Kilka lat temu poznałem studentkę czwartego roku prawa (obecnie jest radcą prawnym), która miała kilka tatuaży i maleńki kolczyk w nosie, ale pomimo to wyglądała słodko i atrakcyjnie.

Była też niepoprawną, wrażliwą romantyczką, co normalnie nie byłoby złe, ale dotyczyły jej dwa problemy…

Pierwszy był taki, że pod jej przyjemną powierzchownością kryło się olbrzymie bajoro oczekiwań i osobistych problemów, które zaczynały z niej wyciekać już na pierwszym spotkaniu.

Drugi polegał na tym, że miała ich świadomość, ale nic z nimi nie robiła. Zamiast tego liczyła na to, że same się rozwiążą, kiedy skończy studia, powiększy sobie cycki, kupi szpilki od Christiana Louboutina oraz, last but not least, kiedy pozna odpowiednią osobę.

Pewnie bym sobie o niej nie przypomniał gdyby nie to, że przed Świętami wrzuciła status, w którym pisała, że ma nadzieję, że następny koniec grudnia spędzi wreszcie nie tylko z kotem, ale też z mężczyzną o silnych ramionach i najlepiej siedząc przed kominkiem i pijąc grzane wino.

Minęło kilka lat i wygląda na to, że nic się u niej nie zmieniło. I prawdę mówiąc szczególnie mnie to nie dziwi, bo była wrażliwa i chciała przeżyć coś prawdziwego i rozpulchniającego tkliwością klatkę piersiową, ale zachowywała się jak Kopciuszek, który siedzi z założonymi rękami, bo popkultura obiecała jej, że książę z pewnością ją odnajdzie i odmieni jej los. Szła przez życie pozbawiona wiary w to, że cokolwiek zależy od niej. Zamiast tego miała w głowie schemat: „Jeśli stanie się X, to będę szczęśliwsza, atrakcyjniejsza, mądrzejsza itd.”.

Nie widziała tylko tego, że ten schemat to kłamstwo, a zachowując się w ten sposób, myli przyczyny i skutki. Dokładnie tak, jak robi to większość społeczeństwa.

Fart nie istnieje

Gdybym miał zrobić listę przekonań, które miałbym po sobie zostawić dzieciom, wnukom lub ukochanej osobie to umieściłbym na niej zdanie, które podkreśliłbym dwukrotnie i otoczył wykrzyknikami.

Pamiętaj, że żeby coś zmieniło się w twoim życiu, najpierw musi zajść zmiana w tobie. Nigdy na odwrót.

To nie twoje wnętrze jest odbiciem świata, ale świat jest odbiciem twojego wnętrza.

Tak, wiem – to brzmi kiczowato, ale to nie znaczy, że to nie jest prawdziwe. W rzeczywistości to stwierdzenie odnosi się do jednych z najważniejszych pojęć współczesnej psychologii – motywacji zewnętrznej i motywacji wewnętrznej.

Osoby motywowane zewnętrznie tłumaczą sobie świat za pomocą nagród i stanu posiadania. W odróżnieniu od nich osoby motywowane wewnętrznie tłumaczą go sobie za pomocą posiadanych umiejętności.

Pierwsza osoba widzi szczęśliwą kogoś w fantastycznym związku i myśli: „Jak będę z takim facetem (lub – był z taką kobietą), to też będę taka szczęśliwa”. Druga widzi to samo, ale mówi: „Jak będę taka, jak ona, to będę mieć taki związek”. Dla pierwszej każde osiągnięcie jest efektem czegoś zewnętrznego – szczęścia, genów, znajomości. Dla drugiej tym źródłem są umiejętności, bo wie, że nie da się mieć szczęścia zawsze, a nawet najlepszy start da się zmarnować.

Intuicyjnie wydaje się, że prawda leży gdzieś pośrodku i być może faktycznie tak jest. Nie zmienia to jednak tego, że to osoby o motywacji wewnętrznej są szczęśliwsze, osiągają większe sukcesy, są bardziej otwarte i lepiej radzą sobie ze stresem. Dla odmiany osoby o motywacji zewnętrznej przekonują się, że przygnębiony, pozbawiony celu w życiu singiel po wejściu w związek jest tą samą przygnębioną i pozbawioną celu osobą, tylko że trzymającą druga za rękę.

Dzieje się tak dlatego, że to, co ciebie spotyka, ma w większości przypadków jedną przyczynę. Ciebie.

Jedyna pewna robota w życiu

Rozumiem, że można potrzebować do szczęścia miłości, ciepłej herbaty z miodem i dwudziestu milionów dolarów. Nie uważam jednak, że którakolwiek z tych rzeczy powinna być życiowym celem.

Wiesz dlaczego? Bo na tej liście jest miejsce tylko na jeden punkt: „Być lepszą osobą”. Cała reszta to tylko wskazówki: „Idziesz w dobrym kierunku”, „Lepiej zawróć” i „Uwaga! Podążanie tą drogą grozi śmiercią!”. Na przykład jeśli dostajesz to, na czym ci zależy to możesz sobie pogratulować, ale jeśli ktoś zamiast zaproponować drugą randkę daje ci takiego kopniaka, że cieszysz się, że nie zobaczyłaś całej Drogi Mlecznej, to znaczy to na przykład, że idziesz w bardzo złym kierunku i twoim zadaniem jest znaleźć błąd.

Jeśli naprawdę chcesz kolejne święta spędzić z kimś, przy kim będziesz czuć, że jesteś w odpowiednim miejscu, to zajmij się sobą. Ludzi nie spotyka to, czego chcą, ale to, z czym są kompatybilni. To jak z kredytem w banku – nieważne jak bardzo go chcesz, bo liczy się tylko to, czy cię na niego stać, a jeśli ciebie na to nie stać, to właśnie to jest punkt, nad którym musisz popracować.

Dlatego zajmij się sobą. Zaakceptuj to, że kogoś możesz kupić tylko swoją osobowością, a nie lepieniem pierogów lub seksem, bo seks trwa 30 minut, a reszta doby 1410.

Szukaj odpowiedzi na temat siebie, a nie innych. Pytaj nie o to, o co mu chodzi, ale o co tobie chodzi.

Znajdź powody do wstawania z uśmiechem z łóżka bez ustawiania pięciu drzemek.

Traktuj to, co ciebie spotyka nie jak tragedie i sukcesy, tylko jako pochwały lub zachętę do większego wysiłku.

Świat jest pełen facetów czekających na kobietę, która nie ogranicza innych, nie żąda dopasowywania się do jej wizji związku, a zamiast tego wie, czego chce (i czego nie chce) oraz daje lojalność, szczerość i akceptację.

Gwarantuję ci, że jeśli zajmiesz się sobą, to miłość przyjdzie sama. Odpowiedni facet się pojawi i nie będziesz musiała wypratrywać go oczami wielkimi jak u jelonka Bambi.

Psst! Psst! Dołącz też do obserwujących bloga na facebooku lub instagramie.