Krzysztof Krawczyk (czyli taki polski Iggy Pop) śpiewał że dał swojemu przyjacielowi wiarę, gitarę i samochód, a żony nie musiał mu dawać, bo tamten wziął ją sobie sam.

Nie mi oceniać wybory życiowe Krzysztofa Krawczyka, ale dzisiaj będzie o tym, z czego nie warto rezygnować dla nikogo. Jest to o tyle ważne, że kiedy poznajesz nową osobę, to nie masz dla niej przestrzeni. Twoja doba jest wypełniona w stu procentach i jeśli chcesz znaleźć dla niej miejsce, to z czegoś musisz zrezygnować. I o ile to jest zrozumiałe, to nigdy nie powinno się dla niej rezygnować z pięciu rzeczy.

#1 Własne pieniądze

W pokoleniu moich rodziców był rozpowszechniony wzór, w którym duża część kobiet pracowała. Przynajmniej do momentu aż wyszła za mąż. Później odpuszczała sobie pracę na chwilę, bo ciąża. Następnie dlatego, że pojawiała się druga ciąża. A kiedy ciąży nie było, to pojawiała się powodująca dyskomfort myśl: „Jak wrócić do pracy po takiej przerwie?”.

Nie była to reguła, ale tak to wyglądało u mojej mamy i dużej części jej koleżanek. Za ich decyzjami nie stało wyrachowanie albo brak chęci do pracy. Myślały, że kiedy się na to decydują, nie robią nic złego. Mówiły sobie: „W tym momencie to dobra decyzja”, a mimo to, popełniały błąd.

Moja mama przez lata czuła, że zajmując się rodziną, robi coś bardzo ważnego. W tym się spełniała. Tylko że pomimo całej sensowności swoich starań niczego nie żałowała tak bardzo, że nie ma nic własnego. Niczego, co może podpisać wyłącznie swoim imieniem i nazwiskiem albo tego, że nie posiada wyłącznie swoich pieniędzy, które może wydać na cokolwiek. Nie to żeby ktoś jej zabraniał. Tata z niczego by jej nie rozliczał, ale sama świadomość, że pieniądze są „wspólne”, a nie „własne”, robiła ogromną różnicę.

Nie ma w tym nic dziwnego, bo możesz mieć świetny związek, a twój facet może jeździć złotym Bentleyem, ale jeśli tylko on zarabia, to pieniądze wciąż są bardziej jego. A w naszej kulturze pieniądze to nie tylko pieniądze. To także symbol niezależności, zaradności i dojrzałości, z której bierze się poczucie własnej wartości.

Niewiele tu zmienia fakt, że zarabiasz minimalną krajową, działasz pro publico bono albo rozwijasz coś swojego i jeszcze nie zarabiasz. Ważne, że to jest tylko twoje i nawet jak zawali się reszta twojego świata, to wciąż będziesz to mieć.

#2 Znajomi

Zauważyliście, że kiedy się z kimś spotykasz, to rzadko ta osoba lubi wszystkich twoich znajomych? Niektórych szanuje, innych toleruje, a jeszcze innych zwyczajnie nie trawi i głośno o tym mówi.

Wtedy żeby komuś dogodzić można wpaść na pomysł, że może faktycznie to nie są ludzie dla ciebie i spotykać się z nimi rzadziej. Jednak nikt kto ma więcej niż dwie komórki mózgowe nie powinien bezrefleksyjnie wprowadzać tej myśli w życie.

O szczęściu decyduje cały ekosystem, w którym funkcjonujemy. Tworzy on miękką gąbkę, dzięki której czujemy się u siebie, mamy na kogo liczyć, możemy się kimś inspirować i komuś pomagać. Nawet nieogarnięta Mariolka odgrywa w tym systemie swoją ważną rolę.

Na co dzień tego nie dostrzegamy, ale nie możesz liczyć na to, że tych wszystkich ludzi, którzy cię otaczają zastąpi fantastyczna, absorbująca praca albo osoba z uroczymi dołeczkami w policzkach (u mężczyzn) lub nad pośladkami (u kobiet).

Zrezygnowanie z jednej czy dwóch osób (zwłaszcza toksycznych) zmieni niewiele, ale jeśli pozbędziesz się ich wszystkich to będzie to przypominać wycięcie sobie nerki. Będziesz żyć, ale po pierwsze, co to za życie? A po drugie, zrobisz to i nawet nie kupisz sobie AjFona. Zamiast tego osiągniesz coś innego – poczucie wyobcowania, samotność i uzależnienie od osób, dla których to zrobiłeś.

#3 Pasje

Nie, nie mówię o „Pasji Mateuszowej” Bacha, chociaż uważam, że jej partie chóralne zachwycą nawet fana gangsta rapu. Mówię o tych wszystkich niepraktycznych zajęciach, którym się oddajesz, chociaż nie musisz. Na liście jest szydełkowanie, zgłębianie dziejów cesarstwa rzymskiego, kolekcjonowanie płyt winylowych, wytwarzanie domowych kosmetyków czy wyszukiwanie replik mieczy oburęcznych.

Takie czynności wydają się zbędne. Pochłaniają czas i pieniądze, które można wykorzystać lepiej. Jeśli więc pojawia się cokolwiek innego, co absorbuje czas, to pierwsze co robisz, to szukasz go w tych czynnościach. Bo niby po co wydawać pieniądze na ciągłe naprawy jakiegoś gruchota, skoro możesz kupić lepsze auto i robić coś, co da ci więcej pieniędzy? Albo dlaczego masz jechać na jakiś durny zlot, skoro możesz go spędzić z drugą osobą?

Ciężko walczyć z taką argumentacją. Możesz tylko kiwać smutno głową i poświęcić się dla większego dobra.

Tylko że to błąd. Pozbywanie się zainteresowań jest jak wyciąganie z dywanu twojej osobowości najbardziej barwnych włókien, albo jak pozbawianie swojej osobowości składników odżywczych. Niby można to robić. Nie zakazuje tego Konwencja Genewska, ale to też jakaś zbrodnia.

#4 Ogarnianie swojej kuwety

Są działania, o których nie myślisz z sympatią. Wyrzucanie śmieci. Umawianie się na wizytę u lekarza. Robienie prania. Gotowanie. Płacenie rachunków. Zajmowanie się samochodem (w sensie wiesz – raczej wizyty u mechanika, niż czytanie mu bajek). Nawet jeśli je tolerujesz to nie rezygnujesz z weekendowego wypadu tłumacząc, że naprawdę chcesz wyszorować kibel.

Jak się nad tym zastanowić, to nie dziwi to, że tak dużo osób tak chętnie przerzuca te zajęcia na kogoś. Najczęściej przerzucającym jest facet, a obowiązki przejmuje kobieta. To ona dzwoni do przychodni, bo mąż się źle czuje, gotuje obiad na kilka dni, żeby nie umarł z głodu, płaci rachunki za prąd, wodę i gaz.

Jednak jeśli jesteś jednym z takich facetów, to mam pytanie:
– Jesteś kaleką?! Naprawdę nie umiesz się sobą zająć? To może jeszcze sobie nocnik załatw, żeby do łazienki nie musieć chodzić.

Serio. To nie jest żart. Co to za facet, który nie może zaprosić dziewczyny do swojego mieszkania na świetną kolację, którą ugotuje? Albo co to za ogarnięty człowiek, którego kawalerka zarasta brudem, a on nie wie co się wokół niego dzieje?

Ogarnięci ludzie potrafią zajmować się swoją przestrzenią i zajmują się nią nawet jeśli mogą to zrzucić na partnera. Kropka.

#5 Czas dla siebie

Kiedy jeszcze nie byłem owocem Jogobelli (czyli miałem mniej lat niż teraz i beznadziejną fryzurę), to miałem dla siebie dużo wolnego czasu. Spędzałem go ze sobą. Czytałem książki, pisałem i robiłem szkice węglem. Kiedy miałem problem, to nie próbowałem go rozwiązać. Zamiast tego jechałem rowerem nad rzekę, a puzzle w mojej głowie układały się same. Docierało do mnie, dlaczego mi na tym zależy, co mnie złości i co powinienem z tym zrobić.

Kiedy już zostałem owocem Jogobelli, przeżywałem okres, w którym cały czas robiłem coś dla kogoś. Rzucałem się z jednej czynności w drugą, aż w końcu dotarłem do jednego z dwóch najbardziej upokarzających momentów w życiu człowieka żyjącego we w miarę cywilizowanym kraju. Pierwszą jest bieg za autobusem miejskim. Drugą jest powtarzanie ludziom dookoła, że nie ma się czasu.

Brzmi to jak żart, ale trochę też tragedia. Przede wszystkim dlatego, że jak zajmujesz się wszystkimi innymi i zapominasz o sobie, to docierasz do momentu kiedy nie wiesz kim jesteś, co czujesz i czego chcesz. Jesteś jak samochód, który wyrusza w drogę z pełnym bakiem i jeśli go nie zatankuje, to zaczyna jechać na oparach, później siłą rozpędu, a w końcu staje w miejscu.

Nie ma znaczenia czy czas dla siebie spędzasz gapiąc się w ścianę, biegając, podróżując, czytając książki czy chodząc do spa. W każdym przypadku pozwala to zachować zdrową równowagę, bo przebywając tylko ze sobą lepiej siebie rozumiesz i bardziej siebie lubisz. Tego nie kupisz w sklepie.

* * *

Można byłoby pomyśleć, że piszę o tym wszystkim z myślą o ewentualnym rozstaniu. Jeśli rezygnujesz z pieniędzy, znajomych czy tego, co daje ci satysfakcję, to doprowadzasz się do sytuacji, w której musisz z kimś być, a związek przestaje być twoim wyborem. Kiedy jesteście razem jest nieźle, ale wystarczy, że zabraknie osoby, od której się uzależniłaś/eś, żeby poczuć się tak, jakby ktoś wyciągnął zawleczkę granatu.

To jednak tylko korzyść uboczna. W rzeczywistości nie powinno się rezygnować z żadnej z tych rzeczy, bo to one pozwalają ci na bycie niezależnym, szczęśliwym i przebojowym człowiekiem, a na tym zyskują wszyscy. 

Psst! Psst! Dołącz też do obserwujących bloga na facebooku lub instagramie.