Niektórzy mówią, że w byciu z kimś liczy się przede wszystkim seks, a inni że wybór odpowiedniej osoby. Dla odmiany ja mówię, że obie rzeczy są bardzo ważne, ale nie liczą się, jeśli każda wasza rozmowa w związku przypomina dyskusję Groota ze „Strażników Galaktyki” z Hodorem z „Gry o tron”.

Jest to o tyle zabawne, że są pary, które najpierw spijają sobie z dzióbków słodkie słówka, a kiedy po kilku (-nastu, -dziesięciu) miesiącach obserwujesz ich rozmowę, to możesz zacząć sobie przyrządzać popcorn. (Chyba że nie lubisz cudzych dramatów. Wtedy pozostaje ci czuć się niezręcznie).

Niedopowiedzenia, oczekiwania i czepialstwo wylewają się jak powódź. Prawdę mówiąc, to nie do końca ich wina. To często skutek tego, że nikt im nie powiedział, jak rozmawiać w związku.

To, że coś jest dla ciebie oczywiste, nie znaczy, że jest oczywiste dla innych

Istnieje sporo zdań mówiących o tym, co inni ludzie powinni wiedzieć.

Jeśli komuś zależy to powinien wiedzieć, co się dla ciebie liczy. Jak oglądasz teleturniej zastanawiasz się, jak można być tak durnym, żeby nie wiedzieć co Jezus rozmnożył na pustyni. Czytasz tekst o najgłupszych wyszukiwaniach w Google i wykrzykujesz: „Serio?! Jak można tego nie wiedzieć!”.

W tym miejscu nauka pokazuje ci środkowy palec i mówi dwa słowa „klątwa wiedzy”.

Klątwa wiedzy to zjawisko, w którym mając jakąś wiedzę nie jesteś w stanie wyobrazić sobie jej braku.

Jeśli brzmi to dla ciebie nieco pokrętnie, to zjawisko to doskonale ilustruje eksperyment, w którym część osób miała wystukiwać rytm jednej z popularnych melodii np. „Sto lat” czy hymnu USA. Druga grupa miała je tylko odgadnąć. Zdaniem „wystukiwaczy” było to banalne zadanie. W końcu tylko imbecyl nie odgadnie czegoś tak łatwego, ale na wszelki wypadek szacowali, że zrobi to tylko 50% słuchaczy.

W rzeczywistości słuchacze odgadli tylko 3 ze 120 rytmów.

Wiesz dlaczego? Bo kiedy wystukujesz rytm, słyszysz w głowie melodię. Kiedy jej nie słyszysz, to widzisz tylko nieskoordynowane bębnienie palcami.

To tłumaczy dlaczego tak niewiele osób rozmawia. Owszem, pytają się co zjedzą na śniadanie, informują, że spadł śnieg, a na Netflixie pojawił się nowy serial, ale nie mówią o tym, co ważne, bo przecież druga osoba powinna to wiedzieć.

I za każdym razem kiedy tak myślisz, to bębnisz po blacie stołu w rytm melodii, którą tylko ty masz w głowie.

To, że słyszysz, nie znaczy, że słuchasz

Rozmowa w związku to często mini popisy solistów, którzy mają już przygotowany program. Setlista zaczyna się od hitu: „Tylko ja mam rację”. Zaraz po nim gra: „To oczywiste, że się mylisz”. Krótki występ kończy hit: „Nie muszę cię słuchać (bo i tak mnie nie przekonasz)”.

Jeśli zakładacie z góry, że druga osoba się myli, to tylko wykrzykujecie do siebie to, co uważacie za słusznie, a później trzaskacie drzwiami. Przez chwilę czujecie satysfakcję, że tak komuś dowaliliście, ale szybko wypełnia was przerażająca pustka i wstyd.

Wynika to z tego, że siebie oceniasz według intencji, a drugą osobę według jej czynów. Jeśli tobie coś nie wyjdzie, to myślisz sobie: „No cóż, przynajmniej chciałem dobrze”, ale jeśli ktoś zrobi to samo, to myślisz sobie: „No co za chuj!”.

Problem w tym, że wstępnym warunkiem każdej rozmowy (nie tylko rozmowy w związku) jest przyjęcie, że możesz nie mieć racji. Że coś ci może umykać. Że czyjś punkt widzenia wcale nie musi być gorszy.

Bez tego nie słuchasz tylko czekasz w kolejce do mówienia.

Rozmowa w związku nie polega na krytykowaniu

Ogromna rzesza ludzi jest w związkach, w których czuje, że dla drugiej osoby jest nie taka, jak być powinna. Wybrakowana, nieidealna, jak samochody z szybami opuszczanymi na korbkę.

I często dzieje się tak dlatego, bo nie potrafią sobie powiedzieć prostego: „Lubię cię”.

W ten sposób faceci nie mówią: „Super wyglądasz”. Zamiast tego mówią: „Super wyglądasz, ale te buty to nie bardzo pasują”, a kobiety nie mówią: „Świetnie sobie radzisz w firmie”. Zamiast tego mówią: „Świetnie sobie radzisz, ale gdybyś się postarał zarabiałbyś więcej”. I jakoś nie przeszkadza im w tym fakt, że same zarabiają zdecydowanie mniej.

Ned Stark mawiał, że „Wszystko przed „ale” jest gówno warte”. Nasz mózg działa tak, że słówko „ale” kasuje cały pozytywny ładunek komunikatu, więc słuchasz tego i nie myślisz, że super wyglądasz i dobrze sobie radzisz. Masz w głowie tylko to, że jesteś do bani.

Nawet jeśli mówi się to, żeby pokazać komuś błędy, to nikomu to nikomu to nie pomaga. Znacznie więcej osiągniesz zwracając uwagę na dobre momenty i mówiąc: „Podobasz mi się w sukienkach”, „Lubię patrzeć jak tak się angażujesz w pracę” i „Super, że dzwonisz”, niż przedstawiając litanię udoskonaleń.

Wiesz dlaczego? Bo ludzie robią chętniej to, w czym są dobrzy.

To, że jesteś z kimś blisko nie znaczy, że możesz traktować go gorzej

Prawdopodobnie największym paradoksem długoterminowych relacji jest to, że im ktoś jest ci bliższy, tym mniej się starasz.

Na pierwszej randce zachowujesz się uprzedzająco grzecznie. Uśmiechasz się jak w reklamie pasty do zębów, rzucasz komplementami i aktywnie podtrzymujesz znajomość.

W stosunku do przyjaciół trochę sobie odpuszczasz. Traktujesz ich jak coś stałego. Pozwalasz sobie na szczerość, ale zaciągasz hamulec, żeby kogoś nie skrzywdzić.

Natomiast będąc z kimś, często nie ma się już żadnych oporów. Rozmowa w związku zaczyna przypominać karykaturę. Czujesz, że możesz krytykować, wpychać się z nieproszonymi radami, zarzucać kogoś swoimi problemami, mówić: „Bo ty to zawsze” oraz „Do niczego się nie nadajesz” nawet jak tak nie myślisz. Przecież druga osoba powinna wiedzieć, że jest dla ciebie najważniejsza i to, co mówisz tego nie zmienia.

Ale zmienia.

Pisałem już nie raz, że związek, w którym traktujesz kogoś jak wroga, to jakaś pomyłka, ale napiszę jeszcze raz. To, że jesteś z kimś blisko to nie jest zielone światło do traktowania go byle jak. To raczej powód, żeby traktować tą osobę lepiej niż innych, bo jest też dla ciebie ważniejsza niż inni.

Rozmowa w związku to nie owijanie w bawełnę, sugerowanie i dawanie sygnałów

Kiedyś po sieci krążyła historia, w której dziewczyna bardzo chciała, żeby jej facet się zaangażował. Nie w sensie, żeby od czasu do czasu rozładował zmywarkę, ale żeby się jej oświadczył. W tym celu, kiedy on poszedł do pracy, ona otworzyła jego laptopa i wyszukiwała różne pierścionki zaręczynowe. Wykombinowała, że dzięki temu jemu będą wyświetlały się ich reklamy, więc jeśli będzie chciał, to się jej oświadczy.

Mam nadzieję, że tego nie zrobił.

Ludzie boją się trudnych rozmów, więc dają sobie sygnały. Rzucają niedopowiedzenia. Sugerują. Mamroczą pod nosem. Przedyskutowują problem z panelem doradczym psiapsiółek. Czytają o manipulacji.

Równie dobrze mogliby rozpalić ognisko i puszczać znaki dymne, ale i tak się wkurwiają jeśli nie przynosi to efektów. I jakoś im umyka to, że tylko konkret działa.

Problem polega na tym, że konkret to nie jest coś, co szczególnie się lubi, bo prowadzi do jasnych odpowiedzi. To jak promień światła, który usuwa wszelkie cienie niedopowiedzeń. Już nie możesz się łudzić, że zaraz w twojej ręce pojawi się As, bo wszystkie karty leżą już na stole. Dostajesz tylko odpowiedź „Tak” albo „Nie”, a tej drugiej ludzie boją się bardziej niż pragną pierwszej.

Tylko, że widzisz – co to za relacja, w której boisz się rozmawiać o tym, co się dla ciebie liczy? Bo jak dla mnie to nie jest żadna relacja.

To tylko farsa z karnetem na seks.

Psst! Psst! Dołącz też do obserwujących bloga na facebooku lub instagramie.