Religia i duchowość, pieniądze, szczęście i oczekiwania wobec obu płci – cztery tematy, które zawsze budzą emocje, nawet jeśli gruntownie się je przegada siedząc wieczorem na plaży i rzucając nazbierane muszelki z powrotem do morza.

Szczególnie uderza ten ostatni. Pamiętam jak na którymś beforze piliśmy Jacka (tak jak uczył Jezus) i w trakcie zwyczajnej rozmowy ktoś powiedział:
– Ech, dobrze jest być kobietą. Nikt od was nic nie oczekuje.
– Jak to od nas nikt nic nie oczekuje?! – oburzyła się Karolina. – Wszyscy czegoś od nas chcą!
– No właśnie nie, bo przeciętny facet nie stawia kobietom żadnych wymagań. Ok, laska ma wyglądać, ale to byłoby na tyle.
– Akurat! Wystarczy, że taka dziewczyna nie posprząta w mieszkaniu to matka jej chłopaka już oceni, że nie nadaje się na żonę. Założy złą sukienkę i jego kumple pomyślą, że na niego nie zasługuje. Założy air maxy zamiast szpilek i już jest źle, bo przecież powinna zawsze chodzić w szpilkach.

Mówi się, że gdyby przeciętny mężczyzna wiedział jakiej ilości kobiet się podoba, to żaden nie miałby kompleksów. Problem w tym, że mijając kobiety nie widzi swoich szans, tylko odbicie swoich przekonań o sobie i o innych facetach, którzy zawsze są „bardziej”. Bardziej przystojni, bardziej zaradni, bardziej interesujący, a później się okazuje, że każda z dziewczyn, które oni zakwalifikowali, jako będące poza ich zasięgiem, była z gościem, którego widok raz na zawsze wyleczyłby ich z samokrytycyzmu.

Wtedy do mnie dotarło, że to samo dotyczy kobiet. To nie otoczenie, nie mężczyźni, nie matki, nie teściowe – tylko wy same narzucanie sobie takie oczekiwania, a zwłaszcza dotyczy to tych z was, które mają najmniej do tego powodów i życie uczy, że bardziej kształtem swojego tyłka będą przejmować się dziewczyny, którym nic nie można zarzucić, niż te, które powinny trzymać się od legginsów z daleka.

To wy obawiacie się, że ktoś pomyśli o was, jak o dziwce, mimo że nikt nie widział normalnego, w miarę ogarniętego faceta, który by tak nazwał piękną dziewczynę. To wy uważacie, że pryszcz na czole zrujnuje randkę. To wy szykujecie się na spotkanie półtorej godziny, chociaż zostałyście na nie zaproszone spontanicznie, w zwyczajny dzień. To wy myślicie, że musicie pokazać się ze strony idealnej kochanki, potencjalnej żony i matki, która umie przygotować obiad z pięciu dań na dwanaście osób. Kiedyś jedna dziewczyna zaprosiła mnie na kolację. Miała zrobić tartę ze szpinakiem i nawet ją zrobiła, ale była spalona i gorzka. Zostałem, bo zupełnie mnie to nie obchodziło.

Mężczyźni nie zauważają nowych fryzur nie dlatego, że im nie zależy, ale dlatego, że to wy widzicie swoje wady, jako nieproporcjonalnie duże. Pielęgnujecie w sobie kompleksy, chociaż donikąd to nie prowadzi. To wam wydaje się, że pomiędzy waszymi udami musi być przerwa i przenigdy nie mogą się stykać, ale jak długo żyję, nie widziałem jeszcze faceta, który przed odezwaniem się do dziewczyny postanowił wyjąć linijkę, zmierzyć ten odstęp i stwierdzić czy jest sens zagadać.

Wszędzie działa zasada Pareto. W każdej sytuacji 20% czynności odpowiada za 80% efektu końcowego. Pozostałe 20%, których brakuje do ideału, pochłania większość czasu, starań i stresu, chociaż jednocześnie jest to 20%, na które nie zwraca uwagi niemal żaden facet.

Stresowanie się tymi 20% przypomina rozpaczliwą próbę przechylenia szali na swoją stronę, tylko że jeśli musisz na nią rzucać podcięte końcówki włosów, żeby ktoś z tobą miał być, to znaczy to, że on ciebie nie chce. To jest jak przetrząsanie kieszeni i zbieranie drobniaków, żeby kupić sobie za wszystko, co masz samochód, i dopiero mając w ręce podpisaną umowę uświadomić sobie, że nie zostało ci nic na benzynę, żeby móc nim komfortowo jeździć. Zmuszanie się do bycia zawsze i wszędzie idealną ma tą wadę, że bez przerwy trzeba funkcjonować na najwyższych obrotach, bo wystarczy chwila nieuwagi, i cała misterna konstrukcja przewróci się jak klocki domino.

Właściwie to nawet nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby nie to, że spotykam znacznie więcej kobiet, które przejmują się tym, że odpryskuje im lakier na paznokciach, niż tym, że przeczytały w tym roku za mało książek, są toksyczne albo tak szczęśliwe, że przeciętny emo wydaje się przy nich kabareciarzem. 

Jeśli wiec koniecznie chcecie się o coś martwić, to martwcie się tym, czy spełniacie oczekiwania osoby, z którą jesteście, a nie wydumane oczekiwania społeczeństwa składającego się z jednostek, które prawdopodobnie nigdy nie będą pełnić w twoim życiu większej roli, niż statysta w tle. Jest to o tyle istotne, że znacznie więcej mężczyzn odchodzi, bo nie czują się w związku atrakcyjni i męscy, nie mają pola do samorealizacji, albo brakuje im świętego spokoju, niż dlatego, że ich dziewczyna nie umie wypolerować srebrnych sztućców i zrobić pieczeni ze schabu według przepisu jego świętej pamięci praprababki.

Serio.

Psst! Psst! Dołącz też do obserwujących bloga na facebooku lub instagramie.