli tych wykonywanych w kierunku chorób wenerycznych i HIV. Wtedy nie dość że trzeba pójść po skierowanie, zarezerwować termin wizyty i udać się do laboratorium to jeszcze trzeba znieść nieme osądzanie już w punkcie pobrań.

Pewnie dużo tutaj zależy od konkretnej placówki, ale pamiętam jak jakieś pięć lat temu poszedłem zrobić sobie badania na obecność wirusa HIV. Nie miałem potrzeby, żeby się badać. Nic nie dawałem sobie w żyłę. Najbliżej twardych narkotyków byłem podczas czytania „Trainspotting”. Uważnie dobierałem partnerki. Seks uprawiałem tylko w prezerwatywie (poza seksem ze stałymi partnerkami). Szanse na zarażenie się jakimś małym, wrednym skurwysynkiem były minimalne. Dla mnie to był przegląd. Taki, na który zabiera się nawet Ferrari. Taki, który każdy powinien zrobić, jeśli dba o siebie i osoby dookoła.

Tylko, że jak poszedłem do szpitala, to za ladą siedziała kobieta przed pięćdziesiątką odgrodzona szybą jak na policji. Nie uśmiechała się. Tam nie było miejsca na szczęście. Tam było miejsce tylko na strach i osądzanie. Wyrok dostawało się bez procesu. Wystarczyło, że tam przyszedłeś.

Oddałem krew.

Kilka dni później musiałem się osobiście pofatygować po wyniki. Wszystko było ok. Wychodząc uśmiechałem się, ale nie było to doświadczenie, które zapisałbym na liście najlepszych wspomnień, ani które powtarzałbym chętnie.

Z tego też powodu ucieszyłem się, kiedy na rynku pojawiła się realna alternatywa w stosunku do tradycyjnych badań, a jeszcze bardziej kiedy dostałem propozycję współpracy od Swisslab.

Swisslab.pl to platforma, która ma sześć dużych zalet:
1. Oferuje dostęp do 180 laboratoriów medycznych w Polsce gdzie można zrobić sobie dowolne badania: od tych przeznaczonych dla kobiet planujących ciążę do badań dla osób z chorą tarczycą i osób aktywnych seksualnie.
2. Badania opłaca się on-line i w taki sposób odbiera się też większość wyników.
3. Cena badań kupionych w Swisslab.pl jest zawsze niższa, niż w sytuacji, kiedy opłaca się je w okienku laboratorium.
4. Badania wykonuje się w sposób dyskretny, bez skierowania i omijając stanie w kolejkach.
5. Badania można wykupić również dla swoich najbliższych, a następnie przekazać im opłacony voucher.
6. Od chwili opłacenia badania ma się 365 dni na jego zrealizowanie.

Biorąc pod uwagę charakter bloga, polecono mi przetestowanie Sex Pakietu. Syfilis? Chlamydia? HPV? Same przyjemności.

Proces zakupu i wykonywanie badań w praktyce

W teorii korzystanie z platformy jest bardzo proste. W praktyce… też jest bardzo proste. Proces zakupowy składa się z czterech kroków:

Krok 1: Wybór badań.

Bez żadnych skierowań, kolejek i pogaduszek z lekarzem o swoim życiu seksualnym wybiera się odpowiednie badania. Można wybrać je z listy od A do Z albo skorzystać już z przygotowanego pakietu w niższych cenach. Super opcja zwłaszcza dla takich osób jak ja, które nie bardzo orientują się w NFZetach i biurokratycznej papierologii.

krok 1Krok 2: Wybór placówki.

Następnie wybierasz odpowiednie laboratorium medyczne, do którego oddasz próbkę krwi.

krok 2Krok 3: Wprowadzenie danych osobowych i wykonanie przelewu.

Teraz pozostaje tylko wprowadzenie swoich danych, zapłacenie za wybrane badanie i wydrukowanie vouchera. W wolnej chwili można sobie poczytać o tym, jak należy przygotować się do badań i czy na śniadanie można zjeść burgerka, czy lepiej być na czczo.

krok 2Krok 4: Wykonanie badań.

To już zależy od konkretnego miejsca, które się wybierze. W moim przypadku na badania poszedłem chwilę po 10.00. Na miejscu czekały cztery osoby. Dopiero wtedy wszedłem do środka, gdzie była miła, profesjonalna specjalistka. Nawet nie mrugnęła okiem na mój Sex Pakiet. Pobrała mi krew, poinformowała o tym, jak długo czeka się na wyniki („Będą dzisiaj wieczorem. Tylko na chlamydię czeka się 7-10 dni”).

Tyle! Całość zajęła zdecydowanie poniżej godziny czasu. Wszystko przebiegło profesjonalnie, bez skierowań i tłumaczenia się, a większość wyników badań można odebrać przez Internet, co skraca czas konieczny na wykonanie badań do minimum (chociaż wyniki Sex Pakietu i tak trzeba odebrać osobiście).

Kod rabatowy

Dla czytelników Volantification i ich bliskich, którzy chcą się przebadać Swisslab przygotował kod rabatowy na wykonanie Sex Pakietu – badania podstawowe. Zniżka wynosi 15%, a żeby z niej skorzystać wystarczy wpisać kod: Volantification15


Nie będę zachęcał was do wykonywania badań. Po prostu mam nadzieję, że nie jesteście osobami, które uważają, że to nie jest ważne, że trzeba się tego wstydzić albo zakładają, że nic im nie jest.

Zróbcie to. Jeśli nie dla siebie, to dla osób, które kochacie lub, w których dopiero się zakochacie.

Romantyczne jest co najwyżej wspólne łapanie stopa, a nie chlamydii.