Dlaczego chcesz, żeby twój facet się zmienił?

utworzone przez | 50 Komentarze

Kobiety rzadko po prostu patrzą. One oceniają. A tego wieczoru Karolina siadła na kanapie. W jednej ręce miała książkę, w drugiej lampkę czerwonego wina, a obok siebie też miała lampkę, ale salonową. Siedziała i oceniała swojego faceta, bo tak jak każda dobra firma dba o robienie audytu, tak kobiety robią audyt związku, zwłaszcza jeśli są z kimś od czterech lat. Brała łyk wina i myślała, a to, jeśli wierzyć statystyce, mogło doprowadzić ją tylko do wniosku: „Nie jest i nigdy nie był taki, jak chciałam” albo: „Już nie jest taki, jak dawniej”.

W obu przypadkach potrzebowała znacznie większej ilości wina, niż zaplanowała.

Kobiety, które załamują rączki i marzą: „Gdyby on tak się zmienił…” to ograny temat. Banalny tak, jak wszystko co powszechne, ale wbrew waszym przekonaniom, w 95% przypadków problem nie leży w facecie, którego chcecie zmienić tylko w was. W tym czego chcecie, na co według siebie zasługujecie i kogo wybieracie.

A wszystko to układa się w dwa najczęstsze scenariusze, według których kobiety układają związki.

Wariant nr 1: Tuning Fiata 126p

Kobiety wybierając faceta zwracają uwagę na to, na co patrzy klasyczny fan motoryzacji: komfort, bezpieczeństwo, możliwości, wspaniały design i poczucie wolności. Chcą żeby to był odpowiednik samochodu, który równie dobrze sprawdzi się na autostradzie, co na wąskiej, słonecznej i malowniczej drodze podczas jazdy wzdłuż włoskiego wybrzeża.

Tylko że jednocześnie kobiety są cierpiętnicami. Bardziej zależy im na braku samotności, niż na byciu z odpowiednią osobą. Dlaczego? Bo możesz sobie pracować w korpo, mieć szpilki za 400 zł i płaskie buty do jeżdżenia służbową Toyotą Yaris, ale oprócz tego jesteś wytworem lokalnej kultury. Produktem z pieczątką „Made in Poland”. Wytworzonym z regionalnych, kulawych przekonań, zgodnie z którymi kobieta samotna, to kobieta drugiej kategorii. Kobieta powinna być chciana, a skoro tak, to trzeba z kimś być. Kropka.

Można sobie mówić, że z facetem jest jak z autobusem i zawsze przyjedzie następny, ale dla kobiet to nie ma znaczenia. Dla nich każdy jest ostatni i nie wierzą w to, że przyjadą następne. Jeśli więc akurat nie przyjeżdża Aston Martin, to biorą Fiata 126p i usiłują zrobić z niego super brykę. Mówią mu to, co zwykle mówią sobie:

– Skarbie, stać cię na więcej.

Pokazują mu osoby, które lepiej wykorzystały szanse i koleżanki, których mężczyźni stoją bliżej słowa „prawdziwy”. Szturchają swojego Krzyśka, bo przecież może wymienić silnik, lepiej zagospodarować czas i od czasu do czasu zauważyć i docenić to, co ona dla niego robi.

Tyrają w ten sposób przez kilka lat i w końcu załamują ręce, bo w przyrodzie nie ma czegoś takiego jak: „Jest super, ale…”. To tylko jeszcze jedna wersja słowa: „Nie”. Fiat może być zadbany lub nie, ale wciąż będzie tylko Fiatem. Nie stanie się kimś innym. Chcąc, żeby się zmienił, w praktyce chcesz zupełnie innej osoby, która może będzie wyglądać jak on, mieć podobny ton głosu i masować twój brzuch, kiedy będziesz mieć okres, ale będzie kimś zupełnie innym.

Wariant nr 2: Psucie Astona Martina

Niektóre osoby mają farta i udaje im się trafić dwie szóstki w lotka. Tak samo niektórym kobietom zdarza się poznać faceta z kategorii tych, którzy już dawno powinni wyginąć. Nie dość, że jest odpowiednikiem Astona Martina, to jeszcze jest nią zainteresowany, mówi jej komplementy, w łóżku nie odmierza stoperem obowiązkowych pięciu minut gry wstępnej i jest dokładnie taki, jaki powinien być.

Ten facet to produkt premium i wbrew pozorom to jest jego największa wada, bo większość kobiet premium się nie czuje. Statystyczna kobieta może stanąć przed lustrem i powiedzieć:

– Kocham siebie, zasługuję na wszystko, co najlepsze. Randka z Ryanem Goslingiem jest dla mnie równie naturalna, co z Grześkiem, który studiuje kulturoznawstwo i mieszka z mamą. Będąc podziwianą przez wszystkich czuję, że jest wszystko w porządku.

Może tak zrobić? Jasne! Tylko, że ona tego nie poczuje. Jej mózg podpowie jej, że to kłamstwo. Że inni może na to zasługują, ale jeśli chodzi o nią to tak nie jest. Że podziwiać może ją tylko najlepsza przyjaciółka, dumna z niej może być mama, a na randkę zaprosić Grzesiek. Wszystko ponad to jest mało wyrafinowaną ściemą.

Połączenie zwykłego produktu z produktem premium prowadzi do problemów. Taka kobieta chce Astona, ale jednocześnie boi się, że go straci lub ktoś go jej ukradnie. Gdyby czuła, że jest dla niego najlepszym wyborem, nie bałaby się innych kobiet w jego otoczeniu, jego wyjazdów w delegacje i odnoszonych sukcesów. Nie musiałaby śledzić go wzrokiem w tłumie i patrzeć co robi, bo wiedziałaby, że bez względu na wszystko i tak do niej wróci. Ona byłaby narkotykiem, a on narkomanem.

Tylko w tym momencie on jest marzeniem, a ona marzycielką, która czuje, że na niego nie zasługuje, więc z jednej strony daje z siebie więcej, jakby te ulepione pierogi miały go zatrzymać, a z drugiej strony zaczyna kastrować go z męskich cech. Wydaje się jej, że jeśli wgniecie jego karoserię, lekko uszkodzi silnik i zapomni o wymienianiu oleju, to przestanie od być dla innych kobiet atrakcyjny. Chce żeby był atrakcyjny dla niej, a nie dla wszystkich. I to działa, ale jednocześnie zapomina, że kiedy przestanie być męski dla innych kobiet, to przestanie być też męski dla niej.

Siada wtedy z lampką wina i stwierdza, że w jej garażu stoi już rozklekotany grat, którego trzeba wymienić na coś lepszego. Fakt, że to jej zasługa nie sprawi, że przestanie pożądać kogoś atrakcyjniejszego, bo Astona będziesz chcieć bez względu na to, czy cię na niego stać czy nie.

*

Te dwa warianty obejmują 95% przypadków, kiedy kobiety chcą zmieniać coś w swoich facetach (pozostałe 5% to zwykłe docieranie się). W pierwszym przypadku robią to dlatego, że w ogóle ich nie chcą i zachowują się jak na przymusowych wakacjach w Milanówku. Wolałyby być na Malediwach, ale skoro nie są, to moszczą sobie gniazdko tak, jak potrafią. W drugim przypadku dostają to czego chcą, ale boją się, że to stracą, więc krok po kroku go niszczą.

Tylko, że to donikąd nie prowadzi. To, że komuś coś udowodnisz nic nie zmieni. Udowodnić powinnaś przede wszystkim sobie, że możesz na sobie polegać, że jakiś kretyn nie zmieni twojego życia, że zawsze sobie poradzisz i że jesteś mądra i atrakcyjna. Nie w taki sposób, jak singielki, które otwierają hiszpańskie wino i chociaż to ktoś zawsze od nich odchodził powtarzają sobie, że mogą mieć każdego. Powinnaś oprzeć się na faktach i na swoich osiągnięciach. Musisz wiedzieć gdzie masz granice i mieć pewność, że jesteś warta wszystkiego, co dobre cię spotkało i tego, co dopiero ciebie spotka. Wymaga to więcej pracy, niż zrobienie makijażu, bo poczucie własnej wartości wyrasta na grubej warstwie świadomości swoich możliwości wynikającej ze zrobienia rzeczy, z których możesz być dumna. Nie mówię, że to łatwe. Mówię, że to skuteczne.

Bez tego będziesz tylko wybierać Fiata i popylać nim prawym pasem 50 km/h albo Astona, na którego będziesz patrzeć i czuć, że ciebie na niego nie stać.

W obu przypadkach wyprujesz z nich wnętrzności w godnej podziwu, ale bezsensownej próbie zmiany kogoś, kogo zmieniać nie musisz, bo albo jest już w porządku, albo w ogóle nie jest dla ciebie.

Psst! Psst! Dołącz też do obserwujących bloga na facebooku lub instagramie.

Subscribe
Powiadom o
guest

50 komentarzy
najstarszy
najnowszy
Inline Feedbacks
View all comments