Bill Gates medytuje godzinę dziennie. Jeff Bezos utrzymuje work-life balance. Inny CEO sugeruje czytanie przynajmniej jednej książki tygodniowo, a ja pytam: „I co z tego?”.
Takie rady – obowiązkowo z komentarzem, że to klucz do produktywności i osiągnięć – regularnie wyciekają z mediów, a głosy z komentujących wołają, że to święta prawda. Generalnie nie ma w tym nic złego. Sam należę do osób, które chętnie korzystają z czyjegoś doświadczenia. Tylko widzisz, korzystanie z doświadczenia nie oznacza ślepego naśladownictwa, ale umiejętne wyłapywanie przydatnych strategii w zależności od poziomu, na jakim aktualnie się jest.
Przede wszystkim dlatego, że każda kariera składa się z kilku etapów.
Pierwsze kroki stawiasz mając pryszcze. To wiek, kiedy podróż starym pociągiem z przedziałami traktujesz jak przygodę. Truskawkowe błyszczyki do ust smakują truskawkami, a nie tandetą. Wiesz, że chcesz dokonać czegoś wielkiego, ale nie masz pojęcia, co to miałoby być. Jesteś jak głodny wilk, a głodne wilki nie chodzą trzy razy w tygodniu na jogę. Chcą udanego polowania.
Swojej drogi szukasz po omacku, a kiedy ją znajdujesz, to zachowujesz się jak neandertalczyk z maczugą. Średnio interesują cię ustalone przez innych zasady. Zamiast tego tworzysz własne. Rozbijasz w puch dawne systemy i budujesz własne. To właśnie zrobili różnego rodzaju Bezosy i Jobsy. Co ciekawe, firmy tracą swoją przewagę w charakterystyczny sposób – stają się wyrafinowane i przestają robić rzeczy proste i dostępne, które stają się furtkami dla neandertalczyków. Następnie są przez nich monopolizowane, a w końcu neandertalczycy opanowują kolejne nisze.
Wtedy obrasta się w piórka. Proces kumulowania majątku gwałtownie przyspiesza i problemem nie jest już, jak coś zdobyć, ale jak to utrzymać. Wtedy rozpoczyna się lokować swoje pieniądze w nieruchomościach, akcjach albo obrazach Rembrandta. Dlaczego akurat w sztuce? Powód jest prosty, chociaż nieoczywisty – bo pieniądze mogą stracić swoją wartość bardzo łatwo. Wystarczy do tego hiperinflacja, kryzys gospodarczy albo konflikt zbrojny. Jednak Rembrandt zawsze pozostanie Rembrandtem.
W końcu jesteś na etapie, kiedy siedzisz sobie ze swoimi osiągnięciami na koncie i zabezpieczonym majątkiem. Już nic nie musisz, ale możesz jeśli zechcesz, więc opowiadasz o tym, że medytowanie zmieniło twoje życie.
Nie chcę wyjść na kogoś, kto gardzi autorytetami. Inspiracje są świetne! Po prostu warto zrozumieć, że rady udzielane na każdym z tych etapów są zupełnie różne. Jeśli chcesz wywalczyć sobie jakieś terytorium, to średnio przyda ci się słuchanie rad od osób, które już zapomniały jak to się robi, podobnie jak niewiele ci pomoże szukanie sposobów na optymalizację biznesu u żółtodziobów, którzy jeszcze nie mają wystarczająco szerokiego strumienia dochodów. To trochę jak z udziałem w triathlonie. Nie wygrasz w nim jeśli zastosujesz rady dotyczące jazdy rowerem na etapie, kiedy musisz pływać, ani stosując rady dotyczące pływania podczas trzykilometrowego biegu.
Jeśli więc słuchasz z wypiekami na twarzy, co na co dzień robi CEO globalnej firmy, chociaż sam dopiero startujesz, to mam nie najlepszą wiadomość – do niczego ci się to nie przyda. Dlaczego? Bo chociaż takie rady dobrze się klikają, to mówią tylko o tym, co robią osoby, które już wykroiły swój kawał tortu, ale nie mówią nic o tym, jak tego dokonać.
Co zrobić w twojej sytuacji? Tego ci nie powiem, ale dam ci jedną wskazówkę – znajdź ludzi, którzy byli tam gdzie jesteś, a są tam gdzie chcesz być, a następnie idź po ich śladach.
Nie zaczynaj od końca. Nie startuj zachowując się jak pięćdziesięciolatek z wielomilionowym majątkiem i dwoma rozwodami na koncie. Najpierw złap maczugę i wywalcz dla siebie miejsce.
Na jogę zostanie ci jeszcze wiele czasu.