Jak chcesz mieć męża generała, to wyjdź za mąż za porucznika

utworzone przez | 5 Komentarze

Moja znajoma zachowuje się jak fanka „Niesamowitego przypadku Benjamina Buttona”.

Jeśli jakimś cudem zdarzyło ci się przeżyć ostatnie kilkanaście lat w dziczy, to jest to ten film, w którym Brad Pitt rodzi się jako staruszek, a następnie przeżywa swoje życie od końca.

Ona chciała zrobić podobnie, ale oczekiwała tego od swojego związku.

Na przykład kiedyś spotykała się przez chwilę z facetem, do którego właściwie nie dało się przyczepić. Była w nim odpowiednia mieszanka czułości i zdecydowania. Czuła się przy nim bezpiecznie. Fajnie spędzali czas, ale zawodowo jeszcze się nie rozwinął. Był sumienny i ambitny, ale wahał się w jakim kierunku dokładnie pójść, więc póki co, zdobywał doświadczenie. Ona go skreśliła, bo nie chciała wierzyć w jego potencjał.

Innym razem była w krótkim związku z mężczyzną, ale zauważała, że mają inne nawyki albo że co innego jest dla nich ważne. Są pary, dla których takie różnice to powód do okopywania się po dwóch różnych stronach i rozpoczynania wojny pozycyjnej, w której amunicją są ciche dni, lodowate spojrzenia i pasywno-agresywne uwagi. To jednak nie był ten przypadek. On postrzegał te różnice jako coś negocjowalnego i mówił: „Spoko, nie zgadzamy się, ale możemy wymyślić rozwiązanie”. Tylko że dla niej było to dowodem braku dopasowania. Dlaczego? Bo wierzyła w mit, że kiedy ktoś do ciebie pasuje, to nie musicie już nic ustalać.

W tym zawierało się źródło jej problemów. Chciała spotkać kogoś, z kim nie będzie musiała się dogadywać, docierać, rozwiązywać konfliktów i starać o lepsze jutro. Dzień po dniu liczyła na to, że pewnego dnia spotka tego jednego faceta, z którym od razu będzie mieć perfekcyjne życie.

Prawdę mówiąc, takie oczekiwania zdarzają się coraz częściej u obu płci. Patrzymy na naprawdę udane, szczęśliwe, wieloletnie związki. Widzimy, że on ma już może włosy nieco poprzetykane siwizną, a jej skóra ma może nieco mniej kolagenu, ale wciąż wyglądają świetnie. Mają komfortowe mieszkanie, nowy samochód, dobrze wychowane dziecko i jeżdżą na wakacje tyle razy w roku, ile zechcą. Najlepsze jest jednak to, że wciąż patrzą na siebie i uśmiechają się z czułością. Obserwujemy takie obrazki, a później mówimy: „Chcę tego samego”, licząc na to, że stanie się to z automatu.

Problem w tym, że kiedy porozmawiasz z tymi ludźmi, to powiedzą ci, że teraz jest fajnie, ale, że dojście do tego to był proces. Usłyszysz, że nie zawsze to tak wyglądało, bo kiedyś też mieli kryzysy – tak związkowe, jak i życiowe. Opowiedzą ci, że był czas kiedy bali się otwierać nawet rachunku za prąd. Że jak założyli firmę to znajdowała się w ich kawalerce – magazyn był w kuchni, a studio nagraniowe w kuchni. Że wakacje spędzali na Costa del Balkon, a nie na Malediwach. Jedyne co mieli, to swoją bliskość i wiarę w to, że resztę zdobędą z czasem.

To właśnie jest kluczowe, bo związek i wspólne życie zawsze trzeba zbudować cegiełka po cegiełce. Liczenie na to, że po prostu przyjdziesz na gotowe to jak chcieć rozpocząć czytanie książki od epilogu, studia od zrobienia sobie zdjęcia z obronioną pracą magisterską i karierę od dyrektorskiego stanowiska.

To się nie zdarzy. Wiesz dlaczego? Bo wchodzimy w związki kiedy jeszcze próbujemy sami rozwikłać wiele spraw. Jeszcze nie do końca wiemy kim jesteśmy, kim chcemy być i jak chcemy żyć. Nie wszystko umiemy. Chodzimy po omacku i nie raz się potykamy. Jesteśmy na początku naszych dróg, ale przed nami jest więcej kroków, niż za nami.

Jedyne co w tych warunkach musisz zrobić, to spotkać osobę, która jest stabilna emocjonalnie, chce ciebie i chce pracować nad związkiem, a wasze aspiracje nie są ze sobą sprzeczne. Tyle. Resztę musicie już wypracować sami. Szybciej, wolniej, czasem z potknięciami, ale robiąc to wspólnie.

Zacząć od wynajętego mieszkanka, a po latach dziwić się, jak w ogóle tam się mieściliście.

Cieszyć się ze wspólnych weekendów u siebie w mieście, zanim będziecie mieć pieniądze na pięciogwiazdkowe hotele za granicą.

Poznawać swoje życiowe aspiracje i świętować za każdym razem kiedy któreś z was osiąga swój cel, bo to w jakimś stopniu już wasz wspólny cel.

Poznać tę kobietę, wierząc że będzie najlepszym, co może cię spotkać. Wziąć tego tytułowego porucznika i wspierać go, żeby został kiedyś generałem.

Robić wspólnie te drobne postępy, które może nie wyglądają spektakularnie na instagramie, ale z których składa się nasza codzienność.

To jest wyzwanie, ale to też daje wam szansę, żeby zawsze kiedy spojrzycie wstecz mówić z miłością: „Patrz, ile wspólnie osiągnęliśmy!”.

Jeśli będziesz mieć szczęście, to zauważysz wtedy, że nie chodziło tu o miejsce, do którego dotarliście, ale o to, że szliście tam razem.

Psst! Psst! Dołącz też do obserwujących bloga na facebooku lub instagramie.

Kup moje najnowsze dzieło

„Kocham się” to workbook pełen wiedzy i ćwiczeń, dzięki którym poprawisz poczucie własnej wartości i zaczniesz wykorzystywać swój potencjał!

Zebrałem tu metody, dzięki którym:

  • usuniesz swoje wewnętrzne blokady
  • poprawisz swoją samoocenę
  • przestaniesz się bać pokazywać swoje „prawdziwe ja”
  • zaczniesz nadawać priorytet samemu/samej sobie
  • będziesz mieć szczęśliwsze życie

Pracy nad własną samooceną nie warto odkładać na później, więc kup „Kocham się” już dziś!

Subscribe
Powiadom o
guest

5 komentarzy
najstarszy
najnowszy
Inline Feedbacks
View all comments