Dorastając uczymy się różnych rzeczy – wiązania butów, dodawania, interpretacji wierszy, otwierania piwa zapalniczką, ale niestety, nie uczymy się życia na miarę własnych oczekiwań. Na początku nie zależy to od nas i ciężko się za to obwiniać, ale później każda wymówka zaczyna brzmieć trochę głupio. Traktujemy swoje własne życie jakbyśmy byli tylko dodatkiem do świata, a nie jego najważniejszym elementem. Idziemy przez nie jak z ogromnym workiem, łapiąc po drodze wszystkie sytuacje, doświadczenia i ludzi, którzy spadli nam z nieba, albo leżą gdzieś na poboczu, zamiast iść tam gdzie chcemy, ściągając z półki to co chcemy. Żeby to zrobić trzeba mięć wizję. Ale sama wizja nie wystarczy.

Często zmianę naszego życia zaczyna się od zmiany wyglądu naszego ciała. Postanawiamy zadbać o zdrowie fizyczne, bo podświadomie czujemy, że to fundament, który pociągnie za sobą resztę. Tworzymy cudowny plan chodzenia na siłownię, trzymania diety, ograniczenia używek. Napawamy się wyimaginowanym obrazem nowego ja, chodzimy dumni i podekscytowani na samą myśl co to będzie, gdy już osiągniemy to co zaplanowaliśmy. Jednak to się wciąż nie udaje. Bardzo chcemy, ale nic z tego. Różowe okulary spadają i stajemy nadzy przed lustrem, nie mogący oszukać rzeczywistości. Dlaczego tak się dzieję? Czemu małe kotki i szczeniaczki są smutne? Co zrobić by się w końcu udało? Możliwe, że niewiele się da, ale proponuję przejrzeć poniższe podpunkty.

1. Przestań oglądać filmiki motywacyjne

Historia amerykańskiego murzyna, który opowiada jak to na wszystko trzeba ciężko zapracować, jest bardzo motywująca, ale tylko na chwilę. Oglądając takie klipy jesteśmy na motywacyjnym haju, a haj ma to do siebie, że szybko mija i jest zjazd. Mniej więcej wtedy, gdy okazuje się, że musimy obrać worek ziemniaków na obiad. Choćbyśmy obejrzeli 1000 filmów, będziemy naładowani energią tylko podczas dostarczania narkotycznego przekazu, a po jego wyłączeniu wszystko zapomnimy szybciej, niż metodę całkowania przez części.

2. Nie czekaj na innych

Nie masz z kim iść na siłownię? To zajebiście! Zazwyczaj jest tak, że osoba, która miała być twoim partnerem do treningu, staje się twoim wrogiem. Ciężko się skupić, gdy trzeba z kimś rozmawiać, czekać, zastanawiać, czy zostawić te 100kg na sztandze, czy może się udusi? To nie jest sport grupowy, a pomoc przy asekuracji zawsze się na sali znajdzie. (Ale jeśli masz super partnera, to go nie wyrzucaj).

3. Traktuj trening poważnie

Jeden z psychologów sportu został zapytany, czy podczas treningu można się czasem pobawić, wygłupiać, świrować? Odpowiedź brzmiała: Nie. Żeby robić coś dobrze, trzeba się do tego przyłożyć i robić to profesjonalnie. Prawda jest taka, że trening to nie jest czysta przyjemność, a bardziej ciężka praca, której zapłatą jesteś ty sam, po gruntownym liftingu. Podczas ćwiczeń tworzy się tzw. pamięć mięśniowa, która odpowiada za to jak wykonujemy ruch, gdy przyjdzie nam do sytuacji krytycznej, czyli wtedy, gdy wykonujemy powtórzenie z masą bliską naszej chwilowej wydolności maksymalnej, kiedy w organizmie włączają się mechanizmy obronne i podświadomość. Realizując wszystko zawsze w 100% prawidłowo, organizm nie będzie znał innej metody wykonania ruchu, niż ta poprawna, co przełoży się na dalsze wyniki. Na zabawę jest czas kiedy indziej, np. podczas gry w Twistera ze studentkami z mieszkania naprzeciwko.

4. Ćwicz prawidłowo

Przychodzenie na siłownię bez kompletnie żadnego planu nie ma większego sensu. Można stracić półtorej godziny i do tego nabawić się poważnej kontuzji. Latanie po wszystkich maszynach i wykonywanie tysiąca serii po milion powtórzeń z minimalnym obciążeniem może przyciągnąć jedynie litościwe spojrzenia innych ćwiczących. Każdy kiedyś zaczynał i był zielony, ale to nie znaczy, że nie można od początku przygotować się prawidłowo. Ćwiczyć z trenerem personalnym, podpytywać bardziej doświadczone osoby, dowiedzieć się, które ćwiczenia są najbardziej efektywne, a które są szkodliwe i mogą powodować nieprzyjemne następstwa, jeśli nie od razu, to w dłuższej perspektywie czasu. Najszybsze efekty są na początku, więc warto ten czas wykorzystać w jak najlepszy sposób, a gdy zobaczymy pierwsze rezultaty, będziemy chcieli więcej i lepiej.

5. Dieta to prawie wszystko

Święty Graal wśród wszystkich trenujących. Utarło się, że dieta to przede wszystkim obcięcie kalorii do ekstremalnych ilości i głodzenie się. A przecież „dieta” to ze starogreckiego „styl życia”. Prawda jest taka, że można mieszkać na siłowni, ale jeśli nie zadba się o prawidłową dietę, to efekty będą mierne. Prawidłową, czyli podaż białek, węglowodanów i tłuszczy na odpowiednim poziomie. Jest to dosyć trudne, czasochłonne, a do tego trzeba wyciąć z menu słodycze i inne śmieci, ograniczyć alkohol do niezbędnego minimum i jeść regularnie o stałych porach. Oczywiście są tacy którzy twierdzą, że to jest niepotrzebne, wystarczy odżywiać się w miarę zdrowo i nie popadać w paranoję, ale ja jestem zdania, że półśrodki nigdy nie dadzą piorunujących efektów, a raczej tego na końcu się oczekuje.

6. Prawdziwa motywacja

Motywacja, jeśli istnieje, to bardziej szkodzi niż pomaga. To smutne uzależniać od niej to, czy coś robimy, czy nie, a często daje nam powód do kolejnych wymówek. Uważam, że powinno się działać przede wszystkim wtedy, gdy nam się nie chce, bo ten stan szybko mija, a uczy dobrych nawyków i powoduje, że gdy już chęć do działania wróci, to będziemy w stanie wynieść wszystko na zupełnie inny poziom. Takie podejście siedzi w nas głębiej i dlatego, prawie żadne czynniki zewnętrzne nie są w stanie tego zakłócić. To powoduje, że stajemy się niezależni w działaniu i gdy już postanowimy coś osiągnąć, to po prostu zaczynamy to robić.

*   *   *

To nie jest tak, że rodzimy się tylko raz. Za pierwszym nie wiemy co się dzieje i jedyne co potrafimy to płakać, a jeśli akurat nie płaczemy, to znaczy, że nasraliśmy w pieluchę. Nie mamy wtedy kontroli nad własnym życiem i jest to przypadek w jakiej rodzinie się znajdziemy i jak potoczy się nasze wychowanie. Lecz z czasem to się zaczyna zmieniać i dostajemy szansę. I to nie jedną, a całą masę. Świadomie lub mniej rodzimy się w życiu kilka razy. Jedną z takich chwil, poczęciem nowego ja, jest decyzja włączenia treningów jako stałego elementu naszej codzienności. I trzeba zaakceptować, że na początku, jak zwykle, nie ma się nic. Rozpoczynając trening pierwszy raz jesteśmy białą kartą. Stojąc na sali nie jest ważne to, że w szafce zostawiło się klucze do sportowego auta, wypchany portfel i drogi, idealnie skrojony garnitur. Tam wszyscy jesteśmy tacy sami. Nadzy, z lękami, które nas dręczą, z ograniczeniami, które nas hamują. Jesteśmy zdani na moc własnego potencjału i na to, jak ciężko będziemy pracować. I jak długo. Człowiek rodzi się dziewięć miesięcy i nie jest to przypadek.

Największym problemem ludzi jest uświadomienie sobie tego, że trening kiedyś się zaczyna, ale nigdy się nie kończy. Nie trenuje się sezonowo, przed sylwestrem, przed majówką, przed wyjazdem all inclusive do Egiptu. Nie ma magicznych sposobów i cudownych diet. Nie ma dróg na skróty. Żeby mieć oczekiwane rezultaty, trzeba to po prostu traktować priorytetowo.

Chyba, że ktoś ma to w dupie. Wtedy ma spokój.


Autorem tekstu jest mój przyjaciel Łukasz, który w zeszłym roku napisał Dlaczego kobiety powinny uprawiać sport?

Psst! Psst! Dołącz też do obserwujących bloga na facebooku lub instagramie.