Są wspomnienia, które działają jak wehikuł czasu.
Na przykład to. Scena jak z filmu. Stoję w prześwicie przeszklonego budynku. Kiedy widzę to miejsce, cofam się o dziesięć lat i przez sekundę znów patrzę oczami dawnego Volanta.
Przed sobą mam dziewczynę w sukience w fioletowo-szarą kratę, którą wyjątkowo lubiłem, bo jeszcze podkreślała jej i tak perfekcyjną figurę. Wieje wiatr, więc co jakiś czas musi odgarniać rudawe włosy. Atmosferę między nami można kroić nożem.
Kiedy ją poznałem, czułem się jak ćma lecąca prosto do rozgrzanej żarówki i to się nie zmieniło. Czułem, że mi to zaszkodzi. Wiedziałem, że każde kolejne spotkanie to słodki, ale też niemądry pomysł. Kiedy zastanawiałem się, czy mogę jej ufać, do głowy przychodziła mi tylko odpowiedź „Nie”. Było w niej za wiele znaków zapytania i nieprzewidywalności.
A pomimo to, miałem ogromną ochotę dokonać typowego dla ćmy samospalenia. Może byłaby to autodestrukcja, ale piękna i rock’n’rollowa, a jeśli ma się hazardową duszę, to potrafi to kusić. Stałem tam i walczyłem z wątpliwościami – czy rzucić ją, czy też rzucić dla niej wszystko z nadzieją, że może nie będzie tak źle.
Niektóre pytania wracają jak bumerang. Należą do nich te wszystkie evergreeny – co było pierwsze: jajko czy kura albo czy wypada pić whisky z coca-colą. W przypadku tego bloga, takim pytaniem jest to, że wszystko o czym piszę jest fajne i mądre, ale co zrobić gdy do głosu dochodzą emocje. Zastanawiacie się czy w ogóle byłem kiedykolwiek zazdrosny albo czy przeżyłem sytuacje, w których byłem rozdarty między różnymi opcjami (jak widać przeżyłem). Czytacie niektóre moje teksty i myślicie, że wy tak nie możecie, bo się boicie, kochacie albo tęsknicie.
Cóż, emocje są wspaniałe. To one są farbami, którymi rzeczywistość maluje twoje życie. Nie znaczy to, że nim sterują. Sterujesz nim ty, a one ci doradzają. Podobnie jak wszyscy doradcy, mają też z nimi szereg cech wspólnych – jest ich mnóstwo. Przychodzą i odchodzą. Bywają wewnętrznie sprzecznie i zaskakująco często okazują się głupie jak but.
Podstawowe nieporozumienie polega na tym, że ludziom się wydaje, że muszą postępować w zgodzie ze swoimi emocjami. Tymczasem tak nie jest.
Możesz kogoś kochać, a wciąż wiedzieć, że nie jest to osoba dla ciebie i wybrać rozstanie.
Możesz się bać występów publicznych, a wciąż pomimo strachu wyjść na scenę i zrobić to, co do ciebie należy.
Możesz nie lubić krytyki, ale zamiast spędzić życie w ukryciu, powiedzieć „Będzie co będzie” i się z nią zmierzyć.
Możesz tęsknić za eks, ale zamiast wracać na znaną już ścieżkę, szukać nowej, na której spotkasz lepszego człowieka.
Właściwie to nie tylko możesz, ale jeśli zależy ci na efektach, to bardzo często powinieneś robić właśnie te rzeczy, które cię uwierają, ale też dają szansę na to, że będzie lepiej.
Jeśli zaczniesz podążać wyłącznie za emocjami, to dostaniesz rzeczywistość, która będzie chaotyczna i kapryśna, a ty będziesz się kręcić w kółko, jak w szalupie pozbawionej wioseł. Czy da się tak żyć? Pewnie. Ale czy na pewno jest to życie, które warto mieć?
Nie wiem jak ty, ale ja jestem prostym facetem. Lubię pizzę, atrakcyjne brunetki i sytuacje, których nie podsumowuje się słowami „może nie będzie tak źle”, więc w tamtej chwili, trzymaliśmy się za ręce po raz ostatni. Więcej jej nie widziałem. Nie słyszałem też jej głosu, chociaż jeszcze przez jakiś czas pamiętałem dziewięć cyfr składających się na jej numer telefonu. Zapach jej skóry pamiętam jeszcze dzisiaj, ale już od dawna do niego nie tęsknię.
Podjąłem decyzję, z którą nie czułem się dobrze, ale nigdy tego nie żałowałem, bo przyszły kolejne dni, miesiące i lata, a razem z nimi osoby, przy których byłem szczęśliwy, a jednocześnie nie miałem tych wyniszczających wątpliwości.
Coś mi podpowiada, że właśnie na tym polegają właściwe decyzje. Nie muszą cię od razu uszczęśliwiać, ale prowadzą cię w miejsce, w którym chcesz się znaleźć.
Co macie w takich sytuacjach robić? Nie wiem. Wiem za to, czego nigdy robić nie warto – nie warto rezygnować z jasnej przyszłości, tylko dlatego, że jej budowanie jest trochę trudne.