Trzecia klasa podstawówki. Stoimy na udeptanej łące niedaleko szkoły, a jeden chłopak ma dostać lanie. Dwóch innych chłopaków uwzięło się na niego i namówili innych, żeby się dołączyli. Nikt nie chciał iść, ale i tak wszyscy poszli powłócząc nogami i dodając sobie otuchy krzyczeniem. Wiem, bo byłem jednym z nich. Wszyscy zebrali się w kółku. Tamten chłopak stał na środku i nie bardzo wiedział co się dzieje, ale w ustach na pewno czuł ten charakterystyczny posmak terroru. Tych dwóch chłopaków wyzywało go i popychało. Inni rozglądali się zakłopotani. Ja też, ale nigdy nie miałem za dużo automatycznych odruchów stadnych i lubiłem zadawać pytania. Nie bez znaczenia było też to, że tego dnia był w domu mój ulubiony obiad. W końcu gdzieś z tylnego rzędu zapytałem:
– Dlaczego mam go lać skoro on mi nic nie zrobił?
Nikt nie odpowiedział, więc poszedłem do domu. Za mną poszli wszyscy ze spuszczonymi głowami. Do tematu nikt nie wrócił.

Przez kolejne lata przerabiałem takie sytuacje wielokrotnie. Byłem na imprezach, które nikomu się nie podobały, ale dopiero po wyjściu z nich wszyscy mówili: „Dobrze, że stamtąd wyszliśmy”. Widziałem projekty, które były skazane na porażkę i wszyscy o tym wiedzieli, ale nikt nie powiedział tego głośno. Słyszałem dziesiątki razy jak dopiero podczas ostatniej kłótni ludzie będący ze sobą przez lata byli ze sobą szczerzy i mówili co jest dla nich ważne. Brałem udział w dziesiątkach burz mózgów, w których tylko jakiś kretyn rzucał pomysłami, więc wygrywał jakiś totalnie idiotyczny. Za każdym razem czułem się tak jakby ludzie byli wyprani z mocy sprawczej. Jakby czuli, że nic nie mogą zrobić i muszą płynąć z prądem.

Bertrand Russell powiedział, że: „To smutne, że głupcy są tak pewni siebie, a ludzie mądrzy tak pełni wątpliwości.” Odkąd usłyszałem to zdanie po raz pierwszy to zgadzam się z nim w pełni. Dlatego tak często mówię o tym, że warto oduczyć się myślenia, określania swoich szans oraz rozważania plusów i minusów. Rzeczywistość bardzo często nie zachwyca, nie dlatego że nie może, ale dlatego, że 99% osób oszukuje się, że nie ma na nią wpływu. „Po prostu tak jest, stary!”. Myślą: „Wszyscy wyrzucają śmieci do lasu to i ja to zrobię”, „Nie mam wpływu na działalność firmy, w której pracuję, więc będę wynosił z niej wszystko co się da”, „W mass mediach jest beznadziejna muzyka, ale i tak nie kupię płyty artysty, którego cenię”. Nie chcą nikomu spuścić lania, ale i tak stoją w tylnym rzędzie i czekają wmawiając sobie, że nic nie mogą z tym zrobić.

Wszystko to przypomniało mi się w związku z Blogiem Roku – bardzo fajnym konkursem, z bardzo irytującym elementem jakim jest namawianie czytelników do głosowania, które co roku udowadnia, że sama jakość nie wystarczy.

Podczas ostatniego tygodnia w sprawie głosowania zrobiłem dwie rzeczy: wrzuciłem info na fanpejdż i wysłałem newsletter. Pozostali blogerzy spamowali znacznie więcej. Wiem, bo policzyłem – niemal każdy z nich wysłał co najmniej 9 wiadomości/statusów/tekstów o treści: „Głosuj pan!”, do tego mailing oraz zarzucanie nawet najdalszych znajomych prośbami o głosy, nie mówiąc już o ekstremalnych przypadkach takich jak kupowanie głosów, namawianie mam, ciotek i znajomych znajomych do głosowania albo obiecywanie prezentów w zamian za SMS-a.

Cóż, ja wam nic nie obiecam. Nie dlatego, że jestem na to za dobry, ale dlatego, że ja swoją część zrobiłem tworząc to miejsce, szkoląc się i płacąc przez siedem lat za to, żeby przekazywać najlepszą wiedzę w najlepszej formie i integrując społeczność świetnych ludzi, których jacht będzie kiedyś stał w Monaco zaraz obok mojego.

Nie poproszę też o głosy. Zawsze skupiałem się na jakości, stylu, budowaniu relacji i przejrzystości tego co robię. Wolałem szczerość niż kłamanie. Stosowałem lepsze praktyki biznesowe niż obowiązują na rynku. Nie namawiałem nikogo do udostępnienia tekstu, nie bawiłem się w okienka pop-up ani nie śledziłem każdego dnia analyticsa, żeby zbadać jak wydłużyć czyjąś wizytę na stronie o 23 sekundy.

Dla mnie udział w tym konkursie jest testem czy było warto to robić czy też lepiej było stosować metody Januszów marketingu. Dla was mój udział w konkursie start jest szansą, żeby pokazać, że wierzycie w swój wpływ na to kto wygra i żeby przybić mi mentalną piątkę: „Fajnie, że to robisz, bo chociaż nie nudzę się w pracy”, chociażby dlatego, żeby jak mnie kiedyś poznasz, nie stać i nie myśleć: „Czytam cię od X miesięcy, a nawet nie wysłałem SMS-a, który mógł ci pomóc”.

To do ciebie należy zadanie sobie pytania czy czytanie tej strony jest warte 1,23 zł (głosując wspiera się Fundację Dzieci Niczyje) i czy warto ruszyć dupę, żeby wysłać w 10 sekund SMS-a.

Głosowanie potrwa jeszcze 24 godziny (do 10 lutego, godz. 12.00). Obecnie jestem na 15 miejscu. Do dalszego etapu przechodzi 10 blogów. Głosuje się wysyłając SMS-a o treści C11564 na numer 7122.

Mam na samym fanpejdżu 9 315 osób. Dotychczas zagłosowało mniej niż 251 osób. Wystarczy jeszcze 200 głosów więcej, a na 100% będę w finale. Wierzę w was i dlatego napisanie tego tekstu zostawiłem na dzisiaj! Są was tysiące! W tej chwili na tej stronie jest jakieś 200 osób! To jest więcej niż do zrobienia! Pytanie tylko czy wyciągniesz telefon czy pomyślisz: „Niech zrobi to ktoś inny” i pozwolisz zwyciężyć siłom Mordoru.

blog roku


P.S. Można też głosować na tekst: Dlaczego kobieta musi mieć pasję? Koszt: 1,23 zł. Numer 7122, treść T11898.