Na początku studiów brałem udział w rekrutacji do firmy ubezpieczeniowej. Jednej z tych znajdujących się w przeszklonym budynku pełnym pracowników, którzy wydają się zarabiać dwukrotność średniej krajowej, dużo mówią, dużo się śmieją i nie mają problemu z tym, żeby wciskać drogie i zbędne produkty finansowe staruszkom, których lwią część budżetu pochłania kupowanie leków.

Byłem na trzech spotkaniach rekrutacyjnych. Na pierwszym myślałem: „Łał! Co ja bym zrobił z takimi pieniędzmi”. Podczas drugiego: „Nie wierzę, gdzie ci ludzie mają sumienie?”. Na trzecie spotkanie tylko wszedłem, ale po pięciu minutach odwróciłem się na pięcie i już nie wróciłem.

Być może przywykłbym do sprzedawania ludziom czegoś, czego nie potrzebują. Być może zostałbym fantastycznym sprzedawcą. Być może udałoby mi się przekonać samego siebie, że tak jest w porządku.

Być może. Problem w tym, że nie chciałem przekonywać kogoś do produktów, które nawet mnie nie przekonały i nawet jeśli ci ludzie byliby z nich zadowoleni to czułbym się, jak chuj.

Jestem zwolennikiem wielu rzeczy: determinacji, ambicji, oceniania wymiernych efektów pracy i doceniania wartości pieniędzy, ale nie kosztem innych. Model wygrana-wygrana w moim życiu nie jest pustą teorią. Kiedy coś komuś proponuję to tylko z myślą, że będzie to korzystne dla wszystkich, a kiedy tak nie jest, sam sobie strzelam w kolano i mówię: „Zależy mi na tym, ale nie widzę powodów, dla których miałbyś mi pomóc. Jeśli jednak ty je widzisz to daj znać…”. Są dni, kiedy zastanawiam się, gdzie byłbym teraz, gdybym miał więcej ochoty na przebijanie się łokciami. Zawsze jednak dochodzę do wniosku, że ważniejsze jest dla mnie to, żeby nie zostawiać po sobie zgliszczy.

Nigdy nikogo nie krzywdź

To bardzo ważne, żeby żyć tak, żeby nikogo nie krzywdzić. Niestety dziewięć na dziesięć osób nie rozumie tej zasady właściwie.

W naszej pięknej, słowiańskiej kulturze kładzie się nieproporcjonalnie duży nacisk na uczucia innych, w stosunku do tego, ile poświęca się go na rozwijanie samoświadomości. Co się mówi dzieciom? „Daj zabawkę, bo temu chłopcu będzie przykro”, „Nie można być dla innych takim niemiłym”, „Co oni o tobie pomyślą?”. Jednak rodzice rzadko wiedzą o tym, że dzieci budują swoje przekonania na wycinku rzeczywistości i bezkrytycznie podchodzą do wszystkich przekazywanych im zasad. Nic dziwnego, że później jest tak wielu dorosłych, którzy uważają się za bezwartościowych i zbędnych – takich, którzy zapominają, że ich uczucia też się liczą. Że ich wartości są istotne. Że ich potrzeby nie służą wyłącznie do ich poświęcania.

Później dochodzi do sytuacji, w której nastolatka nie nalega na założenie przez jej chłopaka prezerwatywy „bo liczył na co innego”. To dlatego żyjemy w kraju, w którym ludzie odbierają sobie prawo do układania życia tak, jak mają na to ochotę. Bo co ludzie powiedzą, bo babci będzie przykro, bo w święta znów zapytają: „A znalazłaś jakiegoś kawalera?”, bo totalnie przypadkowe osoby spojrzą na ciebie w sposób deprecjonujący, a jakiś internauta bez własnego życia, w przerwie od jedzenia Cheetosów skrytykuje twój pierwszy film i nazwie cię przegrywem. Kiedy rozglądam się dookoła, to widzę osoby z ogromnym potencjałem, którego nie wykorzystują, bo boją się, że realizując się skrzywdzą kogoś obok – przyjaciół, których opuszczą czy rodziców widzących dla nich inną przyszłość. Biorą więc do ręki nóż i ucinają swoje skrzydła i nie stają się przez to osobami, którymi powinni być.

Te osoby nie widzą jednak tego, że zasada: „Nigdy nikogo nie krzywdź” ma też drugą stronę:

Nigdy nie daj się krzywdzić

I mówiąc: „Nigdy nie daj się skrzywdzić” nie mam tu na myśli dążenia po trupach do celu. Nie mówię przez to: „Twoje potrzeby są najważniejsze”, ani „Zapomnij całkowicie o swoich potrzebach”. Mówię tu o równowadze. O tym, że masz prawo traktować siebie z taką samą troską i szacunkiem, jak drugiego człowieka. Bez strofowania siebie, jeśli pomyślisz w pierwszej kolejności o sobie i bez gnębienia się myślą, że innym osobom nie spodoba się twoja decyzja.

Dopiero wtedy zdanie: „Nigdy nikogo nie krzywdź” ma perfekcyjny sens. Mówi ci ono wtedy o tym, żebyś nie był wkurwiającym chwastem, ale też pozwala ci usunąć natrętne chwasty z tego wycinka rzeczywistości, który nazywamy swoim życiem.

Jest to szczególnie ważne biorąc pod uwagę, jak często pojęcie „krzywda” jest używane do zrzucania z siebie odpowiedzialności. Kobiety czują się skrzywdzone, kiedy ktoś po kilku świetnych (jej zdaniem) randkach już więcej się z nią nie spotka. Faceci czują się skrzywdzeni, kiedy odchodzi od nich dziewczyna, której nie potrafili szanować, ani docenić. Stwierdzają wtedy jednostronnie, że to „zła kobieta była” i nie szukają przyczyn w swoim zachowaniu. Pracownicy czują się pokrzywdzeni przez swojego szefa, rząd i miejsce, w którym się urodzili, bo mają gównianą pracę, ale ignorują to, że mogą się dokształcić, zmienić miejsce zamieszkania albo robić to, co każdy początkujący przedsiębiorca – poświęcić część swojego wolnego czasu na poboczny projekt. Taksówkarze czują się tak skrzywdzeni wejściem do polski Ubera, że wylewają pomyje na samochody jego kierowców, ale nie widzą problemu w tym, że wypełnił lukę w jakości usług, którą oni przez lata ignorowali.

Tylko że jeśli się z tym spotykasz to warto mieć świadomość, że są ludzie, którzy, żeby dostać to, co chcą, będą oskarżać o egoizm wszystkich innych, a kiedy jadąc rowerem sami wsadzą sobie patyk w szprychy i się potłuką, to oskarżą o to ciebie, sąsiada albo zły świat. 

Dopóki zwracasz uwagę tylko na innych, lub wyłącznie na siebie, to wymazujesz z tablicy połowę równania licząc na to, że jakimś cudem otrzyma się dobry wynik. Jeśli na to liczysz, to przykro mi, ale matematykiem nie zostaniesz.

Ważne są obie strony. Dlatego tak samo liczy się uwzględnianie w swoich decyzjach, intencjach i zachowaniach innych ludzi, jak uwzględnianie siebie. Wiem, że to nie jest proste. Rozumiem, że każda sytuacja jest inna, ale fakty wciąż pozostają takie same – zawsze ponosisz konsekwencje podjętych decyzji. Różnica jest tylko taka, że to mogą być decyzje twoje albo podjęte przez innych ludzi.

I to prawda, że brak wyboru też jest wyborem, ale zanim ustawisz w swojej głowie domyślne ustawienie: „Dobro innych liczy się bardziej, niż moje”, to pamiętaj, że unieszczęśliwiając siebie, nie sprawiasz, że ludzie dookoła czują się lepiej. Po prostu dajesz światu jedną nieszczęśliwą osobę więcej i nic z tego nie masz, bo nieszczęście jest zawsze samotne. Tylko szczęściem można się dzielić. Mało tego – nikt tego nie doceni. Wiesz dlaczego? Bo ludzie doceniają tylko działania, a nie to z czego dla nich rezygnujemy. Doceniają to, jak ich świat się dzięki nam zmienił, a nie to, że dzięki naszej decyzji pozostał taki sam.

Dlatego jeśli nie wiesz, co zrobić, to zamiast poddać się dyktaturze oczekiwań ludzi dookoła, pójdź do lasu, przejdź się, popatrz na te wszystkie strzeliste, obłędnie zielone drzewa, które w dupie mają wszystkie twoje problemy i niczego nie oczekują. Wtedy nabierz powietrza w płuca, powtórz sobie: „Po pierwsze, nie krzywdź siebie” i podejmij decyzję – taką, która zadowoli ciebie, bo nikt inny za ciebie tego nie zrobi.

.

Psst! Psst! Dołącz też do obserwujących bloga na facebooku lub instagramie.