W skomplikowanych relacjach zazwyczaj ląduje się na własne życzenie. Zanim się zaczną, dostajesz ostrzeżenie za ostrzeżeniem, ale postanawiasz je ignorować. Kilka, czasem kilkanaście miesięcy później wspominasz jak to się zaczęło i myślisz sobie: „Przecież to było jasne, że tak to się skończy”.
Kiedyś moja koleżanka zaczęła spotykać się z facetem. Był dorosły (to znaczy – nie mieszkał z mamą), miał kwadratową szczękę i ciemne oczy. Spotkali się kilka razy, a kiedy ona czuła, że stali się już sobie bliscy, on spojrzał na nią tak, że jej serce zaczęło pukać zdecydowanie szybciej. Wtedy powiedział:
– Jesteś dla mnie za dobra. Mam trudny charakter. Nie powinnaś się we mnie zakochiwać.
Co ona wtedy zrobiła? Oczywiście powiedziała, że wcale nie jest taka fajna, on ma cudowny charakter, a jeśli chodzi o miłość, to jeszcze za wcześnie, żeby o niej mówić, ale kiedyś to może, może.
W ten sposób zaczęli się spotykać. Przez kolejnych kilka miesięcy on powtarzał swoją śpiewkę o tym, że jest do niczego. Któregoś pięknego wieczoru poszedł do łazienki, a ona zrobiła to, co robią laski, ale się do tego nie przyznają – przeszukała jego telefon. To było jak otworzenie drzwi do Narni, ale takiej gdzie zamiast magicznych stworów są tabuny dziewczyn z portali randkowych oraz obfita kolekcja zdjęć ich biustów.
Jak tylko wyszedł z łazienki, rzuciła w niego telefonem i powiedziała:
– Naprawdę jesteś beznadziejny!
A on mimo głębokiego szoku wydukał:
– Przecież mówiłem to od początku.
I cóż, trzeba przyznać, że była w tym jakaś logika.
Fakty są takie, że bardzo często od początku widać znaki ostrzegawcze, ale my zamykamy oczy.
Mam znajomego, który w swoich relacjach jest szczery i jest to brutalna szczerość. Dziewczynom na randkach mówi, że nie szuka związku i tego nie zmieni. Nie ukrywa, że interesuje go tylko seks. Kiedyś szedł z dziewczyną do jej mieszkania i powiedział: „Ale wiesz, że już więcej nie zadzwonię?”. Zaśmiała się. Stwierdziła, że na pewno żartuje. Kiedy nie zadzwonił, wysłała mu na Messengerze wściekłą wiadomość. Kliknął przycisk „Zablokuj użytkownika”.
BoJack Horseman mówi, że „Gdy patrzysz na kogoś przez różowe okulary, czerwone lampki są jak zwykłe lampki.” Całkiem mądrze jak na zapijaczonego konia, co nie?
Ja mówię, że nawet jeśli zdejmiesz okulary, to wciąż będziesz sobie wmawiać, że te czerwone lampki tak naprawdę nie są czerwone. „Burgundowe” – powiesz. Przyjrzysz się uważniej i stwierdzisz: „A nie, jednak bardziej rubinowe”, bo przecież to zupełnie co innego, niż jaskrawa czerwień krzycząca, że szkoda na takich ludzi czasu.
Kiedy do głosu dochodzą nadzieje, zaczynasz ignorować oczywiste fakty. Tymczasem z poznawaniem się ludzi jest trochę jak z rekrutacją. Kiedy ją przeprowadzasz i ktoś ci mówi, że nie umie obsługiwać Excela, to nie myślisz sobie: „Łooo! Pewnie żartuje. Jest taki tajemniczy!”. Po prostu stawiasz przy tej umiejętności minusa. To samo doskonale sprawdza się w początkowych etapach znajomości.
Wielokrotnie rozczarowałem się, kiedy usiłowałem zobaczyć w innych osobach kogoś, kim nie były. Jeśli ktoś mówił, że jest beznadziejny, to zawsze wcześniej czy później okazywało się, że miał rację.
Po pierwsze dlatego, że jest mnóstwo osób, które opowiadają o tym, jacy są niegotowi na związek, jak ich eks ich skrzywdził albo że mają trudny charakter dlatego, że chcą zrzucić na ciebie odpowiedzialność. Przecież oni wam wszystko powiedzieli, więc wiedzieliście w co się pakujecie. W praktyce każdy taki komunikat oznacza: „Chcę się tylko zabawić. Mówię to pięciu osobom tygodniowo. Nic z tego nie będzie”.
Po drugie, może się zdarzyć, że jest to najszczersza prawda. W tej sytuacji komunikat „Jestem beznadziejny” albo „Nie jestem gotowy na związek” oznacza – „Chodź, poklep mnie po ramieniu i powiedz, że to nieprawda”. Tylko czy naprawdę chcesz być z kimś, kto będzie płakać po kątach za eks albo potrzebować ciągłych zapewnień, że jest w porządku?
Dzisiaj już wiem, że jeśli ktoś mówi „Nie jestem gotowy na związek”, to znaczy, że interesuje go tylko seks albo sam nie wie czego chce.
Jeśli ktoś mówi, że ma trudny charakter, to znaczy, że nawet gdyby jego matka miała wybór, to by go nie lubiła.
Jeśli ktoś mówi, że ma dziwne poczucie humoru i tylko nieliczni go rozumieją, to znaczy, że wciąż bawi go mówienie, że miejsce kobiety jest w kuchni.
Jeśli ktoś mówi, że jeszcze nie wyleczył się po poprzednim związku, to pytasz retorycznie: „Tak, to po co chodzisz na randki?”.
Jeśli ktoś mówi o swoich problemach, nad którymi nawet nie pracuje i twierdzi, że robi to po to, żebyś wiedział/wiedziała na co się piszesz, to nie mówisz: „Damy sobie radę”. Zapisujesz mu na karteczce dane kontaktowe do psychoterapeuty i mówisz: „Jesteś dorosły. Ogarnij się”.
Brzmi to dość brutalnie, ale mam przekonanie (i tobie też radzę je przyjąć), że zasługuję na to, co najlepsze, a na tym świecie jest mnóstwo ludzi, którzy nie zaczynają znajomości od pokazywania ci trailera z czekającymi was kłopotami.
Czy gdybyście mieli do wyboru głaskanie małych szczeniaczków albo użeranie się z cudzym szambem, to wybralibyście to drugie?
Ja nie. Wam też nie radzę, bo wszystko, co przegrywa ze szczeniaczkami, jest zwyczajnie do bani. Nie warto sprawdzać czy bardzo, czy tylko trochę.