Zazwyczaj pytanie: „Co tam u ciebie słychać?” wywołuje odpowiedzi, które są równie ekscytujące jak myśl o tym, że po pracy trzeba wyszorować muszlę klozetową. Czasem zdarzają się jednak smaczki. Na przykład do dziś pamiętam sytuację, w której moja koleżanka w odpowiedzi na to pytanie powiedziała:
– A dajcie spokój!

To proste stwierdzenie pociągnęło za sobą serię wynurzeń natury związkowej. Akurat wtedy spotykała się z gościem z sąsiedniej firmy (inne piętro, ta sama winda), ale nie bardzo wiedziała na czym stoi. Czasem chodzili na randki. Zdarzały im się momenty, w czasie których myśli się: „Łał! Ale się do siebie zbliżyliśmy”. Wtedy on się wycofywał. Raz na jakiś czas rzucał jej słowa słodkie jak cukierki: „tęskniłem”, „szkoda, że cię tu nie ma” oraz „muszę cię tutaj zabrać”. Jednak nie zabierał, bo zawsze pojawiały się nadprogramowe zlecenia w pracy, inne zajęcia, a w ostateczności wyrzut: „Myślałem, że jesteś inna”.

Uruchamiało to w niej skaner, którym przeczesywała swoje wszystkie wiadomości, spotkania i swoje zachowania, bo to na pewno jej wina. Przecież musi być wyjaśnienie i to leżące po jej stronie. Gdzie popełniła błąd? Dlaczego on tak ją traktuje? Co mogła zrobić inaczej? Bez przerwy szukała winy w sobie, bo chociaż poczucie winy sprawia, że nie chcesz żyć, to świat jest pełen masochistów, którzy lubią wypominać sobie błędy przy każdej okazji.

W ten sposób zachowują się nie tylko kobiety. Jest równie dużo mężczyzn, którzy dają sobą manipulować wzdychając, że „ona jest taka skomplikowana i inna niż wszystkie”. Traktują więc takie sytuacje jak wyzwanie, ale nie widzą, że zachowują się tak, jakby próbowali w artykule na Pudelku znaleźć trzecie, pisane szyfrem dno.

Prawda jest taka, że w takich sytuacjach w 99% przypadków, nie ma twojej winy, a wytłumaczenie tych wszystkich zachowań jest banalnie proste. Wymyślił je Wiliam Ockham.

Ockham był filozofem i mnichem w czasach kiedy obie funkcje nie były jeszcze traktowane jako zajęcia dla przegrywów. Pewnego smaczku może dodawać fakt, że zmarł w trakcie epidemii dżumy w 1347 roku. Zanim jednak to zrobił pozostawił po sobie zasadę myślenia, którą nazywa się „brzytwą Ockhama”. Mówi ona o tym, że podczas wyjaśniania zjawisk należy dążyć do prostoty i wybierać wyjaśnienia, które opierają się na najmniejszej liczbie założeń. W skrócie, prostsze znaczy lepsze.

Skoro tak, to zastanówmy się jakie powody może ktoś mieć, żeby traktować cię źle, nie znajdować dla ciebie czasu albo nie chcieć związku.

Na liście są takie wyjaśnienia jak:
1. Ma ciebie gdzieś
2. Nie chce związku
3. Jest osobą z mnóstwem problemów, których nawet nie chce rozwiązać
4. Naprawdę cię kocha i chce dla ciebie dobrze, ale nie wie jak to pokazać, bo jest ludzkim odpowiednikiem Excalibura, który czeka aż wybraniec wyciągnie go ze skały samotności.

Nawet gdybym chciał, żeby to ostatnie nie zabrzmiało sarkastycznie, to tak się stanie.

Kultura i dobre wychowanie wmówiło nam, że w każdym trzeba szukać dobra. Logika sugeruje, że ludzie zachowują się w określony sposób, bo mają ku temu powód (ale nikt głośno nie mówi, że czasem tym powodem jest to, że są nieodpowiedzialnymi, złymi lub szkodliwymi osobami). Mieszankę doprawiają rozmaite opowieści, które posługują się paradygmatem, że im większe wyzwanie i problem do pokonania, tym większa nagroda.

Owszem, tak bywa. Czasem. Jednak zazwyczaj większe wyzwanie oznacza tylko więcej zmarnowanego czasu.

Pamiętacie tą scenę z „Mrocznego rycerza”, w której Alfred mówi, że niektórzy ludzie nie mają celu i po prostu chcą widzieć jak świat płonie? Miał rację.

Często nie jest tak, że za mało się starasz, albo za bardzo, albo w zły sposób. Zdarza się też, że trafią się ludzie, którzy będą traktować cię źle, bez względu na wszystkie twoje starania, a na pytanie: „Dlaczego?”, odpowiedzą tylko: „Bo tak”.

I jeśli jakimś zrządzeniem losu mają także najpiękniejsze uśmiechy na świecie, to wciąż to nic nie zmienia.

W takich chwilach nie ma co roztrząsać. Tu trzeba siąść i nawet jeśli boisz się usłyszeć wyjaśnień, głośno oznajmić: „Czemu to robisz? Bo w ogóle mi się to nie podoba”.

Pokochaj prostotę. Skup się na faktach zamiast pakować się w emocjonalną gmatwaninę. Proś o wyjaśnienia, zamiast szukać ich na własną rękę. Bierz ludzi takimi, jakimi są, bez usprawiedliwiania ich i bez potępiania siebie. Przestań sobie wmawiać, że to, co dobre wymaga ofiary, bo sorry, ale związek, pieniądze czy hobby to nie aztecki kapłan, który żąda od ciebie przyprowadzenia dziewicy.

Powtarzam to od zawsze – jak chcesz prostego życia, to nie szukaj trudnych rozwiązań. A jak brakuje ci w życiu wyzwań to napisz apkę, przebiegnij maraton albo postanów, że wprowadzisz spółkę na giełdę. Też się zmęczysz, ale przy okazji zobaczysz więcej efektów.

Psst! Psst! Dołącz też do obserwujących bloga na facebooku lub instagramie.