Odkąd pamiętam spotykam ludzi, którzy zachowują się tak, jakby ich biografia miała przypominać wypracowanie napisane na czysto, wykaligrafowane i bez żadnego kleksa.
W swoim poszukiwaniu idealności boją się pójść w złym kierunku. Oszczędzają swoją energię na czasy, kiedy będą mieć 100% pewności, co z nią zrobić. Zachowują się tak, jakby grali ze światem w szachy, ale nigdy nie wykonywali swojego ruchu czekając na jednego genialnego szach-mata.
Zapominają o tym, że nieużywane samochody też się rozsypują. Akumulatory rozładowują się nawet kiedy się z nich nie korzysta. Niewypity i źle przechowywany szampan też może się zepsuć. A ludzie mogą mieć biografie bez kleksów, ale tylko jeśli pogodzą się z tym, że będą one nudne, jak opisy przyrody w „Nad Niemnem”.
Jakiś czas temu poczułem potrzebę podsumowania swojej działalności. Na liście znalazło się założenie trzech blogów i dwóch portali, udzielenie paru wywiadów, kilkaset napisanych tekstów i kilkudziesięciu z nich, które były wspaniałe, lot do Belgii, żeby zjeść z jedną osobą obiad i wrócić, zrobienie doktoratu, kilkadziesiąt kobiet, które w różny sposób przewinęły się przez listę kontaktów na mojej karcie SIM, kampanie, które generowały 200 000+ zł przychodu, 5 napisanych książek i dwie kolejne, które po miesiącach pracy kliknąłem prawym przyciskiem myszy i znalazłem opcję „Usuń”, kilkanaście zarwanych nocy, intensywne treningi bokserskie, a później biegowe, uczenie się, co to znaczy bliskość, miesiące kiedy przez złą organizację pracy czułem się przytłoczony, poważny wypadek samochodowy…
Można wymieniać i wymieniać, ale ważne w tym jest coś innego. Na tej liście nie widać tego, że 3/4 tych rzeczy pozostawiło na mnie zadrapania i rysy, a kilka z nich mentalnie mnie pogruchotało. Z punktu widzenia efektywności tylko 1/4 mojej aktywności nie była błędami.
Nawet przez chwilę ich nie żałowałem. Przede wszystkim dlatego, że ludzie nie powinni bać się błędów, ale stania w miejscu.
Od chwili wejścia w dorosłość życie przypomina film akcji. Jeden z tych, w których bohater słyszy za sobą kroki, a następnie w trwającej ułamki sekund szamotaninie zarzuca mu na głowę worek. Później wrzuca go na pakę białej furgonetki z plamami zardzewiałej blachy i po kilku godzinach jazdy zatrzymuje się. Czyjeś silne dłonie chwytają bohatera pod ramionami i wyrzucają na zewnątrz. Odjeżdżają i zostawiają go samego w obcym miejscu – bez telefonu, bez GPS i bez pytania o poradę publiczności.
To jest metafora mojego życia, twojego i każdego innego. Nigdy nie dostajesz w nim plecaka z lembasami i mapy z drogą zaznaczoną czerwonym mazakiem. Tę mapę musisz sobie narysować i nie narysujesz jej, jeśli będziesz stać w miejscu. Nie musisz wiedzieć dokąd iść. Ważne, żeby iść. Tylko w ten sposób będziesz wiedział gdzie są góry, strumienie i bagna. Jeśli pójdziesz w złym kierunku to nic się nie stanie – zawrócisz i znajdziesz inną drogę.
Jedną z najcenniejszych rzeczy jakich się nauczyłem jest to, że nie ma błędnych decyzji. Są tylko informacje zwrotne.
To że ktoś lub coś daje ci tak mocnego kopniaka, że boisz się, że dolecisz na Księżyc to nie jest tragedia. Prawdziwą tragedią jest bycie człowiekiem, który przesiedział swoje życie, bo zawsze potrafił znaleźć powody, dla których nie warto wstawać. Nikt nie rodzi się z sześciopakiem na brzuchu, wiedzą czego chce, wyrafinowanym gustem i umiejętnością życia z kimś, żeby się wzajemnie nie pozagryzać. To kwestia ciągłego próbowania i odkrywania tego, co działa.
Każdy dzień minie i to bez względu na to, czy wypełnisz go trocinami, pracą czy łapiąc się na myśleniu: „Ten moment chcę zapamiętać”. Czy zardzewiejesz, czy się zużyjesz i tak skończysz w tym samym miejscu. Jednak tylko w przypadku zużywania się będziesz wiedzieć po co to było. Nie będzie towarzyszyło ci przykre poczucie bezsensowności istnienia, bo kiedy tylko spojrzysz przez swoje lewe ramię to zobaczysz coś więcej, niż pasmo takich samych dni.
W ostateczności sukcesem nie jest to, że uniknęło się porażek, ale osiągnięcia. Nie liczy się to, ile masz na sobie blizn, ale to, co dzięki nim wypracowałeś. Wartość człowieka wynika nie z braku ciemnych stron w swojej biografii, ale ze stron, z których bije światło.
Strach nie da ci willi na Lazurowym Wybrzeżu. Wątpliwości nie sprawią, że zakocha się w tobie długonoga dziewczyna pachnąca słońcem. Stagnacja nie pozwoli ci na oddychanie pełną piersią.
Próbuj. Wyciągaj wnioski. Stwórz własnego boga, własną filozofię i własne oczekiwania wobec siebie. Korzystaj z całej palety barw, a nie tylko z odcieni szarości. Naucz się, że to chwile, kiedy serce ze strachu tłukło ci się w piersi, najczęściej będą tymi, które pchną cię na nowe tory. Kiedy się przewrócisz, wstawaj, otrzepuj kolana i znów próbuj. Odpoczywaj, ale nie daj sobie wmówić, że unikanie porażek to, to samo, co odnoszenie sukcesów.
Albo tego nie rób.
To twój wybór.
Tylko pamiętaj – za brak udziału w zawodach nie dostaje się medali. Nawet tych pocieszenia.