Kiedy myślę o tym, co najbardziej wpłynęło na moje życie to zawsze do głowy przychodzą mi trzy sceny.
W pierwszej z nich mam jedenaście lat
Zdejmuję z półki „Trzech muszkieterów”. Jest to pierwsza książka „dla dorosłych” po jaką sięgnąłem. Po przeczytaniu kilku pierwszych rozdziałów kolejne strony przewracam już z wypiekami na twarzy. Od tamtej pory czytam książkę tygodniowo przez następne sześć lat.
Nie sądziłem, że do czegoś mi się to przyda, ale mając siedemnaście lat piszę swoje pierwsze zdanie. Później pierwsze opowiadania. Następnie pierwszą powieść, dziesiątki artykułów i kolejną powieść, co łącznie objęło kilkaset stron surowych tekstów. Mając dwadzieścia trzy lata zakładam swojego pierwszego bloga, pierwsze forum, a później drugiego bloga i w końcu Volantification. Kolejne pięć lat później mam dwie wydane książki na koncie, jednego z największych blogów w Polsce i jestem w stanie żyć z pisania w kraju, w którym więcej osób pisze, niż czyta.
W drugiej scenie zaczynam zajmować się rozwojem osobistym
Rejestruję się na forum, gdzie każdego dnia dzielę się swoim doświadczeniem pisząc najbardziej użyteczne i szczegółowe posty. Jeśli mogę komuś pomóc to nikomu nie odmawiam i nie przeszkadza mi to, że tych osób nigdy nie spotkałem, ani nie spotkam. Wystarcza mi to, że mogę puścić w świat pomoc, którą sam otrzymałem i od czasu do czasu dostanę wiadomość o treści: „Dzięki stary!”. Tylko że miało to swoje nieoczekiwane konsekwencje, bo kiedy założyłem bloga, przyszło na niego za mną kilkanaście osób. Od nich przyszło kilkadziesiąt kolejnych. Od nich wszystkich kilkaset następnych, a od nich pierwsze kilkanaście tysięcy czytelników.
Czasem początkujący blogerzy zadają mi pytanie, jak wypromować bloga. Odpowiadam zgodnie z prawdą, że nie wiem, bo zrobili to za mnie moi przyjaciele.
W trzeciej scenie idę na studia
W kole naukowym poznaję starszego o rok studenta filozofii, z którym dzieli mnie wszystko. On studiuje filozofię, a ja praktyczne prawo. Jego nie interesują pieniądze, a mnie bardzo. On świetnie czułby się na zlocie hipisów gdzie koleś w sandałach grałby na gitarze „Stairway to heaven”. Ja jednak wolałem porządne imprezy. Łączyło nas tylko jedno – czarne poczucie humoru, cięty język i wprowadzanie w zakłopotanie losowych osób. Nawet przez chwilę nie pomyślałem, że ta znajomość mi się do czegoś przyda, ale na trzecim roku nauczył mnie, jak wyszukiwać stypendia i wypełniać na nie wnioski. Dzięki temu zostałem stypendystą Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Dało mi to dwa kluczowe zasoby – czas i pieniądze, dzięki czemu w tym samym roku mogłem otworzyć pierwszą firmę i nawiązać pierwsze kontakty biznesowe. Oczywiście i tak ta firma padła prawie szybciej, niż wystartowała, ale dzięki temu wiedziałem, co później zrobić lepiej. Zacząłem jeździć na szkolenia, przekopywać się przez książki, a następnie założyłem kilka kolejnych projektów, w tym: agencję eventową, portal analogiczny do Kwejk.pl, który wystartował niezależnie i to niemal w tym samym czasie, czy świetne forum, które pozwoliło rozwinąć skrzydła nie tylko mi, ale też wszystkim innym użytkownikom.
Konsekwencji żadnego z tych wydarzeń nie przewidziałem, ale to dzięki nim żyję tak, jak to sobie wymyśliłem będąc dzieciakiem. To również dzięki temu mam głębokie poczucie, że zmierzam w odpowiednim kierunku i za kolejne pięć lat wrócę do tego tekstu i pomyślę: „Jest jeszcze lepiej!”. A później podziękuję zbiegom okoliczności, którym to zawdzięczam.
Zawsze kiedy o tym myślę, to nie tylko jestem wdzięczny, ale też współczuję osobom, które zanim zaczną cokolwiek robić, chcą wiedzieć, czy będzie im się to opłacać.
Współczuję, bo:
Nigdy nie wiesz, co będzie ci się opłacać.
Też nie wiedziałem czy pisanie kiedykolwiek przyniesie mi zyski, ale tak samo pracuję dziś, jak wtedy, kiedy mieszkałem z rodzicami albo zarabiałem 1300 zł miesięcznie usiłując się za nie utrzymać w dużym mieście. I prawdę mówiąc to nie jest istotne. Ważne jest to, żeby robić to, co ciebie ekscytuje bez względu na to, czy to jest bezpośrednio korzystne.
Wszystko co robisz ci się przyda, tylko jeszcze nie wiesz jak.
Jeśli się czegoś nauczyłem to tego, że nie można być zawistnym, małym człowieczkiem, który wszędzie węszy w poszukiwaniu zysku i skreśla zajęcia i ludzi, którzy nie są jej potrzebni. Może na kursie nurkowania nic nie zarobisz, ale może poznasz na nim biznesmena, który zostanie twoim mentorem? Może wyjazd do Singapuru sprawi, że tylko wydasz pieniądze, ale może wpadniesz na pomysł, który przekujesz na firmę? Może nie jesteś zainteresowany tą dziewczyną, ale nigdy nie wiesz, czy ona nie przyjaźni się z kobietą, którą kiedyś pokochasz.
Jednego jestem pewny – żadna wiedza, żadne doświadczenia i żadna znajomość nie idzie na marne. Dlatego nigdy nie powinno się rezygnować z możliwości wywarcia dobrego wpływu na czyjeś życie. W ten sposób znajduje się miłość, zainteresowania i cel w życiu.
Możesz przejechać się na człowieku, ale nie na ludziach.
Tak działa statystyka. Jeśli zawsze dajesz z siebie więcej i nie pozwalasz sobie na to, żeby zardzewieć, to nie zawsze będą spotykać cię same dobre rzeczy. To dlatego nie raz kiwałem głową słysząc porzekadło, że jak masz miękkie serce to musisz mieć twardą dupę, tylko że wciąż dostałem od innych więcej dobrego, niż mogłem tego oczekiwać. Jestem przekonany, że nigdy nie znalazłbym się tu, gdzie teraz jestem, bez pomocy setek przypadkowych osób. Dlatego mówię, że zawiodły mnie jednostki, ale nie społeczeństwo.
Warto martwić się tylko pierwszym krokiem, a nie drogą, którą musisz pokonać.
Będę teraz okrutnie szczery… Gdybym wiedział, że będę:
– pisał przez osiem lat zanim zarobię na tym pierwszą złotówkę
– prowadził fanpejdż pisząc trzy teksty tygodniowo przez dziesięć miesięcy zanim pojawi się na nim pierwsza setka fanów
– wyrzucę do kosza trzy książki zanim opublikuję pierwszą
– albo że będzie mi się udawał tylko co czwarty pomysł biznesowy…
…to pewnie nie zacząłbym żadnego z nich. Ale to wciąż nie ma znaczenia, bo każdego dnia dawałem sobie radę i nie interesuje mnie, że trwało to tak długo. Ten czas i tak by minął.
Dlatego mam do was apel…
Bez względu na to kim jesteście i w jakim jesteście miejscu, nie wykreślajcie ze swojej rzeczywistości magii zbiegów okoliczności. Nie kierujcie się tylko swoim interesem, dawajcie innym ludziom szansę i nie zapominajcie o tym, żeby dawać te szanse także sobie.
Życie to nie suma oddechów tylko chwile, kiedy dajesz z siebie coś ekstra, chociaż nie musisz – zapisujesz się na kurs tańca, płyniesz Amazonką śladami Arkadego Fiedlera, pomagasz komuś zrobić następny ważny krok nie dlatego, że musisz, ale ze znacznie ważniejszego powodu – dlatego, że możesz.
Do tego, co najważniejsze nie dojdziecie, jak z punktu A do B, bo możliwe, że będziecie musieli po drodze zahaczyć o Z, G i Ę, a czasem nawet K, U, R, W i kolejny raz A. Dlatego nie siedźcie w miejscu czekając na wyjątkowe szanse, bo takie szanse są tylko w bajkach gdzie księżniczka przypadkiem śpiewa w środku lasu i przypadkiem idealny książę przez ten las przejeżdża na rumaku. Okazje spotykają tylko osoby, które są w ciągłym ruchu i odciskają swoje piętno tak często, jak tylko to jest możliwe, nawet jeśli nic z tego nie mają.
Bez tego będziesz jak malarz, który z palety kolorów używa tylko kolorów podstawowych, bo dzięki temu wie, jaki uzyska efekt, ale nie widzi, że każdy jego obraz będzie do bólu nudny i przewidywalny, a po sześciu latach zorientuje się, że złapał swoje życie jak szmatę i wycisnął ją z tego, co w życiu najlepsze i najgorsze.
A wiesz co jest w nim najgorsze? To, że jest nieprzewidywalne. Wiesz co jest w nim najlepsze? To samo.