Koniec roku przebiega pod znakiem świąt, opychania się schabem ze śliwką i napływem fali nienawiści do Wham! i piosenki „Last Christmas”.

Przy okazji to także okres podsumowań swoich wyborów, na część których prawdopodobnie chcielibyśmy zrzucić bombę i zrobić z nimi to, co „Little Boy” zrobił z Hiroszimą. Jeszcze pół biedy jak zamiast wyciągnąć z tych błędów wnioski i iść dalej, rozbija się je na nanofragmenty i pluje sobie w brodę. Znacznie gorzej jak ktoś życzliwy wyciąga te historie przy świątecznym stole, dopytując z wyższością o to, czy warto było rzucać kolejne studia, zakładać firmę albo być z kimś, kto do „bycia” jeszcze nie dorósł. Oczywiście mówiąc to życzliwie, ale jednocześnie wmawiając, że błędy są czymś więcej, niż efektem ubocznym tego, że w ogóle się żyje.

Warto wtedy pamiętać o jednym – jasne, najlepiej byłoby urodzić się wróżką z tęczowymi skrzydełkami i się nie mylić, ale też długoterminowo lepiej walczyć o swoje szczęście i popełniać błędy, niż unikać pomyłek, ale latami stać w tym samym miejscu. Zwłaszcza jeśli to miejsce w skali od 1 do 10, to dla niektórych tylko 1, ale dla innych mocne 2.

*

Wyobraź sobie, że jesteś uczestnikiem sceny z filmu akcji. Ktoś zarzuca ci na głowę worek i wrzuca na pakę furgonetki, której nie musisz widzieć, żeby wiedzieć, że jest biała i zardzewiała. Krążycie w różnych kierunkach przez wiele godzin. W końcu zostajesz wyrzucony gdzieś na polanie. Dookoła jest las. GPS nie działa. Nie możesz zadzwonić do przyjaciela. Nie ma publiczności, którą możesz poprosić o pomoc, a nie wiesz, która droga jest tą właściwą. Otaczają cię same znaki zapytania.

To właśnie sytuacja w jakiej znajdujemy się:
– wchodząc w dorosłość
– kończąc wieloletni związek
– albo rozpoczynając nową karierę zawodową.
Możesz wtedy robić tylko dwie rzeczy: tworzyć „mapę lasu” albo się bać i czekać.

Ludzie, którzy opracowują mapę, często się mylą, ale powoli oswajają całe otoczenie. Z każdym kolejnym wyborem poruszają się sprawniej, a w końcu zaczynają sprawiać wrażenie ludzi, którzy wyrzuceni na bezludną wyspę z zapałkami i scyzorykiem, bez problemu sobie poradzą, napiszą o tym książkę, a później sprzedadzą do niej prawa wytwórni z Hollywood i do końca życia będą mogli sączyć drinki z palemkami.

Ci, którzy czekają, zamiast doświadczenia zbierają 1001 sposobów na unikanie odpowiedzialności, przez co niczego się nie uczą, niczego nie oswajają, a każda kolejna skomplikowana sytuacja przeraża ich równie mocno. To pewnie o nich Małgorzata Halber napisałaby – „Poboisz się, poboisz i umrzesz i tyle będziesz mieć z tego życia.”

I jasne, krótkoterminowo wychodzą na tym lepiej – nie męczą się, nie ryzykują, nie zderzają swojej samooceny z rzeczywistością. W bezpiecznych, kontrolowanych warunkach zgrywają mistrzów świata, którzy nigdy nie ruszają się z kanapy, ale gdyby to zrobili, to świat klęknąłby przed nimi w niemym zachwycie.

Jednak w długiej perspektywie okazuje się, że ich brakowi błędów towarzyszy też brak celnych trafień. Wiesz dlaczego? Bo nad złymi decyzjami można pracować, zmieniać je, wyciągać z nich wnioski, przepracowywać je i znajdować ich nieoczekiwane korzyści. Unikanie błędów to nic innego jak wciskanie pauzy, które nie jest bolesne, ale drenuje twoje życie z czasu, młodości i szans. Nie łapie się rzeczywistości za grzywę i nie wskakuje na jej grzbiet. Po prostu leży się gdzieś obok z wyrzutami sumienia, że powinno się robić coś fantastycznego, a tymczasem je się pizzę i zapija ją zgrzewką Lecha.

Do takich osób dopiero po latach dociera, że przez cały czas marzyli o żyłach wypełnionych ekstraktem skondensowanych emocji, a uzbierali jedynie bylejakość, trochę nic nie znaczących rozmów i pokaźną ilość jeszcze mniej znaczących przedmiotów.

*

Próba życia tak, żeby się nie mylić to pomysł, który świetnie sprawdza się w teorii i wyłącznie w teorii. We wszystkich innych przypadkach lepiej dbać o to, żeby życie było kształcące, wypełnione wartościowymi przeżyciami i prowadziło w dobrym kierunku. Niekoniecznie musi być bez skazy. 

Właśnie dlatego warto się nauczyć, że jeśli pracując nad sobą i dążąc do szczęścia, od czasu do czasu wjedziesz w jakąś dziurę, to jeszcze nie powód żeby dać się wpędzać w poczucie żalu.

Jeśli nie zamierzasz w tej dziurze się zadomawiać, to jakie to ma znaczenie?

Psst! Psst! Dołącz też do obserwujących bloga na facebooku lub instagramie.