Zrozumienie jak wygląda proces zmian, to jedna z najważniejszych rzeczy, które można zrozumieć. Powód jest prosty – bo będziesz wykorzystywać go podczas uczenia się każdej nowej rzeczy. Na przykład, w nauce gdy w bilard.
Bilardowy mostek
Bardzo lubię bilard, a kiedyś graliśmy w niego całą ekipą. Większość z nas grała na przyzwoitym amatorskim poziomie. Chodził z nami też Paweł, który jest świetnym gościem, ale fatalnym graczem. Regularnie przegrywał, a wynikało to z tego, że wszystkie uderzenia wyprowadzał w ten sposób, że kładł na stole dłoń zaciśniętą w pięść, kij kładł między kostki, a następnie celował w bilę. Czasem jego uderzenia były celne, ale znacznie częściej wykonywał kijem ruchy takie, jakby to była ręczna pompa, a od czasu do czasu kij ześlizgiwał mu się z kostek i tępo uderzał w zielone sukno na stole.
Jedną z podstaw gry w bilard jest robienie mostka. Mostek jest sposobem ułożenia dłoni, który jak najstabilniej podpiera kij i umożliwia dobre uderzenia. Widząc, że Paweł nie ma o mostku pojęcia pokazywaliśmy mu jak go zrobić. On mówił: „Spoko, spoko. Spróbuję”, po czym przez jedną lub dwie gry próbował – ręka mu się chwiała, a jego celność spadała jeszcze niżej. Wtedy stwierdzał, że jednak wróci do wcześniejszego sposobu gry, mimo że nie było to profesjonalne i z pewnością nie było skuteczne.
Robił tak, bo z pierwszym sposobem czuł się komfortowo, a kiedy uczył się drugiego, był przytłoczony własną beznadziejnością. Działała tu niezmienna zasada szczęścia – czujesz się dobrze, jeśli dostajesz coś lepszego, niż miałeś. Czyli jak nie masz nic, ale dostaniesz milion złotych to będziesz szczęśliwy. Jeśli nie masz nic, dostaniesz dziesięć milionów i szybko stracisz dziewięć z nich, to pomimo że zostanie ci jeszcze milion, będziesz czuł się gorzej, niż cały czas nie mając nic.
Na tej samej zasadzie Paweł czuł się lepiej z niewłaściwym, ale znanym sposobem. Po kilku próbach, po których odbijał się od ściany, robił to, co robi większość populacji świata – wybierał przeciętność.
Proces zmian w praktyce: Nowe jest lepsze, ale wcześniej jest gorsze
Bilard jest banalnym przykładem, ale nieźle pokazuje istotę zmian. Nawet pozytywne, długoterminowo korzystne zmiany pociągają za sobą poczucie drastycznego, zwykle długotrwałego spadku komfortu życia. Rzucasz dziewczynę i chociaż cię nie szanowała i nie kochała to zaczynasz tęsknić za jej ustami i małymi, sterczącymi piersiami. Rezygnujesz z pracy na rzecz swojego pobocznego zajęcia i kiedy spadają ci dochody, zaczynasz myśleć o swojej nędznej przyszłości. Uczysz się czegoś nowego i czujesz się jak nieudacznik, kiedy kolejny raz popełniasz błąd.
W teorii proces zmian wygląda tak – stwierdzasz, że są rzeczy, które w twoim życiu nie działają. Następnego dnia wstajesz z łóżka i jak bohater Disneya ubierasz się przy pomocy ptaków i wiewiórek, później robisz to, co zaplanowałeś i myślisz: „Łał! To działa!”.
W praktyce ten proces wygląda następująco – stoisz na brzegu, na którym czujesz się bezpiecznie i komfortowo. Przed sobą masz olbrzymie bajoro błota i mułu, za którym podobno jest wszystko, o czym marzysz. Wierzysz w to, więc pełen dobrych emocji zdejmujesz buty i zanurzasz się w błocie. Z trudem brniesz przed siebie i mając za sobą mniej więcej 20% drogi doświadczasz pierwszego kryzysu pod tytułem: „Myślałem, że będzie łatwiej”.
Odwracasz głowę i patrzysz na zostawiony za sobą brzeg. Myślisz o tym, jak w gruncie rzeczy było ci tam dobrze – jest tam sucho i znajomo, a drugiego brzegu nawet nie widać. Większość osób w tym momencie zawraca i mówi sobie, że trzeba cieszyć się tym, co się ma, nawet jeśli w rękach zamiast wróbla trzyma się tylko trochę ptasiej kupy. Niektóre jednak idą dalej. Patrzą przed siebie i wciąż nie widzą drugiego brzegu, więc odwracają się żeby sprawdzić ile przeszli, ale za sobą też nie widzą już brzegu. Czują, że wszystko, co zrobili poszło na marne. Zadają sobie jedno z najbardziej rozpierdalających psychicznie pytań jakie wymyśliła ludzkość – „Odpuścić sobie całkiem, czy starać się jeszcze bardziej?”.
Byłem w tym miejscu. Czułem się przybity i nie wiedziałem, co z robić dalej, a bardzo chciałem to wiedzieć. Zwykle robiłem kolejny krok przed siebie. Dopiero kiedy przekroczysz ten punkt, zauważysz, że na horyzoncie jest jakaś dziwnie wyglądająca chmura. Przybliżając się nabierzesz pewności, że to brzeg. W końcu zaczniesz dostrzegać zieleń drzew, błękit wody i czuć zapach kwiatów. Błoto już nie będzie tak bardzo ci przeszkadzać. Będziesz iść coraz szybciej i z większą satysfakcją, aż w końcu znajdziesz się tam, gdzie zawsze chciałeś.
Z takich etapów składa się proces zmian i nie ma wielkiego znaczenia, co chcesz zmienić.
Jak chcesz szybkich efektów, to nie będziesz mieć efektów
Wiesz dlaczego o tym piszę? Bo sprawia mi fizyczny ból patrzenie na ludzi, którzy zachowują się tak, jakby planowali podróż dookoła świata, ale zawracali na dworcu PKP, bo okazało się, że walizka jaką ze sobą wzięli jest cięższa, niż zaplanowali. Wykreślają więc ze swojego życia wszystkich ludzi, potrawy, przygody i pejzaże wyglądające lepiej, niż na zdjęciach w National Geographic.
Tak, to prawda, że zaczynanie czegoś nowego jest trudne, ale jak chcesz przejść przez cały proces zmian, to musisz zacząć od tego kroku. Problem polega na tym, że takie osoby zwykle oczekują zbyt szybkich rezultatów. Chciałyby dostać oprogramowanie, które po zainstalowaniu zamieni ich w rozpierdalaczy, jakich nie widział świat, ale i tak okazuje się, że wszystko trzeba zrobić analogowo korzystając z jednej, mało spektakularnej cechy – wytrwałości. Większość osób jej nie ma, więc kiedy nie widzą natychmiastowych rezultatów, to wracają z podkulonymi ogonami i coraz mocniejszymi przekonaniami tłukącymi się w głowie: „Nie umiem, nie nadaję się, nie zasługuję”.
Paweł, o którym pisałem na początku wpisu, oczekiwał, że chociaż na naukę złego sposobu trzymania kija poświęcił kilkanaście godzin, to nowego sposobu nauczy się w kwadrans.
Osoby mające problem ze zdrowym odżywianiem liczą na to, że kilka sałatek poprawi ich zdrowie, ale nie biorą pod uwagę, że niszczyli je sobie miesiącami.
Kobiety i mężczyźni mazgający się, że „już nigdy nie spotkają lepszej osoby” liczą na to, że spotkają ją na pierwszym spacerze, na który wyszli, a nie uwzględniają długich miesięcy, które poświęcili na poznawanie swoich ex.
Ludzie chcący się przebranżowić, liczą na to, że od razu będą mistrzami w nowej dziedzinie, chociaż zdobycie odpowiednich kompetencji zwykle zajmuje przynajmniej pięć lat.
Początkujący blogerzy sądzą, że w pół roku będą mieć społeczność 200 000 czytelników, ale są na to marne szanse. Ja po pół roku miałem zawrotne 43 lajki na fanpejdżu. Gdybym myślał w taki sposób, pewnie byłbym teraz zgorzkniałym gościem zrzucającym całą odpowiedzialność na: a) farta, b) zabory, c) iluminatów, muzułmanów, lewaków lub prawaków.
To wszystko nie oznacza, że trzeba iść w zaparte albo w ogóle nie podejmować wyzwań, ale żeby dawać równe szanse.
Daj sobie równe szanse
We wprowadzaniu zmian wyznaję zasadę, że ucząc się czegokolwiek nowego, trzeba dać sobie przynajmniej połowę tego czasu, który poświęciło się kształtowaniu poprzedniego nawyku.
To o to chodzi w procesie zmian – o przetestowanie różnych opcji na równych zasadach. W przeciwnym razie zostaje się z zachowaniami, ludźmi i doświadczeniami, które mają tylko jedną zaletę – są bezpieczne. Niestety są też do bólu przewidywalne i nie dają najmniejszej szansy na to, żeby zanim się umrze, upewnić się, że w ogóle się żyło.
Jeśli od dwóch lat jesteś aspołecznym mrukiem, to bądź bardziej otwarty przynajmniej przez 365 dni i zobacz co się stanie. Jeśli przeprowadzasz się do innego miasta, to nie licz na to, że w miesiąc poczujesz się w nim tak, jak w mieście, w którym chodziłeś do podstawówki i liceum. Jeśli poznajesz nową osobę to nie skreślaj jej po pierwszej randce tylko dlatego, że nie rozumie twojego hermetycznego poczucia humoru, które tak świetnie rozumiała twoja eks, bo wtedy to też nie zajęło dwóch godzin.
Rezygnując zbyt wcześnie, bardzo możliwe, że wyciera się gumką to, co najlepszego miało nas czekać, tylko dlatego, że droga była trochę męcząca, niekomfortowa, a na pewnych odcinkach bolesna.
I dlatego dopóki nie da się sobie równych szans, warto zrobić to, co polecał robić Winston Churchill osobom przechodzącym przez piekło – nie zatrzymywać się.