Mówi się, że ludzie boją się popełniać błędy. Ja zauważyłem, że w rzeczywistości boją się czegoś nieco innego – nie samych błędów, ale życia z konsekwencjami swoich błędnych wyborów.
Dopóki nie ma się działającej kryształowej kuli albo DeLoreana z siwowłosym szalonym naukowcem w środku, to jest się skazanym na dokonywanie decyzji nie znając ich skutków. Nie jest to szczególny problem, bo w 90% sytuacji można się z nich łatwo wycofać. Wybierzesz złe studia, to możesz je bez większych długoterminowych skutków zmienić. To samo dotyczy: partnerów, pracy, realizowanych pomysłów na biznes. Warunek jest jeden – trzeba zrobić to szybko.
Zwykle też da się bez większych problemów zauważyć, które wybory są złe. Zaczynasz się spotykać z facetem, któremu szkoda 30 sekund na napisanie smsa i już wiesz, że to nie wróży dobrze. Tworzysz firmę, która pomimo wydawania kroci na reklamy cieszy się zerowym zainteresowaniem i już możesz przypuszczać, że tym razem nie zostaniesz drugim Amancio Ortegą. Idziesz na studia, ale zamiast czuć chociaż skrawki ekscytacji, widzisz tylko jak pomiędzy kolejnymi ziewnięciami ucieka ci czas, to możesz przypuszczać, że socjologia nie jest jednak dla ciebie.
Kiedy zapytasz ludzi, kiedy zauważyli, że ich życia zaczęły się rozsypywać, to powiedzą ci, że zauważyli to na długo przed oficjalnym końcem. Tylko poważny problem polega na tym, że nic z tym nie zrobili. Łudzili się, że wciąż może być pięknie. Przyzwyczajali się do tego, czego powinni się natychmiast pozbyć. Pęknięcia w fundamentach zaklejali czarną taśmą montażową.
Zwykle było im żal poświęconego czasu, pieniędzy i swoich wyobrażeń, więc brnęli w niedziałające rozwiązania. Zapomnieli o jednym – tego, co zepsute od początku, zwykle nie da się naprawić.
Dzisiejsze precedensy to jutrzejsze reguły
Nie jestem zwolennikiem porzucania swoich celów. Czasem myślę, że mam te same cele od ósmego roku życia – bardziej sprecyzowane i nieco dojrzalsze, ale prowadzące w tych samych kierunkach.
Za to niezwykle chętnie rezygnuję ze scenariuszy, które nie działają. Ucinam je szybko i bezlitośnie, bo wiem, że lepiej wejść w menu i kliknąć „Start New Game”, niż próbować wycisnąć coś dobrego z gry, którą się przegrywa.
Znasz Petera Thiela? Jeśli nie, to możesz go kojarzyć z:
a) Współtworzenia PayPala
b) Inwestowania w startupy (między innymi zainwestował w Facebooka i Palantir)
c) Napisania książki Zero to One
Ma on jedną zasadę inwestycyjną (którą nieskromnie nazywa „prawem Thiela”): „Nowo powstająca firma mająca źle zorganizowane podstawy nie może być naprawiona”.
Moment kiedy się to zauważa jest momentem kiedy się wychodzi. Nie jest to ucieczka, ale optymalne rozwiązanie. Wiesz dlaczego? Bo może nasze życia nie są brytyjskim systemem prawnym common law, ale opierają się na podobnej zasadzie – na precedensach. Uczymy się przez doświadczenie. Kodujemy pojedyncze wydarzenia i uznajemy je za regułę nie zawracając sobie głowy ich weryfikacją. To dlatego jak nauczyciel przekona się na początku roku, że Zosia zawsze jest przygotowana, to często uważa tak do końca roku. To dlatego jak Grześ przekona się, że jego dziewczyna wybaczy mu jedną zdradę, to bzyknie pół osiedla. To dlatego, że Romek pierwszy raz pokornie zgodził się wcisnąć sobie wykonywanie nie swoich obowiązków, później będzie notorycznie wykorzystywany przez sprytnych karierowiczów ze swojego korpo.
Pierwsze spotkania, dni, zobowiązania działają jak „Kropelka”, która na początku jest ciekła i plastyczna, ale to „ co sklei, sklei, żadna siła nie rozklei”. Każda próba ich zmiany rodzi pytanie: „Dlaczego teraz nie mogę tego robić, chociaż wczoraj mogłem?”. Ewentualnie zbywa się to wzruszeniem ramion i słowami: „A tam. Histeryzujesz”. Czasem postanawia się wprowadzić jakieś zmiany. W przytłaczającej większości przypadków są to zmiany na najbliższe trzy dni, po których wraca się do układu sklejonego „Kropelką”.
Jak nie wiesz, co zrobić to pomaluj stodołę. Albo zacznij od nowa
Malując stodołę przynajmniej robisz coś konstruktywnego. Zaczynając od nowa robisz to, co ma znaczenie. A ma je przynajmniej z trzech powodów.
Po pierwsze, naprawienie czegokolwiek zepsutego jest znacznie trudniejsze, niż zdobycie nowego. Nie dotyczy to tylko zegarka po prapradziadku.
Po drugie, w nowych startach jest ta sama magia, która jest obecna w podróżach i w zmianie środowiska w jakim się funkcjonuje. Pozwala ona na przedefiniowanie siebie i wykształcenie nowych nawyków. Rzadko to się udaje bez zmiany otoczenia. W nim wciąż jest się otoczonym przez te same zachowania i oczekiwania – dopóki nie przetniesz dużej części z nich, nie ruszysz się z miejsca.
Po trzecie, w starych układach nigdy nie zastosujesz swoich nowych doświadczeń. Bez względu na nabyte doświadczenie i zdobytą dojrzałość nie cofniesz już popełnionych błędów. Przypomina to grę komputerową, w której na początku straciłeś 4 z 5 żyć i nawet wspinając się na wyżyny umiejętności nie dojdziesz tak daleko, jak zaszedłbyś nie tracąc tych żyć. Za to nowe relacje/prace/projekty zaczynasz ze wszystkimi szansami. Nie musisz nic naprawiać. Wystarczy, że nie popełnisz części błędów, a i tak dotrzesz dalej. I to nie jest przypadek, że ludzie kończący wieloletnie słabe związki, nie tylko szybko tworzą nowe relacje, ale zazwyczaj oceniają je też jako znacznie bardziej satysfakcjonujące.
Na koniec powiem ci coś, co już raz powiedziałem.
Chcesz pięknego życia? To zacznij od nowa, i od nowa, i od nowa aż dostaniesz to o co chodzi. Rób to, czego najczęściej się boisz, a ludzie boją się dwóch rzeczy: zaczynania nowego i kończenia starego. Lawirują pomiędzy nimi, bo może samo wyjdzie. Zwykle nie wychodzi.
Popełnianie błędów nie jest problemem. Problemy zaczynają się dopiero, kiedy zaczynasz z tymi błędami żyć, zamiast je definitywnie usuwać.