Tove Jansson wśród wielu celnych zdań napisała, że „przeciwności życiowe, poza rzeczywistymi katastrofami, powtarzają się dość monotonnie”. Z kolei ja uważam, że równie powtarzalne są związkowe błędy.

Nie potrafisz szczerze rozmawiać.

Traktujesz czyjeś pocałunki i uwagę, jak plastry przyklejane na rozjebane życie.

Kochasz kogoś, kto nie kocha ciebie, ale łudzisz się, że kto wie, kto wie – może to się zmieni?

Jednak najgorszy z błędów, to udawanie kogoś, kim się nie jest, bo wydaje ci się, że ktoś tego oczekuje.

 

„Tak kochanie”

To tak jak z moją koleżanką, która dorobiła się ksywki „Tak kochanie”. Doszło do tego, kiedy spotykała się z facetem, który spełniał wszystkie punkty jej checklisty. Skończył medycynę, hobbysycznie grał na basie, jadąc samochodem wyglądał jak Ryan Gosling w „Drive”. Kiedy randka się kończyła, ona miała ochotę zrobić to, co robi się, kiedy dzwoni budzik. Wcisnąć przycisk „Jeszcze pięć minut”.

Nie chciała go stracić, więc postanowiła być ideałem.

Wstawała godzinę wcześniej, żeby usmażyć mu naleśniczki, bo jakoś dzisiaj chłodno.

Kiedy proponował jej, żeby oglądała z nim mecz, ona mówiła: „Tak kochanie”, chociaż ostatni raz tak źle bawiła się na stypie po śmierci dziadka.

Koleżankę, która akurat przyleciała z Londynu widziała raz na dwa lata, ale wystarczyło, że zasugerował, żeby została w domu, a ona mówiła: „Tak, kochanie”.

Była w stanie dopasować się do niego tak, jak woda dopasowuje się do każdego naczynia. Bała się, że jeśli zacznie zachowywać się inaczej, to on jej nie zaakceptuje. Najgorsze było jednak to, że tego nie sprawdziła. Po prostu założyła, że on chce być z dziewczyną bez własnego życia i zdania, więc swoje potrzeby zamiotła pod dywan. W ten sposób odrzuciła się, zanim on miał szansę to zrobić.

Niestety taka postawa to nie salon masażu w Tajlandii – nie da ci happy endu. Opcje są dwie: albo się rozstaniecie albo będziesz z kimś, przy kim nawet nie możesz być sobą. W obu przypadkach skończysz pociągając nosem, ocierając rękawem łzy i postanawiając, że już nigdy-kurwa-więcej.

 

Odrzuceni w przedbiegach

Jak się nad tym zastanowisz, to ludzie odrzucają się sami bez przerwy. Opierają się na wyssanych z palca założeniach, których nie sprawdzają.

Przedsiębiorcy zamiast testować pomysły, często już wcześniej są przekonani, że coś wyjdzie, a coś innego nie. „To działa u konkurencji, ale ja mam inną grupę docelową”. Taa.

Faceci sami sobie dają więcej koszy, niż kiedykolwiek mogliby dostać od kobiet. Jeszcze zanim podejdą, mówią sobie, że nie mają szans. Że ta dziewczyna na pewno chce kogoś innego. Że są za niscy, za mało zabawni, za mało wygadani.

Tysiące ludzi buduje związki, w których nie może być sobą, bo trzeba się komuś przypodobać. Skazują się na to, żeby iść przez kolejne lata z wciągniętym brzuchem, chociaż często nawet nie wiedzą, czy ten brzuch jest dla kogoś taki ważny. Najpierw się wzajemnie oszukują, a później dziwią się, że są oszukani.

I wiecie co? Nigdy tego nie rozumiałem. Być może dlatego, że dobrych kilkanaście lat temu usłyszałem historię, którą na pewno słyszy każdy, kto uczy się sprzedaży. Opowiada ona o kliencie z brzuszkiem i wąsem, którego nikt nie chce obsłużyć, bo zakłada, że nie ma pieniędzy. W końcu jakiś sprzedawca do niego podchodzi, robi prezentację, a ten niepozorny klient wykłada na ladę (albo przez terminal płatniczy) ogromne pieniądze.

Morał jest z tego taki, że nigdy nie wiesz kim jest druga osoba. Nie wiesz, czego tak naprawdę chce. Nie wiesz co chce kupić i na co ją stać. Nic nie wiesz, więc najlepsze co możesz zrobić, to pokazać co masz i pozwolić jej zdecydować.

 

To samo działa w związkach…

Widzisz kogoś, czujesz jej usta na szyi, patrzysz jak się śmieje i zapominasz. Zapominasz, że znasz tą osobę kilka minut, dni albo tygodni. Zapominasz, że nic o niej nie wiesz. Nie masz pojęcia, co tą drugą osobę rozczula i kręci. Nie wiesz, czy nie chce cię właśnie z tymi cechami, które tak pieczołowicie ukrywasz. Najlepsze co możesz zrobić to przestać udawać, że jest inaczej.

Nie musisz być ideałem. Możesz, a właściwie powinnaś i powinieneś stawać się lepszą osobą (zwłaszcza kiedy twoje życie przypomina melinę i aż cię kusi, żeby poupychać brudy w szafach). Tylko że jednocześnie musisz zrozumieć, że w tym wycinku czasu, o którym mówimy „teraz” jesteś sobą. Jedyne co możesz zrobić to prezentację z cyklu: „Oto ja” i nie decydować za kogoś.

Daj się wybrać ze swoimi zaletami i wadami, w piżamie w małpki i z zasmarkanym nosem. Daj się wybrać z pikantnymi żartami, dziwactwami i tym, że w dzieciństwie, jako jedyną osobę na świecie, przerażał cię Batman. Daj się wybrać ze swoimi priorytetami, z bliznami, z całą kreatywnością i dobrem, jakie możesz wnieść. Daj się wybrać w dni, kiedy wstajesz i czujesz, że coś się sypnie i w dni, kiedy czujesz, że każda grudka ziemi należy do ciebie.

Nie wszystkim będziesz pasować i to jest ok, ale nie rób jednego – nie odrzucaj się w przedbiegach.

Psst! Psst! Dołącz też do obserwujących bloga na facebooku lub instagramie.