W renesansie rozpropagowano cytat Terencjusza, który znam ja, ty i każdy ankietowany „Familiady” – „Człowiekiem jestem i nic co ludzkie, nie jest mi obce”. To zdanie oznacza nie tylko, że każdemu może się zdarzyć przepuścić całą miesięczną wypłatę na kokainę i prywatne tańce w klubie go-go, ale przede wszystkim, że wszyscy ludzie mają tą samą naturę i przeżywają podobne problemy bez względu na status społeczny, płeć czy miejsce zamieszkania.
Tylko że renesans skończył się dawno, a przez ten czas zmieniło się wiele. Na przykład to, że wraz z nadejściem ery programów typu talent show, internetu i raka zwanego coachingiem, ludzie zaczęli żyć przekonaniem o swojej unikalności. Dzisiaj otoczeni zestandaryzowanymi rzeczami myślimy, że sami jesteśmy nieszablonowi. Przekonani, że nasi rodzice nas nie zrozumieją i niczego więcej nie nauczą, puściliśmy ich rękę mając trzynaście lat i szliśmy przed siebie błądząc, przewracając się i zdobywając blizny.
To poczucie unikalności każe tłumaczyć ci się ze swojej bierności mówiąc, że może inni wybijali się nawet z patologicznych rodzin, ale nikt nie ma takiej sytuacji jak ty.
To ono każe wierzyć w to, że są reguły, które ciebie nie dotyczą i być może rozpada się 50% małżeństw, 90% blogów jest zamykanych po opublikowaniu pierwszego tekstu, a 9 na 10 firm upada, ale z pewnością to nie będzie przypadek twojego małżeństwa, bloga i firmy.
To ono każe komuś myśleć, że są lepsi niż studentka pracująca jako kelnerka, żeby kupić leki dla swojej matki, bo zarabiają w miesiąc tyle, co ona przez rok płaci za wynajem mieszkania.
To dzięki niemu dziesiątki osób mówi, że nie można generalizować, bo to bardzo nieładnie i że nawet najbardziej przeciętna osoba jest w czymś nieprzeciętna. Bo przeciętnym być nie wolno.
Na koniec, to dzięki niemu ludzie przypominają dzieci, które wyszły na zakupy do supermarketu z mamą i straciły ją z oczu gdzieś za alejką z jogurtami naturalnymi. Teraz więc stoją bez ruchu i rozglądają się dookoła, licząc na to, że ktoś ich weźmie za rękę.
Bo poczucie wyjątkowości jak nic innego sprzyja paraliżowi decyzyjnemu, poczuciu osamotnienia i popełnianiu w kółko tych samych błędów. W końcu w jaki sposób masz nie czuć się rzucony na środek pustego oceanu, skoro nikt nie czuje się tak jak ty? Skąd masz wiedzieć co robić i jak masz wyciągać wnioski jeśli każda sytuacja jest inna?
Dobra wiadomość jest następująca: „To kłamstwo”.
Myślisz, że tylko ty czułeś się tak, jakby wyrwano ci serce, ale udawałeś, że wszystko jest w porządku? Myślisz, że tylko ty miałaś ojca alkoholika, którego wymiociny wycierałaś mając dziewięć lat? Myślisz, że tylko ty nie odziedziczyłeś fortuny po ciotce z Ameryki? Myślisz, że tylko w tobie szkoła zamieniła ogień pasji w wątłą iskrę, którą chowasz pod mięśniami? Myślisz, że tylko w tobie jest strach, że to, co ważne jest już za tobą albo tak daleko, że nigdy tego nie dotkniesz?
Nie jesteśmy wyjątkowi. Jesteśmy ludźmi. Z życiorysami rozpoczynającymi się od klapsa w dupę i nabierania po raz pierwszy powietrza w płuca. Z nastoletnimi myślami czy nie zostali adoptowani i o tym, jak to byłoby umrzeć. Z nieszczęśliwymi miłościami na koncie. Ze strachem przed swoim potencjałem. Ludźmi, którzy odnosząc sukces albo wrzucając swoją nową profilówkę czują się kłamcami udającymi mądrzejszych, piękniejszych i bardziej utalentowanych niż są. Jesteśmy osobami, które mają wszystkie szanse potrzebne do robienia cudownych rzeczy, ale też do bycia największymi skurwysynami, którzy nieświadomie mogą niszczyć nawet tych, których kochają.
I to nie jest coś, czego trzeba się wstydzić, ale coś, z czego warto czerpać siłę. Wiesz dlaczego? Bo to oznacza, że bez względu na to, jak bardzo źle się czujesz, to nie jesteś sam. Nigdy, ale to nigdy nie jesteś sam. To, co czujesz, czują tysiące innych osób, a tysiące innych już przez to przeszły i wyciągną do ciebie dłoń, jeśli tylko o to zapytasz. Do nich też tą dłoń ktoś wyciągnął.
Dopiero jak to zaakceptujesz będziesz mógł w pełni rozwinąć skrzydła, bo tylko wtedy będziesz korzystać z doświadczeń ludzi, które masz dookoła. Tylko tak zobaczysz, że żyjesz na wysypisku zmarnowanych talentów i że strach przed porażką zabiera więcej, niż sama porażka. Zauważysz ludzi, których uczucia gasły z dnia na dzień i dotrze do ciebie, że żadne „Kocham Cię” nie może być traktowane jak polisa na przyszłość. Zrozumiesz, że zdobycie czegoś ekstra, wymaga dawania z siebie ekstra. Poznasz osoby, na które życie wylało wiadro pomyj, a one zamiast płakać po prostu wzięły prysznic. Nauczysz się, że są osoby, które nie docenią twojej pomocy i takie, które same do ciebie wyciągną rękę – a później będziesz wiedzieć jak je odróżniać. W końcu dotrze do ciebie, że ludzi nie różni ich ciało i software w głowie, ale decyzje jakie podejmowali i że tylko niektóre z nich warto powielać.
Z wyjątkowością jest jak z pierwszym seksem i nowymi Gwiezdnymi Wojnami – jest przereklamowana. Dlatego nie bądź wyjątkowy. Skończ z mówieniem o tym, jak bardzo nikt ciebie nie rozumie (a jeśli masz akurat piętnaście lat, to poczekaj jeszcze pięć – przejdzie ci) i nie idź przez życie jak samotny podróżnik w pocie czoła przedzierający się z maczetą przez dżunglę, który ignoruje autostradę znajdującą się o krok od niego. Zamiast tego naucz się pytać innych, w jaki sposób udało im się dostać tam, gdzie ty chcesz się znaleźć.
Wyjdziesz na tym lepiej.