Nie wierzę w trudne związki. W oznaczanie relacji słowami „to skomplikowane”. W pracowaniu nad związkiem i pielęgnowaniem go jak cytrynowego drzewka posadzonego w miejscu gdzie zamiast +30 stopni jest stale -15.
Za to wierzyłem w to kiedyś.
Jest taki typ kobiet, które chce się zbawiać, naprawiać i pieprzyć. Lubiłem je. Wszystkie miały za sobą ponure rodzinne historie i samodzielnie popełnione, nierozwiązane błędy. Wydawały mi się z nimi piękniejsze. Mniej banalne. Bardziej wrażliwe. Patrzyłem na nie i na ich problemy jak na całkowicie oddzielne byty. Jakby to je tylko spotykało w taki sposób jak mogłoby spotkać każdą inną osobę. Wystarczyłoby oddzielić je od ich problemów i pozostałoby w nich to co najlepsze, więc chciałem pokazywać im lepszy świat, dzielić się wiedzą i pomagać przejść ścieżką, którą sam musiałem wycinać maczetą.
Później zrozumiałem, że one i ich problemy to jedno i to samo. Jak Darth Vader i Anakin Skywalker i to mimo tego, że tylko ten pierwszy nosił zabawne czarne wdzianko.
Popatrz na to tak – każdy ma problemy, ale jakimś cudem niektórzy je rozwiązują, podczas gdy inni wolą nad nimi płakać, a w wolnych chwilach tworzyć kolejne.
Normalni, w miarę rozgarnięci ludzie nie mają zbyt wielu rozterek, emocjonalnych wahań i życiowych dołków. Nie masz pieniędzy to idziesz do pracy. Nie możesz znaleźć pracy to się dokształcasz i wtedy znajdujesz pracę albo zakładasz firmę myśląc, że jeszcze im wszystkim pokażesz. Nie układa ci się z chłopakiem to zmieniasz go na takiego, z którym będzie ci się układało. Popełniłeś błąd to wyciągasz wnioski i nie pozwalasz, żeby zbędny żal w tobie bezsensownie tkwił. Masz problem w związku to rozwiązujesz go rozmawiając z osobą, z którą w nim jesteś. Jesteś gruby to idziesz na siłownię, a czekolada przestaje być podstawowym składnikiem twojej diety. Są też sytuacje, których nie możesz zmienić i wtedy wzruszasz ramionami i zajmujesz się czymś na co masz wpływ.
To same proste, zdroworozsądkowe decyzje, które można podjąć ot tak. To nie jest budowa zderzacza hadronów. Nie trzeba mieć do tego mózgu Einsteina.
Kiedy w życiu radzących sobie osób dzieje się źle, to pytają siebie: „Co mogę zrobić, żeby było dobrze?”, a kiedy jest dobrze to uśmiechają się i mówią: „Ok”. Osoby z problemami tak nie mają. Kiedy jest źle łapią się za głowę i lamentują: „Ale jest źle, ale jest źle” licząc na to, że to samo minie. Z kolei kiedy jest dobrze to zamiast powiedzieć: „Ok”, drążą temat pytając: „Ale czy na pewno jest ok?”, dzięki czemu stale utrzymując się w poczuciu krzywdy, zagrożenia i niedostatku odsuwając swoje szanse na szczęście.
Cechy osób z problemami obejmują:
a) Chroniczną nieumiejętność podejmowania decyzji – wolą tkwić w złej, ale znanej sytuacji niż spotkać się z przyszłością kryjącą się za znakiem zapytania. Nie potrafią rzucić złej pracy, zdobyć nowych umiejętności, zrealizować pomysłu ani wybrać pomiędzy swoim narzeczonym, a facetem, z którym go zdradza.
b) Brak planowania przyszłości – ich plany na przyszłość rzadko wykraczają poza weekend. Wszystko nastawione jest na teraz, ale nie w pogodnym stylu cieszenia się życiem, ale w stylu: „Cieszmy się dziś, bo jutro może być gorzej”. Nie rozwijają swojej kariery, nie oszczędzają, nie przewidują i nie starają się zapobiec złym sytuacjom, które mogą się zdarzyć, a zamiast tego ochoczo się zadłużają.
c) Wiarę, że „jakoś to będzie” – nie wiadomo dzięki komu to „jakoś” się stanie, ale stanie się na pewno. To postawa, w której zrzuca się odpowiedzialność z siebie. Nie wierzy się w to, że jest się w stanie samemu coś zmienić, a zamiast tego tylko się czeka.
To długoterminowy styl myślenia, który zawsze prowadzi do nawarstwiania się problemów i to nie jest tak, że osoby z problemami rozwiążą je, a później będzie wszystko pięknie. Jeśli nawet jakiś przypadkiem rozwiążą to zaraz stworzą dwa następne – tak na wszelki wypadek.
Możliwe, że brzmi to dziwnie, ale one nie potrafią inaczej. Są uzależnione od swoich problemów. Ćpają je i „lubią” kiedy jest źle, bo to jedyny świat jaki znają. To dlatego nawet kiedy spotka je coś dobrego, będą wypatrywać oznak, że to tylko pozory. Będąc w związkach będą dopytywać czy kochasz tak często aż przestaniesz, szukać dowodów nieistniejącej zdrady do czasu aż żeby nie przeżywać afery na darmo pójdziesz i ją zdradzisz dając jej dowód potwierdzający, że świat jest wredny jak skurwysyn.
Ich życie jest jak jeżdżenie po koleinach ukształtowanych przez problemy. Ludzi określają różne rzeczy: praca, odmawianie różańca trzy razy dziennie, sukces, sytuacja z szóstej klasy kiedy znokautowało się najsilniejszego chłopaka w szkole albo to, że mama zawsze powtarzała synkowi, że jest grzeczny i miły. W życiu każdego człowieka jest chociaż jedno przeżycie, dzięki któremu jest tą, a nie inną osobą. W przypadku ludzi z problemami są to ich traumy, dramaty i wspomnienia. To dzięki nim są kimś – może niedoskonałym, ale jednak kimś. Bez nich są nikim.
Mark Twain powiedział: „Nie warto uczyć kota śpiewać. Sam się zmęczysz i kota sfrustrujesz”. Obawiam się, że to samo dotyczy prób zmieniania osób z problemami.