1. Jak się zaczęła twoja historia z „pisaniem”?

Pierwsze zdanie napisałem w wakacje przed pierwszą klasą liceum. Zawsze wcześniej za pisanie wypracowań płaciłem siostrze. Zmieniło się, kiedy ona razem ze swoją przyjaciółką czytały Stachurę i codziennie się nim zachwycały. Pomyślałem, że jestem w stanie zrobić to lepiej. Wtedy kupiłem duży, zielony zeszyt w kratkę i napisałem opowiadanie. Najpierw inspirowałem się Stachurą, później Gombrowiczem, w końcu zachwycił mnie Joseph Heller. Miał świetny styl – zgrabne opisy, dystans do siebie i surrealistyczne poczucie humoru.

W liceum uwierzyła we mnie polonistka. Pół klasy żartowało sobie, że pewnie wiesza moje wypracowania na ścianie, ale dzięki temu pisałem dalej. Kiedyś na lekcji WOS-u było trzeba napisać przemówienie i wygłosić je przed całą klasą. Razem z kumplem napisaliśmy przemówienie, które wygłaszał wariat w szpitalu psychiatrycznym do innych pacjentów. Od klasy dostaliśmy owacje na stojąco. Nauczycielka nie do końca wiedziała co z tym zrobić, bo nie taki był cel zadania, ale po reakcjach klasy nie miała wyjścia i wstawiła nam piątki.

Wtedy pomyślałem, że skoro poszło mi tak dobrze, to może zrobić z tego przemówienia pierwszy rozdział powieści? Codziennie po lekcjach ją pisałem. Łącznie zajęła mi 143 strony w Wordzie z pojedynczą interlinią. Mam ją do tej pory.

Od tamtej pory z mniejszymi lub większymi przerwami pisałem zawsze.

2. Kiedy poczułeś, że siebie lubisz, że jesteś wyjątkowy, że jesteś w stanie pomagać innym swoimi radami?

Nie wiem czy umiem pomagać radami, ale wiem, że umiem zadawać pytania, prowadzić dyskusje i opowiadać historie. Zawsze to umiałem. Kiedy za gówniarza chodziłem na domówki nie byłem duszą towarzystwa, ale kiedy zaczynałem rozmawiać z jedną osobą, to po chwili dołączały się kolejne. W końcu słuchali mnie wszyscy. To samo działa na blogu. Cały czas opowiadam tą samą historię, ale każdego dnia słucha jej więcej osób. Sposób prowadzenia Vol. to bezpośrednia kopia tego, jaki jestem na co dzień.

3. Czym zajmowałeś się, zanim zacząłeś pisać bloga?

Okres tuż przed założyłem bloga był szalony. Było to jedno wielkie życie chwilą, smakowanie jej i zachwycanie się nią. Średnio połowę roku spędzałem jeżdżąc po Polsce. Odwiedzałem znajomych rozsianych po wszystkich największych miastach (poza Poznaniem – tam nigdy do tej pory nie byłem) i poznawaliśmy dziewczyny. Były weekendy, w które poznawałem pięćdziesiąt osób. Kiedyś policzyliśmy ile mniej więcej mogliśmy poznać w tym czasie kobiet. Wyszło nam, że około trzech tysięcy, ale żeby była jasność – czasem były to jednorazowe rozmowy, a tylko czasem coś więcej. W każdym razie się nie obijaliśmy. Robiliśmy maratony i chodziliśmy na imprezy od środy do niedzieli. Po takim maratonie w telefonach mieliśmy po kilkanaście numerów do nowo poznanych dziewczyn, zaczynaliśmy więc chodzić na randki i tak w kółko – Warszawa, Lublin, Wrocław, Gdańsk…

W międzyczasie też pracowałem dorywczo jako ochroniarz (sam nie wiem jakim cudem), w infolinii i w sadzie we Włoszech. W ostatniej chwili zrezygnowałem z pracy w jednej z firm z „Wielkiej czwórki”. Na trzecim roku studiów razem ze znajomym usiłowaliśmy rozkręcić firmę. Później z innymi osobami realizowałem kolejne pomysły: agencja eventowa, handel samochodami, inwestycja na rynku Forex… W końcu stały się w moim życiu dwie piękne rzeczy – dostałem stypendium Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego za wybitne osiągnięcia w nauce i zająłem się szeroko rozumianą działalnością internetową. Założyliśmy ze znajomymi pierwszego bloga, później forum, a następnie już sam założyłem jeszcze dwa blogi i w końcu nadeszła pora na Volantification.

4. Co skłoniło Ciebie do pisania tego bloga?

Nic konkretnego. Raz na pół roku wypisuję sobie cele do realizacji. Zauważyłem, że samo zapisanie celu bardzo zwiększa szanse na jego realizację, więc zwykle zostawiam jedną stronę na rzeczy, które być może zrobię. Wśród nich zapisałem założenie bloga. W końcu go założyłem. Chciałem dzielić się tym, co przeżyłem, co u mnie działa i opowiadać historie. Dalej chcę to robić.

Najpierw blog istniał pod adresem volantification.blogspot.com. Logo zrobił mi mój przyjaciel i było równie paskudne co cały blog. Obecne logo też jest jego dziełem, ale jest śliczne. W pierwszym miesiącu zajrzało na niego 316 osób. W drugim 403. W trzecim 775. W czwartym 1651.

Po dziesięciu miesiącach go porzuciłem, żeby napisać powieść. Wynająłem kawalerkę w Łodzi, spakowałem walizkę i zostawiłem wszystko za sobą.

5. Dlaczego Volant? Pytanie dotyczące pochodzenia nazwy Twojego bloga.

Zarejestrowałem się kiedyś na forum o rozwoju osobistym i potrzebowałem jakiejś prostej nazwy użytkownika. W tamtym czasie byłem fanem „Aviatora” Martina Scorsese i oglądałem ten film raz na dwa tygodnie. „Wolant” to po prostu ster w samolocie. Któregoś dnia szedłem ulicą i zobaczyłem matkę z wózkiem. Był na nim napis: „Volant” i dopiero wtedy dotarło do mnie, że to świetna nazwa. W dużej mierze dlatego, że stwierdziłem, że będzie zabawnie, kiedy będę opowiadał, że zainspirowała mnie nazwa dziecięcego wózka.

Z kolei nazwę dla bloga zaproponował Youtube. Nazwa „Volant” była zajęta i w propozycjach podał „Volantification”. Nie kłóciłem się i zarejestrowałem bloga pod taką nazwą.

Gdyby ktoś pytał o to, czy zrobiłbym to drugi raz to odpowiedź brzmi: „Nie”.

6. Jaki jest odsetek fikcji w Twoich wpisach?

Początkowo niemal jej nie było. W „Sexcatcherze” wspomniałem o dziewczynie, która po jednym z tekstów spotkała mnie na mieście i powiedziała: „Dzięki, że mnie opisałeś, chuju!”. Wtedy zacząłem unikać mocno osobistych tekstów, więc obecnie fikcji jest dużo, bo bez tego zniszczyłbym sobie za dużo relacji z ludźmi. W praktyce jest tak, że kiedy opisuję jakąś historię to patroszę ją ze wszystkich szczegółów indywidualizujących, a następnie ubieram w nowe. Zmieniają się więc imiona, miasta, zawody, zainteresowania i wygląd, ale zostaje to, co najważniejsze – uczucia i dynamika historii.

7. Co uważasz za najważniejszy składnik sukcesu Twojego bloga?

Na pewno systematyczność, ale też coś, czego nie da nazwać się słowami – dusza bloga. W pewnym sensie chcę, żeby teksty na Vol. były lustrem, w którym przegląda się każdy, kto ma je przed sobą. Może mu się podobać to, co zobaczy lub nie, ale rzadko jest tak, że teksty zostawiają go takim samym, jak był wcześniej, a on przechodzi obok nich tak, jakby ich nie było.

Nie jestem blogerem, który jesienią robi zdjęcie znalezionego kasztana i wrzuca go na bloga. Nie robię testów odkurzaczy, a gdybym miał psa, to bym o nim nie pisał. Na moim blogu mają być przydatne informacje i skuteczny sposób myślenia, dzięki któremu można być szczęśliwszą, fajniejszą i żyjącą lepiej osobą. O to mi chodzi i robię to we własnym interesie, bo wolę otaczać się osobami, które są wyluzowane, świadome siebie i bezpretensjonalne, niż ze smutasami, którzy potrafią szukać tylko wymówek.

Jednocześnie mam świadomość, że nie może być tak, że mówię komuś, jak jest skuteczniej, a sam tego nie robię, więc kładę mocny nacisk na swoje życie, zarobki, sukcesy, rozwój, naukę i styl życia. Inaczej mówiąc – piszę o tym jak zarobić 100 000 zł dopiero, jak sam to zrobię, wiem że to działa i umiem to powielić. Myślę, że to jest bardzo ważne, bo owszem, inspiruję się innymi osobami i ich pomysłami, ale następnie je filtruję, sprawdzam czy na pewno działają, a jeśli działają to zastanawiam się czy mogą działać lepiej. Dopiero wtedy wrzucam je na bloga.

8. Jak prowadzić bloga, aby osiągnął sukces podobny do Twojego?

Prowadząc go lepiej niż ja.

To nie jest to temat, na krótką odpowiedź, ale mam cztery rady.

Po pierwsze, żeby ciekawie pisać musisz ciekawie myśleć, mieć co przekazać innym i wierzyć w swoją wyjątkowość. Większość blogerów nie ma żadnej dużej idei, która łączy ich wszystkie blogowe działania w spójną całość. Ja mam.

Po drugie, powinieneś zadać sobie pytanie o co możesz wzbogacić życie innych osób, a później im to dać. Możesz dawać rozrywkę, wiedzę, inspirację albo emocje, ale wciąż ktoś, kto do ciebie przychodzi, powinien wychodzić bogatszy, lepszy, silniejszy lub szczęśliwszy.

Po trzecie, musisz na pierwszym miejscu stawiać przede wszystkim zabawę wiążącą się z blogowaniem (tak jak z jakąkolwiek inną pracą), a nie wymierne efekty w postaci pieniędzy i tysięcy czytelników. Jakiś czas temu pisałem, że jak masz wyznaczony cel, to nie powinieneś oglądać po drodze kwiatków, tylko że też nikt nie powiedział, że celem nie może być sama radość z drogi. Blogowanie jest tak długoterminowym zajęciem, że jeśli ktoś autentycznie tego nie lubi to nie uda mu się dotrwać do momentu kiedy zaczyna się to opłacać.

Po czwarte, któryś muzyk powiedział, że jeśli na swoich koncertach nie widzisz seksownych kobiet to powinieneś przestać je dawać, bo twoja muzyka już nie uwodzi. Uważam, że to samo dotyczy bloga. Słowa powinny uwodzić. Kiedy patrzę na swoje czytelniczki lajkujące posty, to wiem, że wciąż daję dobre koncerty.

9. Czy zamierzasz w przyszłości wydać swoje książki na zagranicznych rynkach?

Tak, ale jeszcze nie mam dobrego pomysłu na ich skuteczną dystrybucję.

10. Czy i kiedy napiszesz książkę skierowaną przede wszystkim do kobiet?

A kupicie? :)

W ścisłych planach mam dwie książki.

Pierwsza będzie miała na celu dokończyć temat związków rozpoczęty w „Sexcatcherze”. „Sexcatcher” na początku miał być książką składającą się z dwóch części. Pierwsza miała być dla mężczyzn, druga dla kobiet, a obie razem miały się uzupełniać i dawać zupełnie inną jakość. Wynika to z faktu, że co z tego, że np. mężczyzna jest idealny jeśli spotyka nieidealną kobietę? To tak jakby mówił po chińsku do osoby, która mówi wyłącznie po hiszpańsku. Ostatecznie wyszło mi zbyt dużo materiału na jedną książkę, więc powstał bardzo męski Sexcatcher i powstanie jego bardziej kobieca wersja poświęcona związkom.

Druga książka będzie poświęcona pieniądzom i ich zarabianiu, ale o tym pisałem już w poprzedniej części „Pytań do Volanta”.

Po ich napisaniu chciałbym zostawić już tworzenie poradników, bo ile można? Marzy mi się natomiast napisanie powieści w pełni fabularnej, z historią i wartką akcją. Taki przygodowy „Fight Club”.

Jeszcze nie jestem na 100% pewny jaka będzie kolejność powstania tych książek. Obecnie powoli i bez zobowiązań je piszę, kiedy akurat mam ochotę. Nie zamierzam obiecywać kiedy (i czy w ogóle) je skończę.

11. W kim miałeś największe oparcie w dążeniu do spełnienia marzeń?

Niestety zawsze byłem osobą, w której to inni mieli oparcie do spełniania marzeń. Ja nie miałem nikogo takiego, więc sam dla siebie musiałem stać się tą osobą.

12. Jak zorganizowałeś, rozłożyłeś proces pisania swoich książek? Miałeś jakieś rutyny, dzienny limit słów/stron, które musiałeś napisać, ile to trwało?

Piąty poziom” napisałem szybko, bo w pół roku. „Sexcatchera” pisałem prawie półtora roku, bo miałem wtedy mniej czasu i to znacznie trudniejsza, bardziej osobista treść. Na tyle osobista, że do ostatniej chwili nie wiedziałem czy publikacja jest dobrym pomysłem. Gdyby ktoś pytał – wciąż nie wiem czy był to dobry pomysł.

Jeśli chodzi o technikę to przyjmuję zasadę dwóch stron dziennie. Nie piszę książki po kolei, ale zapisuję konkretne myśli i następnie je rozwijam. Wtedy drukuję wszystko co napisałem, tnę na fragmenty i łączę tematycznie.

W następnej kolejności łączę wszystko w spójną całość. Najbardziej lubię właśnie ten etap. Piszę wtedy po dwadzieścia stron dziennie (w książce jest to ok. 40 stron) i napędzam się kawą i energetykami. Podczas kończenia „Sexcatchera” nie spałem ponad 48 godzin, żeby go doszlifować.

13. Czy przeczytałeś ostatnio książki, które byś nam polecił (bo te które rekomendowałeś zawsze się mi podobały)?

Specjalnie dla Ciebie wrzuciłem fotkę na insta – proszę.

14. Kiedyś w jednym komentarzu wspomniałeś o najważniejszych książkach Twojego życia – miały się ukazać na popkulturowym ;)

Cóż, nie umiem wybrać najważniejszych książek. Każda książka jest jak rozmowa z jakimś człowiekiem i po każdej z nich coś w tobie zostaje. Ostatecznie więcej zyskują ci, którzy odbędą więcej rozmów. Jest cała masa zestawień typu: „100 najlepszych książek” – jak z nich skorzystasz, możesz tylko zyskać.

15. Jak wygląda Twój plan dnia? Zapisujesz sobie wszystko w organizerze? Przyznaj się Volant szczegółowo.

Mam przed sobą korkową tablicę, na której mam przypięte karteczki odnoszące się do:

– długoterminowych projektów
– zasad, o których chcę pamiętać podczas pracy
– celów do osiągnięcia.

Każdego wieczora planuję co zrobię następnego dnia. W pozostałym zakresie tylko od czasu do czasu zapisuje cele dzienne. Kiedy mam bardzo dużo zajęć stosuję metodologię „Getting Things Done”.

16. Patrząc na Twoje życie, które poukładałeś po swojemu i tak jak chcesz, chciałbym zapytać jak odnaleźć kierunek i sens własnego życia?

Pytając o to siebie, a nie mnie.

17. Chcę się spytać o cele i wizję. Mam kilka dobrych celów, ale gdy analizuje je „na trzeźwo” to widzę same przeszkody i lata ciężkiej pracy by cokolwiek wyszło. Skąd mogę wiedzieć że nie są stratą czasu? Jak sobie dajesz radę w takich sytuacjach?

Nigdy nie wiesz czy coś ma sens. Wiesz co robię, kiedy nie wiem czy podążam w dobrym kierunku? Czytam o gwiazdach. O słońcach, które są 23 razy większe, niż nasze słońce. O 67 księżycach Jowisza. O czarnych dziurach większych, niż cały nasz Układ Słoneczny. Dzięki temu wiem, że wszyscy jesteśmy gwiezdnym pyłem. Nasze zmartwienia i porażki są nieistotne, błahe i niezauważalne, a skoro tak, to lepiej podjąć ryzyko i żyć tak pięknie jak to tylko możliwe, a nie obsrywać się ze strachu, że coś może się nie udać. Wolę nie zrealizować swoich celów, niż w ogóle nie podjąć się ich realizacji.

18. Co robisz kiedy nachodzą Cię wątpliwości i obojętność wobec tego co robisz (np. aktualny projekt)?

Realizuję go dalej, aż do chwili kiedy nie będę miał pewności, że nie ma on sensu.

19. Kiedy jeszcze nie wiedziałeś czego chcesz i małymi krokami starałeś się dojść do tego, co motywowało Cię do pójścia dalej?

Niechęć do miałkiego życia. Gdybym miał żyć tak, jak większość osób, które spotkałem w życiu to palnąłbym sobie w łeb.

20. Ile czasu dziennie pracujesz?

Różnie, ale na pewno mniej, niż osiem godzin dziennie.

21. Jak poradziłeś sobie z tym, że Ty chcesz robić swoje, a rodzice chcą żebyś robił coś zgodnego z ich światopoglądem. Jak uwolniłeś się od poczucia ze jesteś im coś winien?

Kiedyś w wiadomościach widziałem krótki materiał, który zrobił na mnie duże wrażenie. Pokazali tam kilkuosobową rodzinę żyjącą na Syberii. Totalne zadupie. Mieszkały tam też dwie młode dziewczyny i reporterka pyta:

– Tutaj dookoła nikt nie mieszka. Nie wolałybyście mieszkać w mieście?
– Wolałybyśmy – mówią – ale nie po to nasz dziadek umierał za tą ziemię, żebyśmy miały ją tak zostawić.

Cóż, były idiotkami. Nie chwytały, że każdy podejmuje decyzję dla siebie i wyłącznie za siebie, a nie za przyszłe pokolenia. Sam fakt, że ktoś za nią dużo poświęcił nie sprawia, że ta decyzja staje się lepsza i gdybym sam miał dzieci to chciałbym, żeby popełniały własne błędy i odnosiły własne sukcesy, a nie żyły moimi.

Rodzina jest po to, żeby dawać energię, a nie blokować. To, że ktoś chce dla ciebie dobrze nie znaczy, że WIE co jest dla ciebie dobre. To zawsze trzeba mieć na uwadze.

22. Dlaczego (nie) planujesz/planowałeś kiedykolwiek rozwijać siebie/swojej kariery na stałe za granicą?

Mam zupełnie inne spojrzenie na ten temat, bo nigdy nie interesowała mnie praca na etacie i zapuszczenie korzeni w jednym miejscu. W moim przypadku jest to pytanie o budowę sieci dystrybucji i o to, gdzie chcę, żeby ludzie czytali moje książki i kupowali moje produkty, a moim celem jest posiadanie międzynarodowego zasięgu. Żeby to osiągnąć nie muszę mieszkać na stałe za granicą.

23. Dążysz do popularności na skalę światową?

Do zasięgu tak, do popularności nie do końca. Mam dużego bloga i sporo osiągnąłem, ale wciąż jestem względnie anonimowy i mi to odpowiada, bo jak kilka razy zostałem rozpoznany na ulicy to było to dla mnie dziwne doświadczenie. To rodzi dużą presję, bo każda spotykana osoba ma w głowie jakiś mój wizerunek i oczekiwania, a ja nie jestem małpką w cyrku, żeby spełniać czyjeś oczekiwania, bo powinienem być przystojniejszy, brzydszy, wyższy, niższy, bardziej dowcipny lub bardziej poważny. Wolałbym, żeby ktoś najpierw mnie poznawał, a następnie dowiadywał się co robię. Jak wyjdzie to w praktyce? Nie ma pojęcia.

24. Jakich pięć rzeczy każdy powinien, Twoim zdaniem, spróbować w swoim życiu?

1. Zakochać się. Całkowicie szczerze, głupio i nielogicznie.

2. Zostać ojcem/matką. Ja nim nie jestem, ale wierzę w to, że nadaje to życiu zupełnie inny wymiar.

3. Porządnie się skurwić i sięgnąć w pewnym sensie dna, żeby wyleczyć się ze szczeniackiego moralizatorstwa, oceniania innych ludzi i poczucia nieuzasadnionej lepszości.

4. Zacząć żyć według szczerego przekonania: „Mam w dupie wasze oczekiwania”, bo inaczej nie da się rozwinąć skrzydeł.

5. Osiągnąć finansowy sukces, bo to jest najlepszy lek na większość nieskutecznych przekonań jakie się ma. Najwięcej zakompleksionych, zawistnych i wewnętrznie skrzywionych osób spotkałem wśród ludzi, którzy tego sukcesu nie osiągnęli. I nie mam nic przeciwko osobom, które mówią, że pieniądze szczęścia nie dają, pod warunkiem, że je mają, a mimo to wybrali skromne życie albo inne wartości. Tylko że większość osób tego nie wybiera, tylko jest do tego zmuszona i próbuje siebie przekonać, że to jest lepsze. To jak mówienie, że modelki są głupie, chociaż z żadną się nie było dłużej, niż na czas kontaktu wzrokowego. Żeby z czegoś zrezygnować, najpierw trzeba to mieć.

25. Jak godzisz życie prywatne, pracę, rozwój i sport?

U mnie nie ma tego podziału. Nie mam pracy, w której muszę się pojawiać ani projektów, które muszę zrealizować. Mam bardzo dużo wolności, bo nie pracuję na etacie. Nie muszę zakładać różnych masek w różnych okolicznościach. Głupio mi doradzać komuś, kto musi to robić i wierzę, że nie jest to takie proste.

26. Co jest twoim zdaniem najważniejsze by odnieść sukces w jakiejś dziedzinie?

Wytrwałość, uczenie się na błędach i robienie rzeczy, na których korzystają również inni.

27. Gdybyś miał wpływ na jeden aspekt swojego wychowania, to czy byś cokolwiek zmienił, a jeśli tak, to co i dlaczego?

Moi rodzice nie przewidzieli czegoś takiego, jak proces nauki. Jeśli więc np. miałem wbić gwóźdź to mówili: „Nie umiesz to nie rusz”, nie widząc, że jak mam to umieć, skoro nie mam, kiedy się tego nauczyć. Gdybym mógł więc coś zmienić to właśnie akceptację tego, że robienie czegokolwiek to proces przechodzenia od błędów do sukcesów. Inna sprawa, że oceniając rodziców z perspektywy czasu, trafiłem na tyle dobrze, że to co napisałem wyżej to zwykłe czepialstwo.

28. Gdzie widzisz się za 10 lat?

Dobre pytanie. Jeśli chodzi o blogowanie to w dużej mierze doszedłem do ściany. Bloga mogę jeszcze podwoić lub potroić sięgając do liczby 300 000 czytelników miesięcznie, może nawet do pół miliona, ale nie sądzę, żeby to była duża jakościowa różnica w stosunku do obecnej sytuacji. Chcę jeszcze usprawnić proces blogowania, napisać dwie książki oraz dopracować biznesową część prowadzenia wydawnictwa, bo mam świadomość, że zostało tutaj jeszcze wiele do zrobienia.

Nie zdradzę w tej chwili szczegółów, ale zamierzam rozwijać portfel własnych marek związanych z Volantification i całkowicie od niego niezależnych.

Z pewnością będę chciał zająć się też bardziej praktyczną pomocą w realizacji przez czytelników ich celów. Od kilku lat marzy mi się rozwinięcie działalności edukacyjnej oraz zostanie utworzenie funduszu venture capital oraz stworzenie zespołu pozwalającego na akcelerację biznesów innych osób i ich umiędzynarodowienie.

Inaczej mówiąc, za 10 lat widzę się jako właściciela międzynarodowych marek, ze szczęśliwą rodziną, domem we Włoszech i lambo w garażu.

29. Jak wyobrażasz sobie siebie w wieku 80 lat?

Od piętnastu lat w trumnie.

30. Co zrobiłbyś, gdyby to był ostatni dzień Twojego życia?

Otworzyłbym pustą stronę w Wordzie i napisałbym wszystko, czego do tej pory nie napisałem.

Zobacz pozostałe części cyklu:

Wirtualne uzależnienia, podróże i osoby, których nie lubię. Pytania do Volanta cz. 1

Dlaczego w Polsce trzeba jeździć Porsche? Pytania do Volanta cz. 2

Rozmowy o miłości o trzeciej nad ranem. Pytania do Volanta cz. 4

Psst! Psst! Dołącz też do obserwujących bloga na facebooku lub instagramie.