O ludziach nauczyłem się paru nieprzyjemnych rzeczy. Na przykład tego, że kochają spychać z siebie odpowiedzialność, marzą o posiadaniu tego, na co nie zapracowali oraz że są bezkonkurencyjni w tłumaczeniu dlaczego komuś w życiu wyszło.

Otóż Maćkowi się udało, bo dostał od ojca pół miliona na założenie pierwszej firmy. Gośka dostała rolę w filmie, bo wiedziała komu dać dupy. A Adam nie zostałby trenerem MMA o ciele „Dawida” Michała Anioła, gdyby nie dostawał lania od chłopaków z sąsiedniej klasy.

Wnioski są takie, że to nie jest ich zasługa, bo zadecydował o tym ktoś z zewnątrz, zbieg okoliczności, a czasami sytuacja, która kogoś sponiewierała i wypluła, dzięki czemu on stwierdził: „Nigdy więcej!”.

Do tych zdań jest zwykle podłożony soundtrack z nieśmiertelnym hitem pod tytułem: „Gdybym też”. „Gdybym też odziedziczył taki majątek to też byłbym już milionerem”, „Gdybym przespała się z szefem to też dostałabym awans”, „Gdybym urodził się w innym mieście, państwie i rodzinie to zostałbym kolejnym Zuckerbergiem”.

Takie myślenie pozwala zsunąć z piersi trochę odpowiedzialności i odetchnąć swobodniej – po prostu niektórzy mają szczęście, żeby być w dobrym czasie i miejscu, a tych szans to tylko głupi by nie wykorzystał.

To brzmi pięknie, ale rzeczywistość mówi co innego.

Rzeczywistość mówi: „Okoliczności się liczą, ale to ludzie mają prawdziwe znaczenie”

Opowiem ci historię z miejsca, w którym się urodziłem. Akcja dzieje się w małym powiatowym mieście – lekko ponad 20 tysięcy mieszkańców. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych powstał w nim prywatny zakład budowlany. Jego właściciel był przedsiębiorcą z prawdziwego zdarzenia, więc po kilku latach prowadzenia biznesu miał 30 pracowników, flotę samochodów ciężarowych, trzy kopalnie żwiru, dużą bazę powracających klientów oraz jasną przyszłość przed sobą. Miał też syna jedynaka, więc kiedy zmarł na zawał serca, cały majątek przeszedł na własność Krzysztofa (tak naprawdę to nie, ale jakoś nazwać go muszę).

Krzysztof był gościem, który zgarnął w rozdaniu karetę asów – urodzenie się w odpowiedniej rodzinie, znajomości, pieniądze i dużą firmę. Brzydki też nie był, więc kobiety go lubiły.

Początkowo szło mu nieźle. Pracownicy chodzili do pracy, klienci przyjeżdżali po towar, a on kupił sobie samochód z salonu i rozpoczął budowę willi na przedmieściach, który następnie wykańczał marmurem sprowadzanym z Włoch. Firmą zajmował się mało. Trzy lata później okazało się, że produkcja i ilość zatrudnionych osób spada i to pomimo tego, że koniunktura się nie zmieniła (o czym świadczy dynamiczny rozwój konkurencyjnych zakładów). Pięć lat od przejęcia firmy sprzedał większość samochodów ciężarowych i żwirownie. Po sześciu latach zwolnił ostatniego pracownika, sprzedał hale produkcyjne oraz swoją willę w stylu „późnego rokokoko”. Sam zamieszkał w małym, białym domku po dziadkach – jedynym co mu pozostało.

Wnioski? Są ludzie, których przykłady dowodzą, że można dostać złotą rybkę spełniającą życzenia i zrobić z niej tylko filety na obiad.

Dobry start nie gwarantuje dobrego miejsca na mecie

Łatwo jest myśleć, że znaczenie ma to, co zewnętrzne i że gdyby zgarnęło się pół bańki na start, to szybko dobiłoby się do listy najbogatszych. Albo że wyglądając atrakcyjniej miałoby się lepszy związek. Albo chociaż, że gdyby było się tak utalentowanym jak Ozzy Osbourne to radio wreszcie przestałoby puszczać to żałosne smęcenie.

Prawda jest jednak taka, że to człowiek ma znaczenie – jego energia, umiejętności i podejmowane decyzje. Zasoby są ważne, ale niewystarczające. Inaczej mówiąc, rzeczy mają taką wartość, co człowiek, który z nich korzysta. Spódnica baletnicy nie zrobi z ciebie primabaleriny. Pieniądze nie zrobią z ciebie milionera (za to mogą z ciebie zrobić na krótko biedaka z milionami). Posiadanie samochodu formuły F1 nie zrobi z ciebie Michaela Schumachera. To tylko dodatki, instrumenty, a nie mają one znaczenia jeśli nie umiesz na nich grać.

I właśnie dlatego świat jest pełen:
– pięknych kobiet, które swoje potencjalne piękno mają ukryte pod kilkudziesięcioma zbędnymi kilogramami
– pisarzy, którzy nigdy nie siadają przed edytorem tekstu
– i milionerów, którzy zamiast zarabiać hajs tylko oglądają „Dragons’ Den”.

Dlatego nie wmawiaj sobie, że nie możesz czegoś zrobić, bo nie dostałeś: lepszych genów, pieniędzy czy znajomości. Są ludzie, którzy dostają to wszystko na starcie i też nic z tym nie robią.

Liczy się progres

Mam opinię osoby, która kładzie duży nacisk na osiągnięcia i dawanie z siebie więcej. To nieprawda. Mam tylko uczulenie na ludzi, którzy winę za swoje niepowodzenia zrzucają na to, że ktoś inny ma łatwiej. W takiej postawie jest dużo zawiści i szukania usprawiedliwień, a mało pracowania nad tym, co się dostało.

Wiem, bo też taki byłem. Widziałem dookoła siebie osoby, które miały ode mnie lżej. Czułem się jakbym szedł boso, a one biegły w nowych najeczkach. Wyobrażałem sobie gdzie już teraz bym był, gdybym też miał na nogach takie buty. Większą część mojej doby zajmowało mi myślenie o tym, co oni mają, a ja nie. Zacząłem to zmieniać dopiero w liceum. Skupiłem się na sobie. Zacząłem pisać. Zainteresowałem się biznesem. Pracowałem nad wizerunkiem. Założyłem pierwszą firmę, a później pierwsze strony internetowe. W weekendy i święta zwykle pracowałem, a zamiast jeździć na wakacje oszczędzałem i inwestowałem pieniądze. Dzisiaj czasem słyszę od znajomych mających lepszy start: „Ale ci się poszczęściło!”. Tiaa, poszczęściło. A to wszystko, co z siebie dawałem to niby nie miało znaczenia?

Nie jestem wierzący. Właściwie rzecz biorąc to jestem bardzo niewierzący. Nie zmienia to jednak tego, że cenię przypowieść o talentach. Zgadzam się z jej wszystkimi wnioskami, a te wnioski są następujące: „Nieważne, że dostałeś tylko jeden talent, a inny sługa pięć. Wciąż twoim zadaniem jest to, żeby swoje zasoby wykorzystać i pomnożyć, a nie zmarnować.”

Kropka.

Zasoby nie są rozkładane po równo, ale nie ma osób pozbawionych jakichkolwiek możliwości

Czasem tą szansą jest kochająca rodzina albo znajomości. Innym razem wygląd albo unikalny styl patrzenia na świat. Czasem jest to tylko potężne wkurwienie o treści: „Chcę inaczej!”.

Jednak nieważne jak duże, lub jak małe są te zasoby, bo wciąż trzeba grać tym, co się ma.

Ten tekst zacząłem od mówienia o tym, jakich mało pozytywnych rzeczy nauczyłem się o ludziach. Nie napisałem jednak tego, że potrafią też zaskakiwać, kipią od kreatywności, a kiedy zaczną brać odpowiedzialność za to, jak wygląda ich rzeczywistość, to bardzo często okazuje się, że stać ich na znacznie więcej, niż sami myśleli.

Tylko żeby się o tym przekonać, trzeba zacząć patrzeć na to, co się trzyma w rękach, a nie na to, co dostali inni. Czasem może się okazać, że w rzeczywistości dostałeś dużo więcej, niż oni.

Psst! Psst! Dołącz też do obserwujących bloga na facebooku lub instagramie.