Relacje z rodziną kształtują się etapami.

Najpierw jesteś pętakiem, któremu wydaje się, że ciocie, rodzice, dziadkowie (nawet ci, którzy minęli się z tą funkcją, jak pociąg PKP z rozkładem jazdy) nie mają problemów, wątpliwości i rozterek emocjonalnych. Mają za to lecznicze całusy, moc odnajdywania zagubionych zabawek oraz jeszcze lepszą moc kupowania zabawek.

Jak masz jakieś 13-16 lat, to prawdopodobnie twój stosunek do rodziny zmienił się już o 180 stopni. Możliwe, że podejrzewasz, że jesteś adoptowany. Może nawet chciałbyś żeby tak było. Patrzysz na tych ludzi i uważasz, że nic nowego się od nich nie nauczysz, a wizja wspólnych świąt sprawia, że wpisujesz gniewnie w Google: „Jak przetrwać rodzinny spęd?”.

Później kończysz kolejne szkoły i się wyprowadzasz. Płacisz swoje rachunki. Gotujesz. Pierzesz. Pracujesz. Gdzieś pomiędzy tym odkrywasz, że rodzina jest całkiem spoko. Zaczynasz dzwonić do ojca, żeby podpytać go o majsterkowanie, do mamy, żeby zapytać jak uprać ręczniki, a do rodzeństwa, żeby porozmawiać o czymkolwiek. Uderzenia w szczepionkę już nie bolą.

Kolejny etap to ten, kiedy jesteś w tym wieku, w jakim byli twoi rodzice kiedy ich poznałeś. Już wiesz, że nie wiedzieli wszystkiego, mieli problemy i wątpliwości, a przed siebie często szli po omacku. Paradoksalnie sprawia to, że szanujesz ich bardziej. Przy okazji dostrzegasz w jak dużym stopniu jesteś efektem nie tylko własnych decyzji, ale też „gleby” na jakiej wyrosłeś.

Co jest później? Jeszcze nie wiem. Wiem za to, że gdzieś pomiędzy jednym biznesem, a drugim, przyjaźniami i kolejnymi związkami, imprezy rodzinne przestały być dla mnie karą. Zaczęły za to być okazją do spotkania tylu członków rodziny jednocześnie. Za oknem może nie być śniegu, ale zapach pieczeni, pierników i szarlotki posypanej cynamonem wciąż jest odurzający. Słuchanie typowych świątecznych tekstów typu „Zostaw! To na święta!” wita się już nie ze złością, ale z wesołością.

Przy okazji jest to doskonały moment, żeby nie tylko obdarowywać się książkami, skarpetami, alkoholem i galanterią skórzaną, ale też usiąść przy tradycyjnie produkowanej whisky i rozmawiać. O czym? Najlepiej o tym, o czym można porozmawiać tylko z rodziną, a o czym rozmawia się zbyt rzadko.

Na towarzystwo do wysokiej jakości rozmów poleca się najbardziej świąteczna whisky single malt jaką do tej pory piłem – Singleton 15 Year Old z nutą soczystych jesiennych owoców, czerwonych jagód i cynamonu.

Kuchnia

Każdy dom i każde mieszkanie ma jedno serce. Jest nim kuchnia, bo wokół jedzenia od setek lat toczy się nasze życie. Jeśli chcesz, żeby polubiła cię mama twojej dziewczyny (albo chłopaka) to jedz wszystko i chwal dużo. Jeśli chcesz zobaczyć jak wygląda szczęście, to zapytaj członków twojej rodziny, co jedli w dzieciństwie. Gwarantuję, że zaczną rozpływać się nad smakiem masła, które dzisiaj smakuje jak ciekły plastik, nad plackami ziemniaczanymi i nad tym, że nic nie było lepsze niż zsiadłe mleko z kromką odkrojoną ze świeżo pieczonego chleba. Słuchasz o tym i chcesz pobiec do piwnicy i zmajstrować wehikuł czasu.

Przy okazji jest to bardzo pouczające, bo często okazuje się, że to, co nazywamy tradycją, niekoniecznie na to miano zasługuje. Na przykład, wiecie co się jadło u waszych dziadków czy pradziadków na Wigilii? Pewnie nie, a wielka szkoda, bo są duże szanse na to, że były to zupełnie inne dania niż dzisiaj. Karp uważany za wigilijną potrawę widoczną na stołach od zawsze, wcale tam się nie znajdował. W rodzinie mojego taty na Wigilii królował nie karp, ale szczupak lub sandacz. Pojawiały się też grzyby smażone w cieście i kresowa zupa grzybowa. Podobnie może być u was. Może też jadano u was inne ryby? Może na stole królowały nalewki robione według własnych receptur. Może picie whisky i alkoholi beczkowych nie jest współczesną modą, ale czymś, co już było, a teraz wraca?

Czy na pożółkłych kartach zeszytu zapisywanego przez prababcię zachowały się przepisy na robione od pokoleń zupy, pasztety i pieczenie? Może to one są tym wehikułem czasu?

Wzloty i upadki

Miłosz Brzeziński, który jest jednym z moich ulubionych autorów popularnonaukowych, pisał, że są trzy rodzaje historii rodzinnych:
– wzrostowe (nie mieliśmy nic, ojciec się dorobił i tak żyjemy)
– spadkowe (twój pradziadek miał fabrykę, wielki dom i więcej pieniędzy niż mógł wydać, a później wszystko zabrali mu komuniści)
– i mieszane, czyli raz na wozie, raz pod wozem (pradziadkowi zabrali fabrykę, ale twój ojciec zaczął ją odbudowywać).

W rzeczywistości w każdej rodzinie są zarówno trudne, jak i pozytywne historie, a warto rozmawiać o wszystkich. Według badań, życiowo wygrywają osoby, które słyszały w domach rodzinnych zarówno o sukcesach i porażkach. Dlaczego? Powód jest banalny – bo znają szerszy kontekst, w którym tragedia nie jest napisem „Game Over”, ale czymś z czym można sobie poradzić.

Jak twórca Singleton otworzył swoją destylarnię, a trzy lata później załamał się rynek whisky, to zamiast się poddać, zaczął eksportować whisky do Stanów Zjednoczonych skutecznie konkurując z tamtejszą whiskey. Dzięki temu po uchyleniu prohibicji należał do 15 ze 159 nieprzerwanie działających szkockich destylarni.

Jak mój pradziadek w wyniku I Wojny Światowej musiał opuścić Kresy i dorobek rodziny zdobywany przez pokolenia, to przyjechał na Lubelszczyznę, gdzie dbał o rodzinę i inwestował w różne przemysłowe przedsięwzięcia odbudowując to, co stracił.

Jak mój dziadek w czasie kampanii wrześniowej dostał się do niewoli radzieckiej, to z niej uciekł, tygodniami wędrował do domu, ale przetrwał.

Dzięki temu ja też wiem, że większość złych rzeczy, które mnie spotka, to pauzy, po których wciąż można wcisnąć przycisk „Play”.

Korzenie

Historia rodziny nasze kulturowe DNA, ale splątane nie w podwójnej helisie, ale w istnej gmatwaninie zbiegów okoliczności, miłości, migracji, wojen, osiągnięć i porażek, które doprowadziły do tego, że się urodziłeś.

Słuchanie losów wcześniejszych pokoleń może wydawać się zbędne, ale jesteś nie tylko swoim wykształceniem, zawodem i imieniem z nazwiskiem. Jesteś również dzieckiem, wnukiem i prawnukiem, co wcale nie musi być warte mniej.

Nic dziwnego, że tak powszechnie ludzie żałują, że nie rozmawiali dłużej z dziadkami i że nie zapisywali ich opowieści, które często umierają razem z nimi. Fotografie zostają bez podpisów i nie przedstawiają już konkretnych osób, ale „kogoś z rodziny”. Wiadomo, że dziadek brał udział w kampanii wrześniowej i dostał medal, ale nie wiadomo w jakim oddziale służył, ani czym się wyróżnił. Zachowała się pogłoska, że rodzina została zesłana na Syberię, ale jak to się stało? W szufladzie leży stare zdjęcie, na którym wszyscy mają sygnety, ale nie wiadomo już kto to jest, ani co jest na sygnetach, a to przecież nasza tożsamość.

Dla mnie słuchanie o tym, co było, zawsze sprawiało, że czułem się tak, jakbym czytał naprawdę starą książkę historyczną. Różnica była taka, że ta książka była interaktywna i znacznie ciekawsza, bo nie ma nudnych historii rodzinnych. Są co najwyżej historie niepoznane.

Takich zdjęć już się nie robi, a szkoda.

Doświadczenie

Starożytną Spartą rządziła Geruzja – rada starszych składająca się z dwóch królów i 28 obywateli powyżej sześćdziesiątego roku życia. Starożytni wychodzili z założenia, że posiadanie kilkudziesięciu lat doświadczenia sprzyja podejmowaniu trafniejszych decyzji, które uwzględniają rozmaite punkty widzenia.

Łatwo zapomnieć o tym, że jest też tak obecnie. Może twoi rodzice nie są ninjami social media, ale nie zmieniło się to, że mają za sobą dziesięciolecia dbania o rodzinę, wychowywania dzieci, żonglowania między pracą, a życiem prywatnym, zdobywane w ciężkich czasach.

Nie znaczy to, że są wyrocznią, ale być może najlepsze co można zrobić, to zapytać o to, czego się przez te lata nauczyli. Z jakich decyzji są zadowoleni? Co zrobiliby inaczej? Jak zmieniało się ich spojrzenie na przestrzeni lat?

Możliwe, że dzięki temu usłyszysz bezcenne rady, które ciężko byłoby znaleźć w książkach. Gdyby Patrycja Kosiarkiewicz nie rozmawiała ze swoją leciwą ciocią, to nie usłyszałaby zdania: „Jak masz mieć byle jakie oparcie, to lepiej oprzyj się o ścianę”, a ja nie napisałbym tekstu pod tym tytułem, który polubiło 16 tysięcy osób! Gdybym nie rozmawiał ze swoim tatą, to nie poznałbym zasad przekazywanych w rodzinie przynajmniej od XIX w., a które wciąż wykorzystuję w codziennym życiu.

Wartości

Jakimi wartościami kierowała się twoja rodzina? Co było dla nich ważne? Jak chcieli, żeby funkcjonowała rodzina? Te zasady niekoniecznie są uświadomione, ale w każdej rodzinie występują. W niektórych rodzinach ceni się więzi towarzyskie, w innych odwagę, hojność albo wiedzę. Bez względu na to, jakie te zasady są, to wywierają one wpływ na nasze życia. W moim domu ceniło się wiedzę, wykształcenie i zdobywanie umiejętności. To nie przypadek, że moja siostra skończyła dwa kierunki studiów, a dziś jest wspaniałą główną księgową, która wciąż się kształci. To też nie przypadek, że sam chodziłem na zajęcia z trzech kierunków, odbyłem staż naukowy na najlepszej belgijskiej uczelni i zrobiłem doktorat. Nie zmieniło się też to, że nieustannie uczę się nowych rzeczy i mam nadzieję, że będę to robił zawsze.

Nie znaczy to, że wartości rodzinne muszą wywierać na nas wpływ. Za to trzeba je znać, żeby bardziej świadomie kierować swoim życiem i wyłapać, które z tych wartości już się zdezaktualizowały.

Anegdoty

To mój ulubiony moment spotkania. Wszyscy zdążyli się już najeść. Z kieliszków już dwa razy zniknęło wino, a w szklankach, w których jeszcze przed sekundą było whisky, teraz jest już tylko lód. W tej chwili zaczynają zwykle padać pierwsze anegdoty, które szybko zamieniają się w potok opowieści.

Prawdopodobnie każdy użytkownik internetu zna historię o tym, jak pewnego ranka, adiutant Józefa Piłsudskiego – Bolesław Wieniawa-Długoszowski przesłał znajomej damie bukiet kwiatów. W załączonym liściku napisał: „Szanowna Pani! Zeszłej nocy śniła mi się Pani w taki sposób, że poczułem się zobowiązany.”

Nie trzeba mieć w rodzinie Wieniawy-Długoszowskiego, żeby mieć równie dobre anegdoty. U mnie w rodzinie mamy ich mnóstwo. Należy do nich historia, jak brat mojego dziadka chwalił się, jak dobrze mu się powodzi, na co ktoś powiedział: „Tak? Jak masz za dużo pieniędzy to mi trochę oddaj”. Stryj Olek bez mrugnięcia okiem otworzył portfel, wyjął kilka tysięcy złotych i je oddał. Albo opowieści o tym jak Cyganka chciała oszukać mojego dziadka, a zamiast tego on zaczął jej wróżyć, o nie odpieluchowanym wujku, który spał w wielkim łóżku pułkownika wojska polskiego, o karcianych umiejętnościach pradziadka, i całą masę innych historii, których można słuchać w nieskończoność.


Wpis powstał we współpracy z marką szkockiej whisky Singleton.

Psst! Psst! Dołącz też do obserwujących bloga na facebooku lub instagramie.

Treści wyłącznie dla osób pełnoletnich!

Aby dalej przeglądać tę stronę, musisz potwierdzić swoją pełnoletniość.
Czy masz 18 lat i chcesz wejść na własną odpowiedzialność?

.