Ostatnio moja znajoma zaczęła spotykać się z facetem. Poszli na kilka randek, które były całkiem przyjemne. Nie podobało jej się tylko to, co się między tymi randkami działo, bo działo się… niewiele. On praktycznie nigdy nie odzywał się do niej pierwszy i miała wrażenie, że robi to wyłącznie wtedy, kiedy już nie ma nic innego do robienia. Może nie jest to zbrodnia, ale ona lubi relacje, w których czuje bliskość i ma z kimś kontakt na co dzień, a nie raz w tygodniu.

– Rozumiem, ale dlaczego mu tego nie powiesz? – zapytałem.

– Bo wiesz, nie chcę go osaczać – odpowiedziała tak, jakby to coś wyjaśniało.

Cóż, pozwólcie, że wyjaśnię wam cztery rzeczy dotyczące dobierania się w pary.

 

1. Tak, emocjonalne osaczanie to nic dobrego

Każdy facet zna typ kobiety-bluszcz. To kobiety, które są zbyt… intensywne. Kiedy z nimi jesteś, to brakuje ci powietrza. Chcą ciebie zagłaskać i wyprzytulać jak Elmirka z Animków. Pozornie wydaje się, że zrobią dla ciebie wszystko, ale w rzeczywistości chcą, żebyś to ty zrobił wszystko dla nich. Nie dopuszczają do siebie słów: „Nie”, „Mam inny pomysł” albo „Mam własne życie”, więc kiedy im odmawiasz to wpędzają cię w poczucie winy. Jeśli jesteś w takim związku, to bez przerwy postępujesz wbrew sobie, żeby tylko ochronić delikatne i kruche uczucia drugiej osoby.

To jest osaczanie. Oznacza ono zmuszanie kogoś do przyjęcia twojego punktu widzenia pod groźbą: „Bo będzie mi smutno i mnie skrzywdzisz”.

Jeśli chcesz tego uniknąć, to bardzo dobrze, bo przy tych zachowaniach licznik Geigera zacząłby szaleć. Tylko widzisz, nie każde mówienie o swoich potrzebach jest toksyczne. Dopóki nie zaczynasz każdej znajomości od słów: „Cześć, jestem Kasia i marzę o sukni z welonem” albo nie kończysz pierwszej randki wyznaniem dozgonnej miłości, to mówienie o potrzebach jest nie tylko naturalne – często jest wręcz niezbędne. Dlaczego? Bo ludzie potrafią się bardzo różnić.

 

2. Nie każdy pasuje do każdego

Na poziomie logicznym wszyscy to wiemy. Nawet za czasów szkolnych były dzieciaki, z którymi za nic w świecie nie siedzielibyśmy w jednej ławce, a w przypadku związków jest to jeszcze bardziej widoczne. Problem w tym, że często zachowujemy się tak, jakby w relacjach wszystko zależało od nas.

Jeśli należysz do takich osób, to spotykając kogoś, kto ci się podoba i okazuje ci zainteresowanie zaczynasz myśleć: „Ok, jak dobrze to rozegram, to może być z tego piękny związek”. Jedyne co musisz zrobić to zachowywać się tak jak należy i mówić odpowiednie słowa. Na tym przekonaniu bazuje poszukiwanie precyzyjnych rad w rodzaju: „Czy jak zadzwonię po 2 dniach i 4 godzinach, to będzie w porządku?”.

Niestety takie podejście to fikcja. To że ktoś cię pociąga, to ledwie początek. Iskrzenie seksualne nie znaczy, że nie będziecie się gruntownie różnić w takich obszarach jak: wartości, styl życia, oczekiwania dotyczące związku, plany i cele życiowe. To, na ile te oczekiwania są zgodne odpowiada za jakieś 80% sukcesu relacji. Jeśli nie idą one ze sobą w parze, to naprawdę nie ma znaczenia to, że powiesz o swoich potrzebach.

 

3. Żeby stwierdzić czy ta osoba jest dla ciebie, musicie znać swoje potrzeby

Fakt, że potrafimy się od siebie różnić i to w sposób fundamentalny oznacza, że musicie znać swoje potrzeby. Jak inaczej sprawdzicie, czy do siebie pasujecie?

Nic dziwnego, że najlepiej w miłości wychodzą osoby z podejściem: „Nie muszę z tobą być”. Wiem, że to brzmi surowo, ale mam tu na myśli postawę typu: „Mam swoje życie, cele i upodobania. Nie musimy ze sobą być za wszelką cenę, więc po prostu sprawdźmy, czy do siebie pasujemy. Jeśli tak, to super. Jeśli nie, to też w porządku”.

Takie osoby akceptują siebie w pełni i zamiast milczeć lub próbować narzucić komuś swoje zdanie, mówią o sobie. O tym, że wolą się wspinać po górach niż leżeć na plaży, że chcą lub nie chcą mieć dzieci, że lubią publicznie trzymać się za ręce i przytulać. Wiedzą, że mają udane życie i proponują innym bycie jego częścią, ale nie ma w tym presji i oczekiwań. To nie jest osaczanie. To tylko szczere i autentyczne zaproszenie.

 

4. Ukrywanie swoich potrzeb nie zapewni ci sukcesu

Jedyne co w ten sposób osiągniesz to tworzenie relacji, które będą pełne niedopowiedzeń, przemilczeń i pozaszywanych oczekiwań, albo wikłanie się w związki z ludźmi, którzy pasują do twojego życia jak pięść do nosa

Powód, dla którego tak się dzieje jest oczywisty – to, że nie powiesz o tym co lubisz nie sprawi, że różnice między wami w magiczny sposób się zasypią.

Nie wiem jak podchodzisz do ludzi, których poznajesz, ale jeśli traktujesz te relacje jak pole minowe, w którym pokazanie kim jesteś doprowadzi do serii niekontrolowanych wybuchów, to jest jedna rzecz, którą możesz dla siebie zrobić…

Stań przed lustrem. Popatrz przez chwilę na siebie. Uśmiechnij się. A później powiedz sobie, że masz prawo być sobą. Możesz lubić złote rybki, Squid Game i filmiki ze śmiesznymi psami. Możesz chcieć trzymania się za ręce, facetów których romantyzm nie zaczyna się po pięciu drinkach, otwartych rozmów i czegokolwiek innego.

Zaakceptuj siebie, a jak już to zrobisz, to znajdź osobę, która polubi ciebie taką, jaką jesteś i nie przejmuj się ludźmi, którzy szukają kogoś, kim nie jesteś.

Być może dałoby się dopisać tu kilka dodatkowych punktów, ale te dwa są zdecydowanie najważniejsze. Reszta to już dodatek.

Psst! Psst! Dołącz też do obserwujących bloga na facebooku lub instagramie.