Ostatnio rozmawiałem ze swoją przyjaciółką. Pomiędzy jednym a drugim łykiem cappuccino z syropem z białej czekolady powiedziała:
– Wiesz, z wiekiem coraz mniej lubię mdłe osoby. Takie, o których mówi się tylko, że są zbyt miłe.
– Ja też – przyznałem. – A najgorsze są zbyt miłe kobiety. Gdyby dodać im trochę umiejętności mówienia: „Nie” zamiast wiecznego tłumaczenia się, to wszyscy by na tym zyskali.

Co rozumiem przez „miłe kobiety”?

Mężczyźni mają „syndrom miłego gościa” – faceta, który pod płaszczykiem bycia miłym, kryje swoje kompleksy. To mężczyźni, którzy za dużo z siebie dają, pozornie nic nie wymagają, a odrzuceni kipią toksycznym jadem. Najczęściej widzi się ich z dużą kolą opakowaniem popcornu na nieudanej randce w kinie. Ewentualnie obok śmietnika, do którego wyrzucili czerwoną różę. W rzeczywistości słowo „miły” jest tu używane w bardzo mylący sposób, bo ich zachowanie jest pełne manipulacji i kontroli.

Dla kobiet powinno się stworzyć analogiczny syndrom – „syndrom miłej dziewczyny”. Jego posiadaczkami byłyby kobiety, które robią najwięcej kanapek i nie rzucają fochów. Zawsze się zgadzają, nie robią problemów, a kiedy chcesz od nich przysługi, dają ci tyle, ile chcesz i dorzucają 50% gratis. Jednak podobnie jak w przypadku mężczyzn z „syndromem miłego gościa”, nie chodzi o to, że takie kobiety są miłe. Akurat to lubią wszyscy. Chodzi o to, dlaczego takie są. Dlaczego podają siebie na tacy i dają na siebie zniżki. Odpowiedź jest brutalna – najczęściej robią to dlatego, bo boją się odrzucenia i próbują „kupić” drugą osobę za pomocą swojego zaangażowania.

Odrzucanie osób, które zrobią dla nas wszystko zakrawa o nieświadomy masochizm. To pozory. Nie chodzi o to, że kobiety lubią skurwysynów z kompleksem boskości, a faceci kobiety, które przy każdej okazji wbiją im w stopę obcas. W rzeczywistości za unikaniem osób, które są przesadnie miłe, stoją cztery powody.

Powód nr 1: To kwestia ryzyka

Miła, mocno zaangażowana dziewczyna przyjemnie łechce ego. Mniej więcej przez piętnaście sekund. Następnie wypiera je myśl: „Biedactwo. Ja cię tylko skrzywdzę”. Następna w kolejności jest myśl: „W sumie to strach się z nią spotykać, bo znów będę dostawał rozhisteryzowane telefony po północy”. 

Zanim zdecydujesz, że z kimś chcesz być, musisz mieć czas na podjęcie tej decyzji – dowiedzieć się kim ta osoba jest, co lubi, jakie ma wartości i czy w ogóle do siebie pasujecie. 

Problem w tym, że przy osobach, które już od pierwszej chwili są gotowe zrobić dla ciebie wszystko, nie ma opcji, żeby się bezpiecznie poznać, bo ta osoba JUŻ TERAZ wie, że chce z tobą być. Jeśli więc stwierdzisz, że jednak nie tego szukasz, to nie możesz liczyć, że ona otrzepie z siebie kurz i pójdzie dalej. Możesz za to spodziewać się oskarżeń o zmarnowanie życia i zniszczenie marzeń i to nawet jeśli nie zrobiłeś nic złego. 

Powód nr 2: To kwestia tego, że wiemy kogo wybieramy

Kiedy spotykasz się z kimś, kto stawia ci granice, to możesz uważać tę osobę za krnąbrną i upartą. Ale też ją szanujesz, podziwiasz i… czujesz się przy niej bezpiecznie.

Ona mówi ci co lubi, a co jej nie odpowiada, więc wasze relacje są oparte na jasnych zasadach. Zwyczajnie wiesz, że jeśli taka osoba mówi ci komplement, to naprawdę tak myśli, a kiedy zachowasz się nieodpowiedzialnie lub głupio, to na pewno się o tym dowiesz, żebyś mógł skorygować swoje zachowanie.

Dzięki temu masz poczucie, że naprawdę poznajesz drugą osobę. Że wiesz co myśli. Że się nawzajem siebie uczycie i naprawdę tworzycie jakąś więź.

Miłe kobiety tego nie zapewniają. Napędza je chęć przypodobania się drugiej osobie nawet wbrew swoim potrzebom, więc nie wiesz gdzie mają granice. Nie masz pojęcia czy robią coś dlatego, że sprawia im to przyjemność czy sprawia im przyjemność to, że tobie jest miło. W końcu budzisz się przy takiej osobie i często nawet po latach wciąż nie wiesz kim ona jest. W jaki więc sposób możesz ją świadomie wybrać?

Powód nr 3: To kwestia seksowności

Bo nie ma nic bardziej atrakcyjnego niż szacunek do siebie. Ok, on nie zastąpi urody, ale uroda też nie zastąpi braków w szacunku do siebie. Nikt nie chce być z osobą, której trzeba powtarzać, że jest wartościowa tylko dlatego, że nie zrobili tego kilkanaście lat wcześniej jej rodzice. Nikt nie chce być z dziewczyną, co do której ma wątpliwości czy warto, a nikt nie wie czy warto jeśli nawet ona sama tego nie wie.

W związku z kobietą, która zna swoją wartość czujesz, że musisz dawać z siebie dla niej więcej i że warto to robić.  Masz wrażenie, że relacja, którą zbudowaliście jest czymś bardzo wartościowym, o co warto dbać i rozwijać wasze uczucia.

Natomiast kiedy jesteś z osobą, która zrobi dla ciebie wszystko, masz złudzenie posiadania jej na 100%. Czujesz, że już nic więcej nie musisz robić i nic cię już w tej relacji nie zaskoczy. Inaczej mówiąc, czujesz… nudę, a nuda i miłość, to jednak dwie różne rzeczy.

*

To wszystko nie oznacza to, że będąc chamem albo zołzą automatycznie zyskuje się na atrakcyjności. To tak nie działa. Chodzi o to, że kiedy robisz to na co masz ochotę zamiast przesadnie starać się dla kogoś, to wtedy ludzie wybierają ciebie, a nie to, że potrafisz przejechać pół miasta żeby zrobić komuś śniadanie.

Właśnie dlatego lubię kobiety, które idą przez życie przy wtórze obcasów u swoich szpilek, włosami falującymi jak w reklamie Tafta i uśmiechające się jakby wiedziały kiedy dokładnie nastąpi koniec świata. Ok, może nie wiedzą czego chcą, ale po pierwsze – kto to wie? A po drugie, wiedzą coś znacznie ważniejszego – to czego NIE chcą. Dzięki temu potrafią obrócić się na pięcie zamiast wierzyć w czyjąś zmianę, nie czekają na niezdecydowanych i nie robią tego, na co nie mają ochoty, żeby tylko się komuś przypodobać.

Ma to o tyle sens, że dla każdego ideał jest inny. Każdy nada mu inne cechy: seksowność, zaradność, przebojowość albo to że woli koty niż psy. Jednak nikt jeszcze nie opisał swojego ideału słowami: „Żeby osoba, z którą będę, zawsze zachowywała się jak moja służąca”.

Psst! Psst! Dołącz też do obserwujących bloga na facebooku lub instagramie.