Wszystkie związki na początku wyglądają podobnie.

W pierwszych tygodniach znajomości, eksponuje się zalety, a wady upycha się w szafie jak brudy przed nagłą wizytą. Randki to działania wojenne, których celem jest opanowanie cudzych myśli i usłyszenie słów „Nie mogę o tobie zapomnieć”. Na mieście on otwiera jej drzwi w samochodzie i nie burczy kiedy nie otrzepała butów ze śniegu. Przed spotkaniem w domu wyciąga się przepisy na najlepszy włoski makaron i przygotowuje dużą ilość czerwonego wina, przy którym będzie można rozmawiać o bajkach z dzieciństwa, przyszłych wakacjach i imionach, których się nienawidzi. W sypialni jest gustowna bielizna i zero bólu głowy (to u niej) oraz bokserki Calvina Kleina i wciągany brzuch (to u niego).

Zazwyczaj związki wyglądają też podobnie później.

Po kilku, może kilkunastu miesiącach już nie wciąga się brzuchów. Nie szykuje się ubrań z myślą o sobie nawzajem – robi się to co najwyżej z myślą o innych. Brudy z szafy zaczynają się wysypywać, a poukrywane wcześniej problemy leżą już na podłodze.

W tym momencie jakość związku zaczyna spadać, ale tak leniwie, że niemal się tego nie zauważa. Przypomina to ruch godzinowej wskazówki zegara. Wydaje się ona stać nieruchomo, ale jak popatrzysz na nią za jakiś czas, to dopiero wtedy widzisz jaką drogę pokonała. To samo robisz, kiedy siedzisz w ciszy, jaka zapada po kłótni. Patrzysz gdzie byliście i zestawiasz to z miejscem, gdzie jesteście.

W takich chwilach nie zastanawiasz się dlaczego ta druga fantastyczna osoba była sama. Już doskonale to wiesz i czujesz się jakbyś poszedł na film, którego najlepsze fragmenty zmieściły się w trailerze.

Dlaczego związki nie wychodzą?

O tym dlaczego relacje nie wychodzą można napisać sagę dłuższą, niż wszystkie tomy „Harry’ego Pottera”.

Nie wychodzą chociażby dlatego, że nie wszystkim na nich zależy.

Nie służy im skrajne niedopasowanie, braki w inteligencji emocjonalnej i ubogie umiejętności komunikacji.

Na koniec, szczególne miejsce na tej liście zajmuje krótkowzroczność – skupianie się na etapie zdobywania i ignorowanie całej reszty, a właśnie ten z błędów spotyka się najczęściej.

Najsłynniejszy romans świata opowiada o uczuciu szesnastolatka do czternastolatki. Akcja trwa pięć dni i pociąga za sobą śmierć sześciu osób. Nazywa się „Romeo i Julia”. Inne szablonowe opowieści kończą się na pocałunku (bajki), ślubie (komedie romantyczne) albo seksie (porno z fabułą), ale nie zawierają zbyt wielu wizji życia ze sobą przez piętnaście lat i przeżywania wspólnie tysięcy poniedziałków i czwartków. Media wypełniają artykuły z cyklu: „Jak zrobić świetne pierwsze wrażenie?”, „10 rzeczy, za które on/ona cię pokocha” i „Poznaj kod fizycznej atrakcyjności”. Wizualność kultury sugeruje, że liczy się powierzchowność i lepiej być gościem w porsche w leasingu, niż milionerem w toyocie. I nieważne, że stan konta w banku udowadnia, że jest odwrotnie.

Wszystko to sprawia, że ludzie planują początki znajomości jak szachiści. Żeby odpisać na wiadomość na Messengerze zwołuje się cały sztab, który debatuje nad tym, czy wiadomość będzie spoko czy nie (znacie?). Na forach potrafią toczyć się nieskończone dyskusje o tym, jakie wino kupić na randkę w domu albo jaki tekst najlepiej sprawdzi się w rozpoczęciu rozmowy. Nawet wrzucanie zdjęć urosło do rangi sztuki, której tajniki trzeba poznawać na szkoleniach.

Czy to źle? Filozoficznie trzeba odpowiedzieć: „To zależy”.

Początek początkiem, ale co z resztą?

W planowaniu startów nie ma nic złego, pod warunkiem, że nie ignoruje się dalszych etapów. Niestety tak jak planuje się pierwsze spotkania, tak niewiele osób wie co zrobić, żeby wciąż być w związku za pięć lat i nie mieć ochoty się zastrzelić. Martwią się jak wypaść atrakcyjnie na randce, ale już nieszczególnie tym, jak zachować tę atrakcyjność na co dzień.

Wynika to z całej serii powszechnie spotykanych złudzeń.

Wierzymy, że wystarczy zdobyć prowadzenie, żeby dobiec na metę na pierwszym miejscu.

Łudzimy się, że jeśli zrobimy wrażenie, to później nic go nie zmieni.

Mówimy sobie, że w tych czasach liczy się tylko to, co powierzchowne, więc ignorujemy pracę nad sobą, która jest ciężka i ważna, ale której nie widać na pierwszy rzut oka.

Tylko że te zdania nie są prawdziwe. Takie podejście nie działa w biznesie, w przyjaźni, w budowaniu marki, ani w związkach. Przypomina to rysowanie konia w sposób znany z memów i zdjęcia, które dodałem do tego tekstu. Początek jest dopracowany i piękny, ale im dalej, tym bardziej leci się na „jakoś to będzie”, a na końcu dochodzi do smutnej konstatacji, że z szansy na arcydzieło zostało rozczarowanie. Taki też jest skutek takiego podejścia do związków – skupiamy się na Tu i Teraz, a tymczasem Tam i Później nasze relacje spektakularnie się sypią. Walczymy o chwile, a gdzieś ucieka nam życie.

Piękne wizerunki wadliwych ludzi

Jeśli wierzysz w siłę pierwszego wrażenia, to przygotowujesz reklamę samego siebie kończącą się słowami: „Kup mnie już teraz, bo promocja zaraz się kończy!”. Jednak jeśli nie dbasz o nic więcej, to bardzo często w pięknym pudełku znajduje się tylko kilogram nadgniłych ziemniaków.

Robiąc to, rzucasz większość energii na pierwsze momenty, nie poświęcając nic na kolejne tygodnie, miesiące, a potencjalnie też lata, które są wielokrotnie ważniejsze. Jeśli dostaniesz kosza na pierwszej randce, to gwarantuję ci, że przeżyjesz to mniej boleśnie niż zakończenie kilkuletniego związku, w którym łączy was więcej, niż wymiana numerów telefonu. Wtedy to już jest kawał ciebie, nie mówiąc już o tak przyziemnych sprawach jak stracony czas i niejednokrotnie skomplikowane kwestie finansowe i rodzinne.

Po drugiej stronie profilu

Nie wiem kim chcesz być w życiu. Strażakiem? Szefową? Alternatywnym muzykiem lub wiolonczelistką? To twój wybór. Uważam jednak, że bez względu na wszystko nie powinno się być reklamą bez pokrycia. Marketing się liczy, ale tylko wtedy, jeśli nie zapomina się o produkcie – o tej osobie, którą widzi się za zdjęciem z twoim ulubionym filtrem.

Czy to kim jesteś i to, za kogo chcesz, żeby cię uważano się rozjeżdża? Czy jesteś równie stabilną, zaradną i interesującą osobą, jak twój profil? Czy swoje problemy rozwiązujesz równie sprawnie, jak dajesz rady w komentarzach? Czy po „okresie próbnym” robisz wciąż dobre wrażenie?

Dopóki odpowiedź na te pytania brzmi: „Nie”, to będziesz tylko pięknym spotem reklamowym, billboardem w centrum miasta, sprytną reklamą kontekstową, ale taką, która sprzedaje tylko raz.

Dla dobrych relacji to za mało.

Psst! Psst! Dołącz też do obserwujących bloga na facebooku lub instagramie.