Większość znanych mi ludzi wycofuje się zbyt wcześnie. Podejmują próbę raz, dwa lub trzy, a później patrzą na ciebie oczami wielkimi jak jeziora i mówią:
– Sam widziałeś – próbowałem. Nie wyszło. Wracam do swojej jaskini nędzy i rozpaczy, z której nigdy się nie wydostanę.
Dlaczego to jest tak duży błąd?
Bo zwykle nie doceniamy ilości prób jakie należy podjąć, żeby zobaczyć zmianę, a żyjąc w społeczeństwie piętnującym porażki, traktujemy potknięcia jak tragedie, których nie można sobie wybaczyć.
Osobiście nie znam ani jednej osoby, której fajne życie przyszło łatwo. Za każdym razem wymaga to solidnej dawki samozaparcia, odpowiedniego podejścia i pamiętania o czterech wskazówkach, które składają się na radę: „Nie poddawaj się!”.
Rada nr 1: Siadaj na odpowiednich piecach
Znasz historię o kocie i piecu? Jest bardzo krótka.
Był sobie kot, który miał zaledwie kilka miesięcy kiedy usiadł na piecu. Pech chciał, że była zima, a za oknem dwudziestostopniowe mrozy, co oznaczało, że piec był rozgrzany niemal do czerwoności. Nic dziwnego, że kot wyskoczył w górę i piszcząc uciekł. Nigdy więcej już nie siadał na piecach i to bez względu na to, czy były zimne czy gorące.
Problem w tym, że wyciągnął zły wniosek. Nie chodzi o to, żeby nie siadać na piecach, ale żeby wiedzieć, kiedy są one zbyt gorące, kiedy są zimne i bezpieczne, a kiedy cieplutkie i przyjemne. Ta zasada odnosi się do wszystkiego: mężczyzn i kobiet, biznesów, miejsc pracy.
To, że spotkałaś kilku nieodpowiednich facetów (albo nie umiałaś stworzyć z nimi fajnej relacji) oznacza, że następnym razem warto zrobić coś innego, zamiast popełniać ten sam błąd pięć razy dla pewności. To, że nie było zapotrzebowania na twoje usługi nie oznacza, że prowadzenie firmy jest takie trudne, ale że można zmienić pomysł, grupę docelową albo model komunikacji. To, że w twojej firmie panują warunki folwarczne, nie oznacza, że nie ma interesujących i rozwijających miejsc pracy. To znaczy tylko tyle, że to nie są odpowiednie piece i warto szukać innych.
Ma to związek z dwoma typami myślenia – myśleniem ukierunkowanym na przeszłość i myśleniem ukierunkowanym na przyszłość.
W tym pierwszym przypadku zachowujesz się jak kot, który usiadł na gorącym piecu i mówisz: „Ale byłem głupi! Już nigdy tego nie zrobię!”. W tym drugim przypadku też się parzysz, ale stwierdzasz: „Następnym razem sprawdzę czy piec jest gorący zanim usiądę”.
Widzisz różnicę? Koncentrując się na przeszłości tylko roztrząsasz, co nie wyszło. Koncentrując się na przyszłości szukasz rozwiązań. Nie kopiesz siebie po kostkach z powodu błędów. Nie dorzucasz do swojej głowy dowodów, że do niczego się nadajesz. Nie okładasz się emocjonalnym kijem bejsbolowym. Po prostu wyciągasz wnioski i bogatszy o doświadczenie idziesz dalej.
Zobaczysz ile to podejście zmienia, kiedy zaczniesz stosować je regularnie.
Rada nr 2: Spadaj z małego rowerka
Nie uważam, żeby błędy były szczególnie cenne. Uczą czego nie robić, ale nie uczą tego, czym warto się zająć. Żeby się tego nauczyć, trzeba odnosić sukcesy, a później je powielać. Nie zmienia to jednak tego, że błędy i tak będą się pojawiać, a przed twoimi oczami będzie notorycznie wyskakiwać okienko z napisem „Error” jak z Windows 95.
Co można z tym zrobić? To samo co z jazdą na rowerze. Prawdopodobnie nie nauczysz się jej bez przewracania, ale możesz sprawić, że wywrotki będą mniej bolesne. Wystarczy, że założysz ochraniacze i wybierzesz mniejszy rower.
Tak samo jest we wszystkim, co się robi. Zamiast się poddawać często wystarczy wybrać mniejszy rower albo założyć ochraniacze. Jak?
- Zamiast przeznaczać na pierwszą firmę oszczędności życia, zainwestuj maksymalnie 3 tysiące złotych albo zacznij oferować swoje usługi (z produktami jest trudniej, bo trzeba je fizycznie mieć) za pomocą darmowych narzędzi. Nawet jeśli nic na tym nie zarobisz, to te 3 tysiące złotych będą lepszą inwestycją w twój rozwój niż kilka drogich szkoleń.
- Zadbaj o poduszkę finansową.
- Zamiast rzucać pracę, pracuj po godzinach lub efektywniej zarządzaj czasem.
- Czytaj przez godzinę tygodniowo o tym, czego chcesz się nauczyć, żeby nie musieć wynajdować koła na nowo.
- Poszukaj wspólników, z którymi projekt można zrealizować szybciej i łatwiej.
Po prostu – nie stawiaj wszystkiego na jedną kartę, a szczególnie nie rób tego w grze, której zasad jeszcze nie znasz.
Rada nr 3: Zanim zaczniesz, ustal kiedy się poddasz
Jedną z naczelnych ludzkich cech jest dążenie do unikania strat. Jeśli zainwestujesz 200 zł i masz je stracić lub możesz dorzucić 50 zł i zachować wszystkie pieniądze, to z dużym prawdopodobieństwem wyjmiesz z portfela banknot z Kazimierzem Wielkim. I kolejny, i kolejny, i kolejny. Nie mówię tak ja, ale Daniel Kahneman, który otrzymał Nobla z dziedziny ekonomii.
To właśnie ta zasada jest odpowiedzialna za tkwienie w niesatysfakcjonujących relacjach, miejscach pracy i biznesach. Poświęciło się im już tak dużo, że kolejne „inwestycje” wydają się drobiazgiem. Nie chcesz stracić tylu lat spędzonych z nieodpowiednią osobą albo tylu starań o awans, że co miesiąc dajesz sobie „ostatnią szansę”, która ostatnią jest tylko z nazwy. Działa to jak bagno – z każdym kolejnym ultimatum zwiększasz wielkość nietrafionej inwestycji, więc trudniej jest ci się pogodzić ze stratą. W końcu znajdujesz się po szyję w błocie i możesz tylko wołać o ratunek.
To dlatego kluczowe jest ustalenie kryteriów kiedy się wycofasz na zasadzie: „Wystąpił warunek X, to teraz robię Y”.
To w dużej mierze indywidualne, ale takimi kryteriami może być w życiu zawodowym to, że:
- Od kilku lat nie awansujesz w swojej firmie, chociaż w konkurencyjnych firmach awansuje się częściej.
- Twoje dochody porównywane rok do roku konsekwentnie maleją. Wtedy warto rozejrzeć się za ich nowym źródłem.
- Nie udało ci się zautomatyzować działań związanych z działalnością gospodarczą przez co pracujesz coraz więcej, a miało być odwrotnie. Dodatkowo, wszystko co robisz bazuje na twojej reputacji, więc nie możesz się wycofać.
Z kolei w życiu osobistym takimi kryteriami może być z kolei to, że twój partner/partnerka nie zmienił się mimo trzykrotnych obietnic, czujesz, że ta relacja zmierza donikąd, a wy jesteście raczej współlokatorami niż parą albo to, że ktoś zrobił wobec ciebie to, czego nikt nie powinien robić – stosował przemoc, wyzywał cię albo publicznie okazywał ci brak szacunku.
Brzmi to bezdusznie, ale to konieczność i warto podjąć te decyzje zanim emocje zaczną wpływać na twój punkt widzenia, a ty zaczniesz pod ich wpływem powiększać straty zamiast je uciąć. Celem jest ciężka praca nad perspektywicznymi projektami, a nie sama ciężka praca.
Rada nr 4: Oceń ile prób warto podjąć zanim powiesz „Stop”
Zazwyczaj ludzie mają problem z chwytaniem proporcji. Jedzą gówniane żarcie latami, ale chcą widzieć efekty siłowni po 72 godzinach. Budują dysfunkcyjne relacje i utrwalają w sobie ich wzór, ale coś im podpowiada, że kiedy spotkają odpowiednią osobę, to będzie inaczej. Dziwnym trafem tych odpowiednich osób nie spotykają.
Widzisz w czym jest problem? W tym, że próbując alternatywnych działań, nie daje im się wystarczająco dużo czasu. Odczuwa się dyskomfort i stwierdza się: „Ojoj, czuję się nieprzyjemnie. Pora przestać”, chociaż zwykle wystarczyłoby to uczucie przeczekać i oswoić.
Kiedy policzono ile autorzy musieli napisać książek, żeby dotrzeć na szczyt listy bestsellerów New York Timesa, to okazało się, że potrzebowali napisać średnio 14 książek! 14 książek to w najlepszym wypadku 14 lat życia, chociaż bez problemu może to być także 28 lat.
Van Gogh postanowił zostać artystą w 1880 roku w małej belgijskiej wiosce Cuesmes, ale jego największe dzieła („Gwiaździsta noc”, Autoportrety i Słoneczniki) powstały dopiero 9 lat później (inna sprawa, że obecnie nawet wczesne dzieła są warte małą fortunę).
Michał Sadowski z Brand24 potrzebował mniej czasu, ale to nie znaczy, że stworzenie firmy wymagało od niego mniej pracy. Potrzebował kilkuset kontaktów, żeby zdobyć pierwszych kilku klientów. To kilkadziesiąt prób na jedną sprzedaż!
Gdybyś był na ich miejscu, to ile razy zdążyłbyś powiedzieć sobie pas?
Żeby ocenić ile czasu poświęcić na testowanie jakiegoś pomysłu, wybierz pięć osób, które za coś podziwiasz i zapytaj je (lub znajdź te informacje), kiedy zaczęły coś robić i kiedy zaczęły odnosić pierwsze widoczne sukcesy.
Ile lat musiał twój znajomy fotograf uczyć się robić zdjęcia zanim zbudował solidną bazę klientów? Ile osób na liście mailingowej ma twój kumpel, który dzięki niej zarabia obecnie 15 000 zł miesięcznie? Jak długo twórca internetowych komiksów publikował swoje prace zanim zaczął na tym zarabiać i sprzedawać kubki z nadrukiem za 69,90 zł?
Na przykład mi zajął rok, żebym zobaczył trend wzrostowy, trzy lata, żebym zaczął zarabiać i pięć lat, żebym osiągnął zadowalający poziom pod kątem ilości czytelników.
Sprawdzenie takich informacji pozwoli ci zobaczyć gdzie obecnie znajdujesz się na linii czasu i ile pracy jeszcze ciebie potencjalnie czeka. Jak już to wiesz, to pracuj i nie poddawaj się, dopóki tyle czasu nie minie. Jest to ogromnie ważne, bo zwykle nie ma się świadomości tego, ile energii wymaga zdobycie kompetencji czy przebicie się ze swoimi ideami. Fakty są natomiast takie, że bez większych przygotowań można nauczyć się: sprzątać, przygotowywać posiłki w McDonald’s, czytać skrypt na infolinii albo krytykować ludzi, którzy coś postanawiają robić. To, co bardziej skomplikowane wymaga długiego procesu samodoskonalenia, którego wbrew obietnicom trenerów rozwoju osobistego, nie da się skrócić do kilkudziesięciu godzin czy dni.
Jasne, czasem zdarza się ktoś, czyj przykład udowadnia, że zdarzają się wyjątki. I na tym to polega – to są wyjątki. Czasem też ktoś trafia w Lotto, ale jeśli na to liczysz, to już dziś mogę się z tobą założyć, że owszem – ktoś szósteczkę trafi, ale coś mi podpowiada, że to nie będziesz ty.