Mam trzydzieści parę lat i dużo już w swoim życiu widziałem, więc niełatwo mnie zszokować. Pomimo to, niektóre rady, które daje się singielkom szokują mnie nieustannie.

Wygląda to tak, że jest sobie dziewczyna. Skończyła studia, czasem ma doktorat i zawsze ma ambicję. Nie zamierza chować głowy w piasek przed swoimi marzeniami. Wie czego oczekuje i umie o siebie zadbać. Wygląda świetnie i jest tego świadoma, więc kiedy słyszy komplement, nie rumieni się, nie opuszcza wzroku i nie pyta: „Naprawdę tak myślisz?”. Mówi tylko proste: „Dzięki!”. To nie jest delikatny kwiatuszek, który trzeba bronić przed wiatrem. To królowa, która energicznym stukotem swoich obcasów daje znać, że wie czego chce.

Jeśli jesteś ambitna, dbasz o siebie i masz faceta, to nie ma problemu. Gorzej jak go nie masz i poprosisz kogoś o radę. Okaże się wtedy, że jesteś sama, bo jesteś zbyt inteligentna. Zbyt wymagająca. Zbyt zaradna. Zbyt ładna.

Taki wniosek przebija się z poradników, artykułów na popularnych portalach oraz z rad babć, matek i ciotek. Według nich faceci muszą czuć, że to oni rządzą w związku. Ich ego rozleci się na kawałki jeśli ty będziesz zarabiać 10 000 zł, a oni tylko 3 000 zł. Wtedy spanikują, bo nie chcą być z partnerkami, za którymi nie nadążają.

Jeśli więc chcesz związku, to daruj sobie ambicję. Przestań czekać na kogoś, kto potraktuje twoje aspiracje serio. Czy nie lepiej samej zwolnić zamiast czekać na kogoś, kto ci dorówna? 

Wiecie co jest najgorsze w takim gadaniu? To, że wy je kupujecie.

Słyszycie, że to nieładnie jak kobieta jest inteligentna albo dużo zarabia i nie pytacie, czy w ogóle da się być zbyt mądrym albo mieć za dużo pieniędzy. (Podpowiem, że to niemożliwe.)

Nie zastanawiacie się też, jak często ktoś mówi do mężczyzn: „Wiesz co, jak dalej będziesz zarabiać tak dużo, to Zosi będzie przykro. Weź sobie poszukaj gorszej pracy”.

Po prostu myślicie: „Tak, tak, to we mnie jest problem, bo za dużo oczekuję”.

Tymczasem nie w tym problem. Czasem tkwi on w tym, że kobiety, które uważają się za silne i piękne, w rzeczywistości są opryskliwe, mało empatyczne i nieprzystępne. Jeszcze częściej problemem jest to, że kobiety próbują wchodzić w związki za wszelką cenę. Wiążą się więc z jakimiś patałachami, którzy nie potrafią znieść myśli, że ich partnerka radzi sobie lepiej od nich. Z facetami, którzy mają za małe jaja, żeby udźwignąć fakt, że komuś nie dorównują. Z mężczyznami, którzy zamiast się za siebie zabrać, wolą zmuszać innych do obniżenia lotów.

Jeśli się do nich dostosujesz, to naprawdę będzie ci łatwiej znaleźć partnera. Pytanie jednak brzmi, czy naprawdę chcesz przez resztę życia udawać głupszą, brzydszą i mniej zaradną, w imię bycia z kimś, kto nie tylko za tobą nie nadąża, ale nawet nie potrafi ciebie zaakceptować?

Niektóre moje koleżanki zamiast być egoistkami, odpowiedziały na to pytanie: „Tak”. Wybrały poświęcenie się dla związku. Zaczęły mówić, że najważniejsze jest zdrowie i mówienie „Dzień dobry” sąsiadom, a nie jakaś tam kariera i rozwój. Przestały eksponować swoją inteligencję. Na ich ustach zagościł wymuszony uśmiech, kiedy słyszały żenujące żarty swojego faceta i jego kolegów. Wyszarpywały ze swoich skrzydeł pióra, żeby ich partnerowi nie było przykro, że sam ma mniejsze możliwości. Żeby on mógł za nimi nadążyć, one cały czas zwalniały.

Przypominało to jazdę samochodem, w której jesteś kierowcą, a pasażer cały czas zaciąga hamulec ręczny. Dzisiaj wszystkie są już po rozstaniach.

Wbrew pozorom nie chodziło o to, że były zbyt ambitne, albo że ich partnerzy radzili sobie gorzej. To normalne. W parach praktycznie zawsze ktoś jest bardziej zaradny. Czasem radzą sobie lepiej mężczyźni, a wtedy kobiety robią to, co robiły ich matki – zajmują się domem. Czasem radzą sobie kobiety, a wtedy mężczyźni robią to, czego nie robili ich ojcowie – gotują zupy dla dzieci, odrabiają z nimi lekcje i świętują sukcesy swoich żon. Witaj w XXI wieku!

Wśród tych wszystkich par, znam też takie, których przykład udowadnia, że nawet jak jesteś superambitną osobą, która biega maratony, prowadzi szkolenia w całej Polsce i jeszcze działa charytatywnie, wciąż możesz być szczęśliwa z kimś, kto spędza życie na kanapie. Pod jednym warunkiem – że ta osoba akceptuje to, że potrzebujesz więcej i nie zmusza cię do tego, żebyś zadowoliła się oglądaniem „Kuchennych Rewolucji”.

Jak zabraknie tej wzajemnej akceptacji, to wytrzymasz tak miesiąc, rok, może nawet dziesięć lat. W końcu jednak zacznie brakować ci powietrza. Będziesz porównywać to, co masz, z tym, co mogłaś mieć. Z każdym miesiącem coraz głośniej będzie brzmieć w twojej głowie pytanie: „Czy naprawdę chcę przekreślić wszystkie swoje szanse, bo komuś będzie przykro, jeśli po nie sięgnę?!”

Wtedy zrozumiesz coś, co każdy facet i każda kobieta powinni rozumieć od pierwszego dnia swojego życia – że jeśli bycie z kimś wymaga od ciebie, stania się kimś, kim nie jesteś i nie chcesz być, to nie jest to osoba dla ciebie.

Psst! Psst! Dołącz też do obserwujących bloga na facebooku lub instagramie.