Przez wiele lat chętnie i przy wielu okazjach wspominałem o tym, że kobiety same nie wiedzą, czego chcą. Dzisiaj uważam, że jest jeszcze więcej kobiet, które dokładnie wiedzą na czym im zależy, ale o tym nie mówią. Spuszczają swoje uczucia, potrzeby i ambicje w kiblu i zmieniają temat. Idą pozmywać. Wyprowadzają psa, dzwonią do przyjaciółki albo mówią staromodne: „Domyśl się”.

Robią tak nastolatki ze świadectwami z czerwonym paskiem, które idą uprawiać seks i chociaż chcą, żeby on założył prezerwatywę, to na to nie nalegają, bo boją się, że zepsują atmosferę, on poczuje się źle i następnej randki już nie będzie.

Robią tak studentki, które są zadowolone ze swojego związku, ale czegoś im w nim brakuje. Mają ochotę powiedzieć: „Pokaż, że ci na mnie zależy!”, ale zamiast tego mówią w czasie kłótni: „To chyba nie ma sensu”. Liczą na to, że on wtedy zacznie o nie walczyć. Jednak on tylko staje się ponury, cedzi przez zęby: „Jak chcesz” i odchodzi.

Robią tak trzydziestolatki, które radzą sobie zawodowo, znają trzy języki i podróżują, ale kiedy spotykają się z facetem to udają głupsze, niż są, żeby go nie zniechęcić. Mimo że tak naprawdę chcą spotykać się z kimś, dla kogo jest atrakcyjne przebywanie z kobietą wyposażoną nie tylko w cipkę, ale też w mózg.

Na koniec, robią tak też kobiety, które idą na randkę mając dopasowaną górę do dołu bielizny, ale zachowują się tak, jak pisałem w „Sexcatcherze”:

Kobieta nigdy nie powie wprost tego, co myśli. Kiedy weźmie się ją do restauracji, to na pytanie „Na co masz ochotę?” nigdy nie odpowie:
– Żebyś mnie stąd zabrał, zdjął moją sukienkę, położył mnie na brzuchu, zaczął językiem zataczać kręgi wokół dołeczków nad moją pupa, a później całował mnie wzdłuż kręgosłupa, kończąc na szyi. Wtedy będę już mokra.
Zamiast tego powie:
– Może wezmę sałatkę?

Nie mówię, że wszystkie kobiety tak robią. Może ty jesteś inna, ale to nie zmienia tego, że jest ich za dużo. Te kobiety może dzielić wszystko – wiek, wykształcenie, miejsce zamieszkania, ale łączy jedno – brak wyrażania swoich potrzeb.

One nie sprawdzają czy jak zaczną mówić o paradoksie Fermiego albo Bertrandzie Russellu to każdy facet pomyśli: „Ona jest dla mnie za bystra”. Zakładają, że tak właśnie będzie. Nie mówią: „Chcę żebyś mnie objął i przytulił zamiast dawać mi rady”, bo już wcześniej boją się, że tego nie dostaną. Nie wyrażają swojej seksualności, ani nie uczą się wyrażać jej w bezpieczny sposób, tylko od razu stwierdzają: „Jak to zrobię, uzna mnie za zdzirę”.

Zachowują się tak, jakby dostały faks z przyszłości z automatycznie wyplutą odpowiedzią: „To się nie uda. Przestań marzyć”.

Przestań marzyć, że spotkasz faceta, przy którym będziesz mogła być mądra, błyskotliwa i opowiadać mu o pięknych planach, które zrealizujesz.

Przestań marzyć, że mężczyzna, z którym jesteś zaakceptuje, że myślisz o seksie tak często i brudno jak on.

Przestań marzyć, że możesz mieć lepszy związek, niż miała twoja matka.

Przestań marzyć o tym, że społeczeństwo zdejmie ci nogę z gardła i będziesz mogła być sobą, zamiast wpisywać się w stereotyp kobiety cichej, łagodnej i wiernej.

Kiedyś czytałem o doświadczeniu, które przeprowadzono na szympansach w zoo. Na podwyższeniu położono kiść bananów. Kiedy jakaś małpa chciała je wziąć, oblewano ją zimną wodą. W końcu już żadna do nich nie podchodziła. Następnie wymieniono połowę stada. Kiedy nowe szympansy chciały wziąć banany, te starsze podchodziły i je biły. W końcu wymieniono ostatnie małpy z pierwotnego składu. W ten sposób żadna z małp nie wiedziała dlaczego nie wolno brać bananów. Wiedziały tylko, że tego się nie robi. Żadna nie próbowała.

Tak samo jest z kobietami. Nie sprawdzają czy przejęte „od starszych małp” założenia są słuszne, ani w jakich warunkach powstały – bezrefleksyjnie zaczynają w nie wierzyć.

Moment, w którym w to uwierzysz jest tym, kiedy uznajesz, że bez względu na to, ile będziesz mówić o tym, co jest dla ciebie ważne, to i tak tego nie dostaniesz. To chwila, w której już tylko liczysz na to, że ktoś się domyśli, że jest w tobie znacznie więcej czułych strun czekających na trącenie, niż im to pokazujesz. To również chwila, w której rezygnujesz z jasnego mówienia o swoich potrzebach i oczekiwaniach. Zamiast tego zaczynasz lajkować te wszystkie teksty o pedałach w rurkach, którzy nie potrafią już uwodzić kobiet. Nie dlatego, że tak myślisz o społeczeństwie (bo nie jesteś Matką Teresą, żeby martwić się całym światem), ale dlatego że chcesz, żeby któryś z nich do ciebie podszedł krokiem Jamesa Bonda, kiedy pomalujesz usta czerwoną szminką. Albo myślisz o koledze z pracy, który powinien zabrać cię na kolację, wybrać dobre wino i nie wsunąć dłoń pod sukienkę, żeby dotknąć koronkowego wykończenia twoich pończoch. Albo o swoim eks, który mówił, że mu zależy, ale o ciebie nie walczył.

Zamiast powiedzieć to wprost, dajesz sugestie. Rzucasz okruszki i liczysz na to, że ktoś je pozbiera i da ci to, czego potrzebujesz.

Pozwól, że rozwieję twoje nadzieje – on ich nawet nie zauważy. 

To nie jest jego zmartwienie, nie jego życie i nie jego sprawa. Problemem nie jest więc to, że on się nie domyśla. Problemem jest to, że rzucasz te pierdolone okruszki, bo masz w sobie przekonanie, że tak czy inaczej nie dostaniesz tego, czego chcesz. Że każdy cię ominie i pójdzie swoją drogą. Idziesz na dziesięć randek i na dziesięciu myślisz: „On mnie nie zechce takiej, jaką jestem” nie biorąc pod uwagę, że każdy z tych dziesięciu mężczyzn chce czegoś innego. Szuka w kobiecie innych barw – być może takich, jakie ty masz, ale on się o tym nie dowie, bo oferujesz mu miałką papkę zrobioną z tego, jaka twoim zdaniem kobieta powinna być.

Wchodzisz w kolejne relacje, w których już na starcie skreślasz siebie z listy zawodników. Zamiast zastanowić się, czy ktoś spełnia twoje oczekiwania, zaczynasz myśleć za niego – czego chce, czego potrzebuje, co zaakceptuje, z kim chce iść do łóżka, a z kim chce iść do ołtarza. Coś ci powiem – tylko on to wie i możesz mieć pewność, że nie patrzy na świat aż tak stereotypowo jak ty.

Nie zagwarantuję ci, że jak się otworzysz to każdy facet na świecie to doceni. Tego nigdy nie wiesz. Masz za to 100% pewność, że jeśli będziesz myśleć za niego: „On mnie takiej nie chce, pomyśli o mnie źle, nie uszanuje mojej decyzji”, to on ciebie takiej nie wybierze. Nie zrobi tego, bo nawet nie będzie wiedział, że jest taka możliwość.

Jest takie zdanie: „Największym błędem jaki możesz popełnić jest usunięcie klejnotów ze swojej korony, by ułatwić mężczyźnie trzymanie jej. Nie potrzebujesz mniejszej korony, potrzebujesz mężczyzny z większymi dłońmi.”

Wiem, że jest przesłodzone. Po jego przeczytaniu masz prawo iść zwymiotować (sam tak kilka razy zrobiłem), ale jak wrócisz to pogódź się z tym, że najlepsze, co możesz zrobić to dać mu szansę, żeby wybrał ciebie. Bez udawania, bez spinania się, bez liczenia prawdopodobieństwa, że coś z tego będzie. Po prostu sprawdź i zanim wycofasz ofertę, przynajmniej pozwól mu się z nią zapoznać.

W przeciwnym razie, odpowiedź zawsze będzie brzmiała: „Nie”.