Bardzo rzadko dzielę się uczuciową stroną swojej osobowości. Nie dlatego, że jej nie mam, ale ponieważ wolę pozostawić ją dla siebie. Dzisiaj jednak będzie trochę inaczej, bo uderzył mnie w twarz fenomen kłócących się publicznie par. Być może ma to jakiś związek z fazami księżyca, ale w tym tygodniu jest ich prawdziwy wysyp. To wspaniała wiadomość dla kogoś, kto lubi je nagrywać albo chociaż relacjonować później znajomym w iskrzącej się humorem opowieści.

Jeśli ktoś chciałby przedstawić taką kłótnię w zabawny sposób, to koniecznie musi zwrócić uwagę na wszystkie padające zarzuty. A to ona jest za gruba, i tępa, a jej koleżanki mogłyby latać na miotłach. Z kolei on je jak świnia, ma złą pracę i nie wie, co to punktualność. Łączy ich natomiast to, że wszyscy są nieszczęśliwi.

Nie chodzi o to, że oboje mają wady. Normalna rzecz. Ja mam, ty masz, Ryan Gosling ma i z bólem serca przyznaję, że Margot Robbie prawdopodobnie też. Dojrzałość nie polega tylko na większych skłonnościach do nabywania osteoporozy i słabszej przemianie materii. To również etap, na którym przestaje się myśleć, co powinno cechować „idealną kobietę” czy „idealnego mężczyznę”. Zamiast tego zaczyna się rozważać, jaka powinna być „idealna osoba DLA MNIE”. Rozumie się już wtedy, że związek może być udany bez względu na drobne wady pod warunkiem, że druga osoba ma KLUCZOWE dla nas cechy. Na przykład ja lubię, kiedy dziewczyna jest zaradna, bardzo dużo się uśmiecha i widzi we mnie półboga. Dla kogoś innego może się liczyć poczucie bezpieczeństwa, podobne cele, uwielbienie dla podróży, światopogląd. Ważny jest natomiast fakt, że kiedy to mają, inne cechy schodzą tam, gdzie ich miejsce – na drugi plan. Na plan, kiedy nie warto nawet o nich mówić.

Obawiam się, że te kłócące się pary, nie osiągają tego poziomu. Zamiast znaleźć osobę, która ma najważniejsze dla nich cechy, łapią pierwszą żabę z brzegu. Następnie ględzą, marudzą i wrzeszczą, prosząc, by zamieniła się w księcia, księżniczkę albo modelkę Victoria’s Secret.

Doprowadza to do patowej sytuacji. Albo próba zamienienia żaby w inne stworzenie się nie uda (co dotyczy zdecydowanej większości przypadków), albo zakończy się powodzeniem i wypominaniem, czego ta żaba nie porzuciła dla związku. Oznacza to konieczność słuchania utyskiwań w stylu: „Gdybym nie poświęciła się dla ciebie, to dziś byłabym żoną generała!”. Niestety najlepsze związki to te, dla których nie trzeba nic porzucać.

Wiem, że to wygląda na łatwiejsze niż jest naprawdę, ale litości! Nie ma sensu zachowywać się tak, jakby było się skazanym na jakiegoś niedojrzałego faceta albo na puszczalską wiedźmę! Na świecie jest siedem miliardów ludzi. Połowa z nich to płeć przeciwna! Znalezienie kogoś, z kim życie nie będzie przypominało męczarni, nie należy nawet w jednej dziesiątej do tak pracochłonnych zajęć jak urządzanie sprzeczek pełnych niespełnionych oczekiwań. W tych warunkach naprawdę nie ma sensu rozpoczynać związku z kimkolwiek, tylko dlatego, że ciocia i babcia pytają, kiedy ślub i czy nie jest się przypadkiem homo. Nie ma sensu wiązać się z kimś, kogo w każdej sekundzie życia będzie się chciało poprawiać, motywować, zmieniać i ciągnąć do góry. A jeszcze bardziej nie ma sensu wymagać od innych takiego zmieniania się. Każdy ma prawo żyć tak, jak chce, a jeśli nie można za nikogo umrzeć, to nie ma się prawa mówić mu, jak żyć. Zdecydowanie lepiej znaleźć kogoś, kto już teraz żyje tak, jak my to cenimy.

Dlatego nie szukaj popsutych ludzi, co do których masz nadzieję, że ich kiedyś naprawisz. Znajdź kogoś, z kim chcesz być za to, kim jest, a nie za to, kim mógłby lub mogłaby być. Innych ludzi kochamy tylko takimi, jacy są. W każdym innym przypadku kochamy tylko wyobrażenie, jakie chcemy o nich mieć.

Psst! Psst! Dołącz też do obserwujących bloga na facebooku lub instagramie.