Podczas pewnego z piątkowych wyjść poznałem jedną dziewczynę. Ona przyszła z przyjaciółką, która znała się z moim kumplem, koleżanką czy kimś tam innym. Jak to w takich sytuacjach bywa, usiedliśmy przy wspólnym stoliku i gadaliśmy gryząc w międzyczasie przekąski. Dziewczyna była w moim wieku, czyli wtedy już na pewno po studiach, i tak jakoś wyszło, że całkowicie poważnie powiedziała, że czeka na idealną miłość.
– No spoko – pomyślałem, bo myślę raczej zwięźle. Zresztą, nie ma w tym nic dziwnego. Dziewięciu na dziesięciu ankietowanych Familiady chce tego samego i jakoś nie spotkałem zbyt wielu osób, które chcą przez następne 30-40 lat patrzeć na kogoś, kto pasuje im w trzydziestu procentach.
Pewnie na tym wyznaniu rozmowa by się skończyła, gdyby ktoś nieopatrznie nie zapytał na czym to jej czekanie polega. Okazało się, że jej doświadczenia związkowe są mizerne, czekanie na uczucie to dla niej powód do chwały i ogromna zaleta, nie widzi sensu uczenia się bycia z kimś, bo „jak ma wyjść to wyjdzie”, a na randki też nie chodzi, bo żaden facet nie wyrywa jej z butów.
– Ok. A co się stanie, jeśli spotkasz tego faceta, który wyrwie cię z butów? – zapytałem.
Przez sekundę nie wiedziała co powiedzieć. Procesy myślowe w jej głowie straciły na chwilę orientację, a później zacisnęła zęby i syknęła ze złością:
– Będzie zachwycony, że na niego czekałam.
Nie wiem co się stało z tamtą dziewczyną. Życzę jej jak najlepiej. Mam nadzieję, że książę przycwałował do niej na rumaku i teraz żyją w jakimś przytulnym mieszkaniu oglądając wspólnie „Rzymskie wakacje” i pijąc czerwone wino.
Podejrzewam jednak, że są na to naprawdę niewielkie szanse…
Strefy iluzji
Ludzie lubią konstruować sobie strefy iluzji. Może nie są Supermenami i nie zakładają w budkach telefonicznych gaci na spodnie. Może nie mają kochanek w innych miastach. Może nie zamieniają się w Mr. Hyde’a. Jednak zazwyczaj i tak wiodą podwójne życie.
Pierwsze to życie realne, w którym działają, popełniają błędy i świętują sukcesy.
Drugie, to wielokrotnie bogatsze życie, które ma miejsce wyłącznie w ich głowie.
Jest ono zbudowane z ciepłych wyobrażeń, mięciutkich założeń i gładkich scenariuszy na rozwój sytuacji. Kobiety bywają przekonane, że jak spotkają odpowiedniego faceta, to będą mieć perfekcyjny związek, nawet jeśli do tej pory zdychały im nawet kaktusy. Inni są pewni, że mają genialne pomysły biznesowe i że gdyby tylko dostali sześciocyfrowe dofinansowanie to z miejsca stworzyliby międzynarodową firmę, chociaż wcześniej nie sprzedali nikomu nawet opakowania długopisów. Jeszcze inni siedzą na tyłkach, przechodzą kolejne życiowe levele na minimalnej energii, ale mówią, że jeśli pojawi się wyjątkowa szansa, to nauczą się wszystkiego, co potrzebne i będą szczęście wydzierać pazurami. Na razie tego nie robią, bo jeszcze nie potrzebują.
Zazwyczaj nie dostrzegają podstawowej prawdy – o tym, co będziemy mieć, decyduje jeden czynnik – to, jak dobrze jesteśmy przygotowani.
Chwile, które zmieniają wszystko
W ciągu 82 lat (dla kobiet) i 74 lat (dla mężczyzn) jakie statystycznie mamy do wykorzystania, znajduje się wiele szarych pasm nudy, rutyny i dni, których nie zapamiętamy. Na całe szczęście, są one poprzetykane kluczowymi momentami. To te chwile, które działają jak trampolina, mogąca wystrzelić nas w kosmos i nadać koloryt kolejnym dniom. Może to być szansa zgarnięcia sutego dofinansowania. Może to być dziewczyna, obok której czujesz się tak, że chociaż nigdy nie myślałeś o dzieciach, to już wiesz, że wasze będą nazywać się Marysia i Karol. Może to być okazja biznesowa, której stopa zwrotu przewyższy efektami lata przechowywania oszczędności na lokatach. Mogą to być też ludzie, wokół których chciałeś się obracać, propozycja przygotowania własnej wystawy albo możliwość zastąpienia nieefektywnego szefa przy prowadzeniu flagowego projektu.
Opcji jest dużo. Jednak kiedy te szanse się pojawiają, nie ma znaczenia to, jaką osobą możesz być jeśli się postarasz. Nie liczą się dobre chęci, ani to, że myślisz o sobie jak o mistrzu świata. Dobrze to podsumował Andrzej Pilipiuk w kontekście pisarzy:
Jak się idzie do polskiego wydawcy to trzeba pokazać że ma się 15 opowiadań wydanych w czasopismach. Tak jest wszędzie. W każdej robocie. Tak działa świat. Jak się idzie pracować w stolarni to pokazuje się dyplom ukończenia zawodówki stolarskiej, opinie rzemieślnika u którego odbyło się staż, zdjęcia z własnych realizacji etc. jak się chce zostać piratem w Somalii też trzeba pokazać ze umie się walić z kałacha.
.
Przyjmijmy że za pięć-dziesięć-piętnaście lat otworzy się możliwość wydawania w USA. Z moich 20-30-40 książek będę mógł wybrać 2-3-4 najlepsze i sprzedać im prawa. Przyjmijmy że na gwałt zechcą wydawać Polaków. Co wtedy zrobią? popatrzą co się w Polsce najlepiej sprzedaje. Jest szansa że moje książki będą na tyle wysoko w rankingach że zostaną zauważone.
.
A wasze? Czy będą już w ogóle napisane?
W rzeczywistości, ten przekaz jest uniwersalny. Uganiamy się za chwilami, które będą mogły nam dać pieniądze, miłość, szacunek albo zatkać nam dech w piersi, ale rzadko myślimy o tym, co się stanie, jak już będziemy przed nimi stać. Co wtedy zaprezentujemy? Wielokrotnie przetestowane umiejętności czy obietnicę, że będziemy naprawdę się starać?
Bo jeśli to ostatnie, to niestety może okazać się, że to za mało. Zobaczysz tylko swoją trampolinę, ale zorientujesz się, że przyszedłeś zbyt późno, żeby na nią wejść i wybić się w górę. Skończysz jak te dziewczyny, które są pewne, że zasługują na Jamesa Bonda, ale nic nie wiedzą o męskiej i kobiecej psychice, nie znają swoich potrzeb, nie wiedzą jak sprawnie się komunikować i nie potrafią być pociągające, dopóki nie odsłonią uda. Jeśli nie wiesz, jak kończą, to podpowiem, że ich wyobrażenia o sobie, boleśnie zderzają się z rzeczywistością.
Masz życie, na jakie zapracowałeś
Zawsze powtarzam, że od życia dostajemy to, z czym jesteśmy kompatybilni. Właśnie dlatego od zawsze przygotowywałem się na dni, które miały nadejść. Czytałem książki o savoir-vivre zanim miałem taką potrzebę. Zacząłem się uczyć włoskiego, kiedy jeszcze nie miałem pieniędzy nawet na weekend do Krakowa, nie mówiąc już o Florencji. Pisałem do szuflady na sześć lat wcześniej, zanim zacząłem robić to publicznie. Na studia prawnicze nie poszedłem, żeby zostać adwokatem, ale żeby lepiej prowadzić swoją firmę, której też jeszcze nie miałem. I prawdę mówiąc, nie zawsze spotykało się to z uznaniem. Były osoby, które widząc to pukały się w czoło i zadawały fundamentalne pytanie: „Po chuj?”.
Wbrew pozorom odpowiedź na to pytanie jest prosta. Można na przykład przytoczyć azjatyckie porzekadło: „Lepiej być wojownikiem w ogrodzie, niż ogrodnikiem na wojnie”. Jednak moim zdaniem najlepiej sens przygotowań obrazuje anegdota o polskim podróżniku i reporterze Tonym Haliku.
Podobno brał kiedyś udział w kręceniu erupcji wulkanu. Lecieli wraz z ekipą helikopterem, a on był operatorem kamery. W pewnym momencie sytuacja nad wulkanem zrobiła się groźna. Wszyscy wpadli w panikę. Oczywiście poza Halikiem. Ten nie zważając na wrzaski wyciągnął kamerę i zaczął wszystko nagrywać. Ktoś go szarpnął za ramię i krzyknął: „Stary! Po co to kręcisz? Przecież zaraz możemy zginąć!”. Na co ten odpowiedział spokojnie: „Ale jeśli przeżyjemy, to pomyśl jaki będziemy mieć czadowy materiał!”.
Na tym polega sens myślenia o przyszłości. Nie wiesz czy ci się to przyda, ale możesz mieć pewność, że jeśli pojawi się przed tobą szansa, to ją złapiesz i już nie puścisz. Bo nie będziesz przed nią stał nagi, ale uzbrojony po zęby i gotowy.
Ja dzięki swoim przygotowaniom byłem gotowy na chwile, które nadeszły. Nie na wszystkie. To chyba nawet nie jest możliwe, ale umiałem wskoczyć na największe trampoliny, bez których z pewnością byłbym gorszym, smutniejszym, mniej usatysfakcjonowanym człowiekiem.
Dlatego tego tekstu nie zakończę puentą. Zakończę go pytaniem: A czy Ty, będziesz gotowy na szanse, które dopiero nadejdą?