Mój bliski znajomy ze studiów, Radek, był bardzo zdolny i szalenie ambitny. Miał średnią 4,8, przepisy prawa cywilnego w jednym palcu i możliwość wczesnego rozpoczęcia błyskotliwej kariery w międzynarodowej korporacji.
Na trzecim roku wygrał prestiżowy konkurs i odbył praktyki w szklanym wieżowcu wśród stażystek w wyszczuplających ołówkowych spódnicach.
Na czwartym roku zaczął się spotykać z jedną dziewczyną. Charakteryzowały ją przenikliwe niebieskie oczy, włosy do ramion i niechęć do eksponowania swojego obiektywnie atrakcyjnego ciała.
Radek zakochał się jak szczeniak i wszystko byłoby w porządku gdyby nie to, że w czerwcu dostał propozycję odbycia półrocznego płatnego stażu w londyńskim oddziale firmy, w której miał praktyki. Nie wiedział co zrobić. Z jednej strony kusiła go kariera, a z drugiej dziewczyna. Niby go kochała, ale nie była zachwycona pomysłem rozłąki. Wprost powiedziała mu, że to nie zadziała i postawiła go przed wyborem: „Ja czy kariera?”. Radek nie chciał rezygnować z żadnej opcji, więc przyszedł do mnie z czterema Lechami w siatce i ponurą miną.
– Michał, co byś wybrał na moim miejscu? – zapytał.
Zacząłem się zastanawiać. Czy żeby z kimś być rzuciłbym swoje plany? Czy postawiłbym kogoś wyżej od swoich celów i lat pracy w kierunku, w którym zmierzam? Czy byłbym zadowolony gdybym wybrał dziewczynę zamiast kariery?
Za każdym razem wychodziło mi z tego, że nie.
Nie dlatego, że związki się rozpadają i nic tego nie powstrzyma. Również nie dlatego, że ona jak kocha to poczeka, a tym bardziej nie dlatego, że tego kwiatu jest pół światu, bo każdy ma, miał lub będzie miał jedną osobę, z którą wolałby być bardziej, niż ze wszystkimi innymi.
Wiecie dlaczego bym tego nie zrobił? Dlatego, że to by mnie zniszczyło psychicznie. Od siedmiu lat zmierzam w jednym kierunku. Wiem co będę robił, za rok, dwa i trzy lata i wiem też, że będę z roku na rok zarabiał znacznie więcej. Nawet nie chodzi o pieniądze, ale o to, że z każdym kolejnym miesiącem żyłbym bardziej w taki sposób, w jaki chciałem. Mógłbym z tego zrezygnować, tak samo jak mógłby z tego zrezygnować Radek, który przygotowywał się do tej kariery latami ślęcząc nad podręcznikami. Problem w tym, że wątpię w to, że z taką decyzją byłby szczęśliwy.
Przez następne pół roku zamiast robić ważne dla siebie rzeczy, siedziałby z resztą studentów ucząc się do egzaminu z prawa handlowego. Zamiast latać samolotem jeździłby komunikacją miejską. Zamiast mieć porządną pracę już w czasie studiów, zastanawiałby się skąd będzie miał pieniądze w czasie aplikacji i czy nie będzie musiał żyć na łasce rodziców. Prawdopodobnie musiałby też na stałe obniżyć sobie poprzeczkę, a gdzieś z tyłu głowy zawsze miałby wizję swojego równoległego życia, w którym podjął inną decyzję.
Byłby jak zawodnik MMA z szansami na mistrzostwo i olbrzymim talentem, który przestał trenować, bo jego żona płakała, że może zginąć na macie. Dzięki temu teraz żuje pracując w warsztacie samochodowym, umazany robieniem przeglądów samochodów, których to on powinien być właścicielem.
Najsmutniejsze jest w tym to, że ona i tak nie doceniłaby zmiany jego planów. Nie dlatego, że by nie chciała tego zrobić. Przez dobry miesiąc mógłby mieć z nią sielankę jak z reklamy margaryny pełnej słońca, śmiechu i tryskającej zielenią trawy, ale na tym koniec. Ludzie widzą i doceniają pojedyncze fakty. Jeśli mieliby cenić kwiaty to bardziej docenialiby to, że dostają jedną różę miesięcznie niż gdyby raz weszliby do pokoju przystrojonego kwiatami jakby maczał w tym palce Wielki Gatsby.
Dla niego rezygnacja z tej oferty, mogłaby być skreśleniem jednego scenariusza na całe życie, za który ona powinna być wdzięczna równie długo. Dla niej byłby to tylko jeden romantyczny uczynek, który przysypałby kurz codzienności. On każdego dnia widziałby, że nie robi tego co chciał i czułby, że ona powinna go za to głęboko kochać i nic więcej nie oczekiwać. Ona miałaby pretensje, że nie wyniósł śmieci.
W mojej wizji idealnego związku ludzie powinni być ze sobą do chwili, kiedy oboje są szczęśliwi bez konieczności starania się, dokonywania trudnych wyborów i poświęcania się. Związek powinien dawać na tyle dużo przestrzeni, żeby samorealizacja była możliwa. Właściwie to nie ma innej opcji, bo każdy płacz pod tytułem: “Jeśli mnie kochasz to zostaniesz ze mną”, bez względu na podjętą decyzję doprowadzi do tego, że tylko jedna strona będzie w pełni szczęśliwa.
Niby fajnie, ale patrząc na czyjeś szczęście nie zaczniesz go automatycznie odczuwać, tak samo jak stojąc obok cudzego Lamborghini, nigdy nie poczujesz się jakbyś je miał.