Każdy kto nie jest wychowanym przez wilki socjopatą, pewnie nie raz natknął się na takie rozważania jak te, czy mężczyźni wolą blondynki czy brunetki. Albo jakie cechy musi mieć dobry pomysł na biznes. Albo jak napisać bestseller, nagrać przebój czy zrobić cokolwiek innego, co rozpoczyna się od sylaby „naj”.

Odpowiedzi na te pytania są wyjątkowo nęcące, ale fakt, że wciąż zadajemy je od nowa, świadczy o tym, że są mało skuteczne. Stoi za nimi przekonanie, że istnieją rozwiązania, które działają wszędzie i na każdego. To dlatego tak wiele kobiet wierzy w to, że jeśli chcesz mieć świetnego partnera, to musisz być damą na mieście, idealną kochanką w sypialni i umieć piec cynamonowe ciasteczka. Nie przez przypadek to samo zjawisko widać też w biznesie, kiedy początkujący przedsiębiorcy są przekonani, że dobry pomysł to taki, który spodoba się każdemu czy w twórczości, kiedy zaczyna się rozmaite projekty z założeniem, że każdy, kto je zobaczy, natychmiast je pokocha.

Czy to prawda? Nieszczególnie.

Twoja publiczność

Jest taka historia o komiku. Uchodził za jednego z najlepszych stand-uperów świata. Nad swoim nowym show pracował już od dawna. To miał być jego najbardziej udany stand-up. Tematyka, żarty i puenty były unikalne. Nie takie, że znów „chłop przebrał się za babę”, albo w którym używał dowcipów, które już pół roku wcześniej widziałeś na memach.

Postanowił wystąpić anonimowo przed losowymi odbiorcami, ale lata scenicznych doświadczeń sprawiły, że wyszedł na scenę odprężony, wyprostowany i z wypiętą klatką piersiową. W głowie tylko jedno zdanie: „To będzie petarda!”. Uśmiechnął się i zaczął mówić. Kiedy przeszedł do pierwszej puenty, z zaskoczeniem stwierdził, że trafiła ona w próżnię. Nikt się nie śmiał. Widzowie tylko ze sobą rozmawiali, jakby on nie istniał.

Pomimo to, postanowił kontynuować przedstawienie. Z każdym kolejnym żartem było gorzej. Nie w tym sensie, że widzowie śmiali się jeszcze mniej, ale dlatego, że wciąż tego nie robili.

Nigdy nie czuł się tak upokorzony, zawiedziony, zdeptany, zniszczony. Gdyby bomba Little Boy przebiłaby się właśnie przez dach, to czułby się lepiej. Przede wszystkim dlatego, że już nie musiałby nic czuć.

Ze sceny schodził odwrotnie niż wchodził – zgarbiony i pokonany.

Nie wiedział jednak tego, że to naprawdę był jego najlepszy występ.

Nie wiedział również, że nikt się nie śmiał, bo widownia składała się z samych włoskich turystów, którzy zwyczajnie go nie rozumieli.

Poszukując skuteczności

Kiedy masz pięć lat i chcesz dostać prezent pod choinkę, to piszesz list do Świętego Mikołaja, a nie do Wróżki Zębuszki, ale nie zmienia to tego, że w dorosłym życiu robimy to znacznie gorzej. Z pietyzmem formułujemy swoje oczekiwania i staramy się jak możemy, a zupełnie nie zwracamy uwagi, że to nie wystarczy, jeśli na kopercie jest wpisany nieodpowiedni adres.

Tymczasem kiedy nie patrzysz do kogo się zwracasz, to kończysz tak samo jak ten komik. Nie pomoże ci najlepiej napisana książka, jeśli trafi do fanów harlequinów, tak samo jak skomplikowanej muzyki nie doceni fan disco-polo. Czy z kolei ktoś z zacięciem do słuchania indie rocka kupi bilet na koncert Zenka Martyniuka? Jest to równie prawdopodobne jak to, że ja kupię sobie książkę o hodowli orchidei. Podpowiem, że wśród mało interesujących mnie rzeczy, ta znajduje się zaraz za polityką wewnętrzną Nigerii i czytaniem „Strażnicy”.

Przykłady można mnożyć.

Nie doceni cię ktoś, kto w ogóle nie chce związku. Nie zje sernika z rodzynkami ktoś, kto nienawidzi rodzynek. Twoi przyjaciele i rodzina nie dadzą ci dobrej rady biznesowej. I nie chodzi o to, że to wredne buce. Raczej są to pomocne i fajne osoby, ale które nie są pomocne przy ocenie tego projektu. Dlaczego? Bo nie są odbiorcami tego, co chcesz robić. Nie ma też znaczenia, czy chcesz robić muzykę elektroniczną, doniczki czy prowadzić kanał na YouTube. Czy twoi wymarzeni odbiorcy wyglądają jak twój ojciec? Być może, ale znacznie częściej są zupełnie innymi ludźmi.

Kluczowe przekonania na dzisiaj są dwa

Pierwsze, to że nic nie jest dla wszystkich.

Są mężczyźni, którzy wolą blondynki. Są tacy, co lubią brunetki. Inni będą woleli rude, a jeszcze inni będą amatorami łysych. Na koniec, będą też tacy co wykrzykną ze zdumieniem: „A co mnie obchodzi kolor włosów?!”.

Są ludzie, którzy krzywią się na pizzę z ananasem, ale są też ci, którzy ją zamawiają.

Nie ma produktów, które zadowolą każdego. Nawet rzeczy luksusowe i potwornie drogie mają swoich przeciwników, a fani Lamborghini i Ferrari potrafią toczyć zaciekłe spory.

Mógłbyś na przykład myśleć, że skoro mój fanpejdż lubi od cholery ludzi, to nie ma osób, które mnie nie lubią. Tymczasem kiedy czytam różne opinie o sobie, to dostaję w łeb całkowicie sprzecznymi wnioskami. Całe szczęście, że zawracam sobie nimi głowę tylko nieco częściej niż Nigerią.

Dlaczego inaczej miałoby być z tobą?

Nie jesteś kablem USB, żeby pasować wszędzie. Zresztą nawet on nie pasuje wszędzie. Bez względu na to, jak dobrą (według swojej definicji) będziesz osobą, to wciąż ktoś stwierdzi, że to nudne albo zbyt doskonałe, bo jemu podobają się rysy. Czy jest w tym twoja wina? Oczywiście, że może tak być. Dobra wiadomość jest taka, że jest tak rzadziej, niż wiele osób z tendencją do samoobwiniania się sądzi. I prawdę mówiąc, za każdym razem jest mi trochę przykro, kiedy widzę fajną osobę, która sądzi, że jest do dupy, tylko dlatego, że jest przy nieodpowiednich dla siebie ludziach.

Drugie przekonanie jest z kolei takie, że nie ma w tym nic złego. Nikt nie potrzebuje większości, żeby żyć pięknie.

Będziesz w nie więcej, niż pięciu długotrwałych związkach w ciągu całego swojego życia (tych krótkoterminowych można natłuc całą masę). Większość ludzi nie ma więcej niż trzech bliskich przyjaciół, a jeśli twierdzi, że ma ich więcej, to prawdopodobnie dlatego, że ma mało wyśrubowaną definicję przyjaciela. I to jest ok.

Jeśli mojego bloga czyta sto tysięcy osób miesięcznie, to jest to tyle, co w kilku powiatowych miastach. Sporo, dopóki sobie nie uświadomisz, że to grubo poniżej 1% populacji Polski. I to jest ok.

Jeśli prowadzisz firmę, to wciąż nie jest wiele lepiej. Na twojej sali siedzą głównie obcokrajowcy, którzy wolą wcinać sałatkę z jarmużem, niż cię słuchać. I to też jest ok.

Tyle wystarczy, żeby oddychać pełną piersią, jeździć szybkim autem, budzić się z kimś, kogo się lubi, czuć że ma się znaczenie i żeby się spełniać. Skup się na tej mniejszości, która cię uszczęśliwi i pierdol resztę.

Mówię zupełnie szczerze. Miej to gdzieś.

Ostatecznie, nie chodzi o to, żeby każdemu pasować. Chodzi o to, żeby trafiać do odpowiednich osób i tylko na tym warto się skupiać.


Tekst jest częścią serii #kluczoweprzekonania, w której dotychczas ukazały się artykuły:

Informacje o cyklu znajdziesz w tym wpisie. a kolejny odcinek pojawi się na blogu w niedzielę 10 maja 2020 roku, o godzinie 18.45.

Psst! Psst! Dołącz też do obserwujących bloga na facebooku lub instagramie.