Przez setki lat głównym problemem ludzi było radzenie sobie z niedostatkiem − z brakiem żywności, praw, możliwości, edukacji, ziemi. Dzisiaj główny problem polega na radzeniu sobie z mnogością wszystkiego, zaczynając od wyboru garnków do kuchni i płaszcza na wiosnę, a kończąc na nieograniczonym dostępie do obrazków z życia gwiazd, znajomych oraz znajomych twoich znajomych.
Mając to wszystko, łatwo powinno przychodzić nam szczęście, ale łatwo przychodzi nam tylko bycie niezadowolonymi.
Wstajesz rano szczęśliwy jak skowronek, wychodzisz na miasto i akurat wtedy spotykasz laskę, przy której czujesz się brzydka, a twoje włosy po odżywkach za 300 zł w twoich oczach wyglądają jak mop.
Odpalasz instagram i widzisz ludzi, którzy zarabiają tak, jakby nie mieli żadnego kodeksu moralnego. Widzisz, że klaszczącym tłumom to nie przeszkadza i zaczynasz wątpić, czy ma sens traktowanie innych uczciwie.
Obserwujesz ludzi, którzy fotografują się z dziećmi, nagrywają płyty, wyjeżdżają do Wietnamu, biorą śluby i awansują w pracy, a jeśli robisz to w odpowiedni dzień, to trochę gaśniesz w środku. Przekreślasz swoje osiągnięcia, stawiasz znak zapytania przy swoich znajomych, którzy mogliby być ciekawsi, myślisz, że twoja dziewczyna mogłaby mieć nogi o 10 cm dłuższe, a ty zamiast mieć sześciocyfrową sumę ulokowaną w akcjach PZU, Alioru i CD Projekt, mógłbyś jeździć czarnym porsche wziętym w leasing. Może i długoterminowo to gorzej, ale kto by się tym przejmował.
To nie jest tak, że uważam patrzenie na życie innych za coś złego. Przeciwnie. Inni ludzie to nieustające źródło inspiracji, które potrafi zgonić cię z kanapy, do której zacząłeś przyrastać. Albo pokazać ci, że można więcej i inaczej. Albo otworzyć ci oczy na twoje błędy, które zwykle wolisz pominąć jak piosenkę „Dzień dobry, kocham cię, już posmarowałem tobą chleb” (jak dowodzą obserwację, lubią jej słuchać wyłącznie psychopaci).
Tylko że jako homo sapiens rzadko korzystamy z rzeczy zgodnie z instrukcją. W tym przypadku możemy czerpać satysfakcję z obecności różnych ludzi wokół siebie, ale zamiast tego podkopujemy wiarę w siebie. Gdyby to dotyczyło osób nijakich i nieciekawych, to w sumie pół biedy, ale kiedy robią to ludzie zdolni, i posiadający fajną wizję siebie, to jest mi przykro. Gubią wtedy swój kierunek, zaczynają żyć życiem innych i narzucają sobie presję. Krok po kroku stają się postaciami z „Fight Clubu” – kupują rzeczy, których nie potrzebują za pieniądze, których nie mają, żeby zaimponować ludziom, których nie lubią.
Jaki jest tego finał? Najczęściej taki, jak psa z bajki, którą tata czytał mi kiedy byłem dzieckiem. Pewien głodny pies wędrował przez królestwo. W którymś momencie usłyszał dźwięk trąb i chociaż nie słyszał o Pawłowie, to wiedział, że ten dźwięk zwiastuje ucztę. Pomyślał, że wreszcie się naje, więc zaczął biec w kierunku zamku. Jednak w chwili kiedy to robił, usłyszał dźwięk trąb z innego zamku. Pomyślał, że tam uczta się dopiero zaczyna, więc i jedzenia będzie więcej, więc zaczął biec w przeciwnym kierunku. Powtórzyło się to kilkukrotnie, pies krążył między jednym zamkiem, a drugim, a w końcu zdechł z głodu.
Właśnie dlatego ludzie potrzebują testu, który pozwoli im ocenić, kiedy mają się czegoś trzymać, a kiedy szukać nowych kierunków. Steve Jobs mówił, że przez trzydzieści trzy lata codziennie rano zadawał sobie pytanie: „Jeśli dzisiaj byłby ostatni dzień mojego życia, chciałbym zrobić to co zamierzam zrobić dzisiaj?”
Ja żeby to sprawdzić zadaję trzy pytania:
Czy osiągasz swoje cele?
Z celami bywa tak jak z tym facetem, który wrzucił do morza 2000 butelek z nadzieją na znalezienie miłości, a jedyne co dostał to mandat za zaśmiecanie. Inaczej mówiąc – nie wszystko idzie po naszej myśli. Planujesz pójść na spacer, a pada deszcz. Chcesz nadgonić projekty w pracy, ale chorujesz na grypę.
Nie zmienia to tego, że chociaż sprawy lubią się komplikować, to wciąż warto planować. Wyznaczanie celów porządkuje podejmowane działania przesiewając ważne od nieistotnych, przekonuje, że za kolejnym rogiem wciąż czekają nas rzeczy piękne i wyjątkowe, a przede wszystkim – pozwala sprawdzać, czy się rozwijamy czy stoimy w miejscu.
W „Piątym poziomie” przytoczyłem opinię Muhammada Alego, że kiedy w wieku pięćdziesięciu lat żyjesz tak samo jak w wieku dwudziestu, to zmarnowałeś trzydzieści lat swojego życia. Cóż, jeśli jesteś w takiej sytuacji, a jedyne co ci wychodzi nowego, to włosy, to jest to bezdyskusyjny znak, że wprowadzanie zmian to konieczność.
Ale jeśli jesteś w sytuacji, kiedy polerujesz kolejne dni i może zdarzają się opóźnienia, ale jesteś zadowolony z efektów, to co najwyżej szukaj skuteczniejszych metod rzeźbienia, ale nie zmieniaj całego projektu, żeby być jak ktoś inny. Nie warto, bo nikim innym i tak nie będziesz.
Czy czujesz, że robisz wartościowe rzeczy?
W rzeczywistości jest to druga strona pytania o cele. O ile odhaczanie zadań na liście jest ważne, to jeszcze ważniejsze jest to, czy uważasz je za naprawdę wartościowe.
Jakiś czas temu mój znajomy pokazał mi książkę. Dużo cytatów i duża czcionka, ale niewiele wartości dodanej. Macha mi nią przed oczami i mówi:
– Patrz, typ zrobił ją w trzy miesiące, a wystawił ją za tyle samo, co ty.
I ja o tym wiem. Rozumiem, że z finansowego punktu widzenia może to działać, ale uważam, że to nie ma żadnej wartości. Pamiętam też pieniądze, które zarobiłem łatwo, ale które mnie później uwierały jak kamyki w butach.
Widzisz, kiedyś wydawało mi się, że jestem zmęczony, kiedy mam za dużo rzeczy na głowie. Później zauważyłem, że nie chodzi o to, jak dużo robię, ale jaką to ma dla mnie wartość. Jak mam jechać do urzędu, iść na imprezę gdzie będę zmuszony uprawiać small talk albo rozmawiać z handlowcami, którzy chcą żebym przedłużył umowę, to czuję się wyczerpany jeszcze zanim zacznę. Za to kiedy piszę, tworzę nowe produkty, dzielę się tym, co uważam za ważne, czytam, spotykam się z ciekawymi ludźmi, zmieniam swoje otoczenie i perspektywę, to mogę funkcjonować jak maszyna. Mogę być niewyspany i głodny, ale nie czuję wyczerpania. Czuję za to satysfakcję, bo wtedy czuję, że żyję.
A ty? Kiedy tak się czujesz? Jak często robisz te rzeczy?
Czy to co masz spełnia TWOJE standardy?
Szczęście może mieć logo Prady, umazaną malinami twarz swojego dziecka, 200 koni mechanicznych, dom na wsi, 10 000 lajków (w tym miejscu możesz wypisać pozostałe 499 995 rzeczy), ale to jaką będzie mieć, zależy od ciebie.
To nie jest łatwe pytanie. Ludzie mówią, że cenią szczerość, ale rzadko są szczerzy wobec innych, a jeszcze rzadziej wobec siebie. To jak z tą historią z początku mojego blogowania, w której dwie kobiety jechały busem. Patrzyły przez okno na gościa w nowiutkim kabriolecie i z seksowną dziewczyną u boku, a jako komentarz powiedziały tylko:
– Te kabriolety to takie niepraktyczne. Jak pada deszcz to tylko wody ci się naleje do środka.
Po czym odwróciły się zadowolone, że zamiast w kabrio, jadą ściśnięte jak sardynki w gruchocie, który nie wiadomo jakim cudem przechodził przeglądy techniczne.
Taka „szczerość” za wiele ci nie da, ale jeśli naprawdę wiesz co robisz i w jakim celu to robisz, to inne wizje życia automatycznie tracą na atrakcyjności. Możesz podziwiać dziewczynę kumpla, która wnosi ze sobą domową atmosferę. Tylko nic ci po tym, jeśli kręcą cię długonogie, opalone dziewczyny, które imprezują i podróżują. Możesz z uznaniem kiwać głową widząc samochód jaki twój znajomy kupił sobie za oszczędności, ale nie zrobi to na tobie wrażenia jeśli ważniejsze są dla ciebie inwestycje.
Po prostu życie to nie lekcja matematyki. Nie ma tu jedynego dobrego wyniku. Nie zamykaj oczu na rzeczy, które powinieneś poprawić, ale też nie wmawiaj sobie, że zawsze musisz więcej, lepiej albo jak inni. Do tego stwierdzenia długo dorastałem. Uważałem, że w życiu trzeba mieć wszystko. Dzisiaj wiem, że chodzi o to, żeby wykroić z niego ten fragment rzeczywistości, który naprawdę nas zadowala, który jest do nas dopasowany, który najlepiej nas określa i uskrzydla.
A jeśli realizujesz swoje cele, czujesz że żyjesz i budujesz swój świat z tych klocków, z których chcesz, to jest dobrze. Możesz wyluzować i zrobić to, co radził nieodżałowany prof. Wiktor Osiatyński:
Wstać rano, zrobić przedziałek i się odpieprzyć od siebie. Czasem to jedyne co musisz.