Kiedyś w Internecie widziałem wybitną wymianę zdań. Uczestniczyło w niej dwóch gości. Pierwszy z nich miał problem z dziewczyną, z którą się spotykał. Nie pamiętam o co tam chodziło, ale ewidentnie coś w tej relacji szwankowało. Zapytał co może zmienić, bo cholera, zależy mu.
Komentarz później zostały ucięte wszelkie wątpliwości. Zrobiło to zdanie: „Stary! A co cię to obchodzi?! Miej wyjebane, a będzie ci dane!”.
To było tak, jakby przyszedł Mojżesz, trzasnął laską o ziemię i rozstąpiło się morze.
Problem w tym, że to było niewłaściwe morze.
Kiedy warto sobie odpuścić?
Wiem, że podobnie jak tamten gość, wiele osób lubi powtarzać ten popularny slogan i traktować go jak swoje życiowe motto. Jest w nim też pewna logika, bo według różnych badań naukowych obniżenie motywacji potrafi sprawiać, że osiąga się lepsze wyniki.
Kiedy grasz dla zabawy, możesz więc sobie radzić lepiej, niż kiedy rywalizujesz w turnieju.
Rysując do szuflady możliwe, że stworzysz lepsze dzieła, niż kiedy będziesz to robić przed trzyosobową komisją.
Iskier zakochania nic nie dusi równie skutecznie, co widok osoby, która stara się za bardzo. W komediach romantycznych cwałowanie na białym rumaku sprawia, że druga osoba rzuca się komuś w ramiona. W realnym życiu zadzwoniłaby do najbliższego szpitala psychiatrycznego.
Co za dużo to niezdrowo, więc odpuszczenie sobie tego „za dużo” potrafi wiele zdziałać. Do czasu.
Kiedy przestaje to działać?
Problem w tym, że jest pokaźna grupa ludzi, którzy zdania: „Mam wyjebane, a będzie ci dane” używają niezgodnie z przeznaczeniem. Chociaż mogliby stosować je jako synonim dla powiedzenia: „Nie martw się na zapas”, to stosują je jako: „Będzie co będzie”, „Odpuść sobie”, „Bierz to, co masz i nie licz na więcej”, „Nie próbuj tego zrozumieć”, „Taki po prostu jest świat”.
Wydaje się to luzackie i swobodne. Możesz sobie wyobrażać, że mając takie podejście idziesz przez życie z odpalonym papierosem, zarostem na twarzy i spojrzeniem, jakby wszystko, co cię spotka, ciebie nie obchodziło. Ma to zalety, bo jeśli ci na niczym nie zależy, to nic nie może cię zranić. Wtedy możesz być jak ci faceci, którzy dostaną kosza, a później mówią: „I tak była brzydka”, chociaż wcześniej szczęki opadały im jak w starych animacjach Disneya.
W takiej scenie nikt nie chodzi w podkoszulce-żonobijce popijając za duże ilości piwa, ale to wciąż jest patologiczne. Taka postawa prowadzi do tego, że nie robisz nic, bo zawsze masz jedną odpowiedź. Nieważne co zrobiłeś źle i nieważne, co możesz zrobić lepiej. Po prostu miej wyjebane. Na innych ludzi. Na swoje uczucia. Na swoje potrzeby. Na ambicje. Albo dostaniesz to, czego chcesz, albo nie, ale nie możesz się tym przejąć.
Możesz na to patrzeć jak na postawę dla twardziela. Dla mnie jednak to jest tchórzostwo
Chodzenie i mówienie, że ma się wszystko gdzieś jest proste, ale to nie odwaga. To pozoranctwo. Jak chcesz zobaczyć odwagę, to sięgnij do swojego wnętrza, wyjmij to, na czym ci zależy, a później zacznij się o to starać.
Dopiero wtedy nie robisz dobrej miny do złej gry. Nie uciekasz w jakieś naciągane tłumaczenia. Zamiast tego zakładasz rękawice uszyte ze szczerości, wchodzisz na ring i bijesz się o wyniki.
Ja tak robię. Nie mam wyjebane. Przeciwnie. Zależy mi na osobach, których kocham. Zależy mi na tym, żeby mieć świetną rodzinę i dzieci, które będą mądrzejsze ode mnie. Zależy mi na tym, żeby udowodnić wszystkim, że bez względu na wszystkie wewnętrzne sprzeczności, dla każdego jest miejsce. Zależy mi na tym, żeby zmienić te kilka wycinków świata, na które mam wpływ.
Zależy mi
To samo polecam też tobie. Nie obiecam ci, że to nie zaboli. Przeciwnie. Możesz się na tym boleśnie przejechać, połamać, zranić, a później mieć te rany posypane solą.
Pamiętaj jednak o dwóch rzeczach.
Po pierwsze, że świat nie potrzebuje już więcej pacanów dumnych z tego, że wszystko mają w dupie. Potrzebuje za to ludzi, którzy rysują linie łączące ich dzisiaj, z punktami, w których chcą się znaleźć oraz ludzi, którzy powiedzą im: „To dobrze, że masz zainteresowania, ambicje, uczucia.”
A po drugie, że mówienie, że ci zależy to nie słabość tylko szczerość. Słabością jest mówienie, że nie potrzebujesz nikogo i niczego, bo trzyma cię to w miejscu. To proste przekonanie sprawia, że jedyną szansą na to, że dostaniesz to, czego chcesz, jest przypadek. Niestety fakty są takie, że „przypadkiem” częściej złapiesz rzeżączkę, niż to, czego chciałbyś najbardziej.
Nie dlatego, że rzeczywistość jest taka podła, ale dlatego, że z życiem jest trochę jak z wizytą w sklepie. Nie wyjdziesz z niego z czekoladą, jeśli ciągle powtarzasz, że jest ci wszystko jedno czy ją kupisz czy nie. Żeby ją dostać, znacznie lepiej powiedzieć: „Dzień dobry, zależy mi na kupieniu czekolady”.
Teraz zamień w swojej głowie „czekoladę” na rzeczy, których naprawdę chcesz i nie bój się mówić, że ci na nich zależy. Gwarantuję ci, że wyjdziesz na tym lepiej, niż idąc przez życie mówiąc, że nie potrzebujesz nikogo i niczego.
Tekst jest częścią serii #kluczoweprzekonania, w której dotychczas ukazały się artykuły:
- “Błędy cię nie określają“
- “Jak jesteś miły dla wszystkich, to często jesteś niemiły dla jednej osoby. Dla siebie“
- „Efekty są jedyną miarą prawdy„
Informacje o cyklu znajdziesz w tym wpisie. a kolejny odcinek pojawi się na blogu w niedzielę 19 kwietnia 2020 roku, o godzinie 18.45.
Dołącz do newslettera i odbierz w prezencie 50-stronicowy ebook (Nie)normalne, z którego dowiesz się jakie problemy w Twoim związku są powodem do niepokoju
Psst! Psst! Dołącz też do obserwujących bloga na facebooku lub instagramie.