Może być na ten model wyżej.
Kiedyś dużo myślałem o mało praktycznych rzeczach. Między innymi o tym czy istnieje życie po śmierci. Jak większość osób wyrażałem nadzieję, że nie wiadomo, ale to nie powinno tak się kończyć, człowiek jest cudem, a skoro tak to gdzieś tam dalej powinno czekać na niego coś tak wspaniałego jak opakowanie chipsów, które nie byłoby wypełnione głównie powietrzem.
Logiki nie było w tym żadnej, ale mi to nie przeszkadzało. Przyjemnie było karmić się taką myślą. Przynajmniej do czasu, aż któregoś dnia przeczytałem zdanie, które to zmieniło. Już nie pamiętam kto jest jego autorem ani jak dokładnie brzmi, ale znaczenie było takie: „Jeśli są chwile kiedy się nudzisz, nie wiesz czego chcesz i czujesz że marnujesz czas to nie zasługujesz na życie wieczne, bo nie potrafisz wykorzystać nawet tego krótkiego okresu próbnego jaki dostałeś do dyspozycji”.
Wtedy pomyślałem: „No tak” i całkowicie wyleczyło mnie to z nadziei, że teraz jest chujowo i stabilnie, ale wystarczy nie robić nic głupiego i umrzeć nie naruszając szczególnie przepisów Kodeksu Karnego, a wszystko będzie pięknie.
W tym miejscu wypadałoby napisać, że od tamtego dnia zacząłem żyć pełnią życia, wykorzystując dobę w 100% i wypełniając ją robieniem nowych rzeczy, podróżowaniem, widokiem cycków, imprezami, pieniędzmi i widokiem cycków, ale po pierwsze – tak nie było, a po drugie – i tak już ten tekst brzmi jakby był pisany przez samozwańczego Mesjasza z rakiem mózgu i ubogim słownictwem.
Nie zacząłem tego robić, bo większość osób nawet nie potrafi tak od razu zacząć nawet diety. Wciąż dużo się nudziłem, mało śmiałem i unikałem bycia produktywnym jak typowy student w czasie sesji. Zacząłem robić to krok po kroku, ale gdyby nie tamto zdanie możliwe, że starzałbym się żałując, że nie mam więcej dni, w czasie których mógłbym odkładać na później swoje plany.
To nie dla mnie, bo właściwie nie chcę mieć szansy na drugi start po mojej śmierci. Nie chcę żyć z mentalnością braku czasu i poczuciem, że nie miałem go na najważniejsze dla siebie rzeczy. Nie chcę żyć z planem awaryjnym, że jak coś mi nie pójdzie to przynajmniej na jakiejś chmurce będzie mi tak dobrze jak mogło być mi teraz gdybym był mniej leniwy.
Zamiast tej opcji wolę lepiej, swobodniej albo chociaż dowcipniej wykorzystać czas, który mam.
Dlatego jeśli mogę to chętnie zamienię życie wieczne na Ferrari.
[Powyższy tekst nie jest ofertą w rozumieniu przepisów Kodeksu Cywilnego. Żartuję. Ferrari przygarnę zawsze.]